poniedziałek, 31 lipca 2017

Od Vanessy C.D Nell

Aha. Cała sytuacja z pewnością nie należała do normalnych. Zmarszczyłam lekko brwi. Przy nich moja rodzina była najbardziej kochającymi się ludźmi na świecie, robiących wszystko, aby dogodzić swojej córce. 
Spóźniłam się na autobus jadący tuż pod sam mój dom. Następny był za bite dwadzieścia dwie minuty i szczerze powiedziawszy nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby na niego poczekać. Z resztą świeże powietrze mi dobrze zrobi, po tym spotkaniu. Z każdą sekundą ślęczenia nad prezentacją miałam ochotę jej powiedzieć, żeby skopiowała wszystko z tej pieprzonej wikipedii jak leci. Ale nie, ta prymuska Nell z pewnością by się na to nie zgodziła. 
~*~
- Dzień dobry, Nyssa! - ledwo otworzyłam drzwi, a już dobiegł do mnie wesoły głos mojej rodzicielki. Przewracam oczami. Skąd ona wiedziała, że to ja wchodzę? Ta kobieta jest magiczna, ale to z pewnością ukryte skill'e matek, których nigdy nie będę w stanie pojąć. 
- Cześć mamo! - odkrzyknęłam, zdejmując z nogi jednego buta. Szybko pozbyłam się także drugiego i weszłam do kuchni, sięgając po jabłko. Nie dane mi jednak było je chwycić, ponieważ dostałam chochlą po nadgarstkach. Auć. 
- Nie, nie kochanie. Za 20 minut jest kolacja i chciałabym, żebyś coś zjadła. - spojrzałam na nią zaskoczona. Skąd ta kobieta ma taki refleks? Ona chyba nigdy nie przestanie mnie zadziwiać. - Gdzie Cię nosiło cały dzień, kochanie? - spytała radośnie. - Czyżbyś znalazła sobie jakiegoś... chłopaka? A może to ten chłopak... - nie musiała dokończyć tego zdania. Wiedziałam już doskonale co powie dalej. Od dobrych paru miesięcy próbowała zesfatać mnie z jakimś totalnie nieznanym mi chłopakiem z równoległej klasy. Jakiegoś wieczoru, kiedy sprzedawał jej ozdóbki na kiermaszu, zaczęła nawijać o nim, jaki jest miły i w dodatku przostojny. 
Jęknęłam głośno. 
- Naprawdę? Mamo, przecież ja go nawet nie znam. 
- W takim razie gdzie byłaś? - jej głos stał się bardziej opiekuńczy. - Koleżanek za dużo nie masz, ale coś musiałaś przecież robić... - i tu trafiła w sam środek. Nigdy nie przyprowadzałam do siebie koleżanek. Nie miałam ich za wiele. Unikałam wszystkich jak ognie na przerwach. W życiu odwiedziły mnie tylko parę razy. 
- Robiłam projekt z geografii z koleżanką... - uwierzcie, samo to słowo ciężko przeze mnie przechodziło.
- Na jaki temat? - ożywiła się nagle. A od kiedy ją tak bardzo interesuje geografia? 
- Jakieś pierdoły. 
- Nyssa! Wyraz "pierdoły" to bardzo nieładne określenie, dobrze? Zapamiętaj to sobie.
Westchnęłam. Niedługo "toaleta" to będzie największe przekleństwo wszechczasów. 

Od razu po kolacji poszłam do swojego pokoju. Chwilę moje myśli zajęła książka, ale w końcu zwyciężył nade mną sen. 
~*~
Dzwonek. 
Normalnie tolerowałam lekcje, ale dzisiejszego dnia jakoś totalnie nie miałam chęci wysłuchiwać długiego monologu pani od historii. Do szkoły przyszłam parę minut przed lekcją, co mi się normalnie nie zdaża. Zazwyczaj bywam wcześniej, żeby doprowadzić do porządku moją szkolną szafkę z książkami, która umierała od syfu. Tym razem trochę zaspałam. Nawet śniadania nie jadłam dziś powoli, zrobiłam to dwa razy szybciej niż się powinno, przy okazji poparzając sobie język gorącą kaszą, zaraz potem popijając ją takiej samej temperatury herbatą. 
W sali zostały ostatnie miejsca. Jedno przy oknie, gdzie siedziała najgłupsza dziewczyna, jaką spotkał świat, drugie przy chłopaku, który całą lekcję smacznie chrapał i gadał o krowach przez sen, a trzecie... cóż. Koło Nell. Bez wahania zajęłam miejsce obok dziewczyny. Uprzejmie podziękowałam za propozycję siedzenia koło Amy. 
- Cześć... - mruknęłam niechętnie.

Nell?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz