niedziela, 9 kwietnia 2017

Od Rosalii C.D Jerome

Wzięłam głęboki wdech, rozglądając się dookoła. Las spowity był w mroku. Nikłe światło księżyca przedzierało się przez korony drzew. Wokoło panowała zupełna cisza. Uniosłam wzrok, spoglądając w górę. Nocne, bezchmurne niebo upstrzone migoczącymi gwiazdami stanowiło idealny obraz dla istoty, chcącej choć na chwilę uciec od rzeczywistości. Przyjemny szum wiatru, targającego moje włosy, mógłby nawet ukołysać mnie do snu. Nagle beztroski moment spokoju przerwał odgłos strzału, dobiegający z oddali. Odruchowo odwróciłam głowę w tamtą stronę, po czym zastygłam w bezruchu, uważnie nasłuchując. Smoki mają wyostrzone zmysły, toteż bez większego problemu mogłam usłyszeć to, czego ludzkie ucho by nie wychwyciło. Jakieś głosy, potem tylko krzyk... I dalej nic. Ponowna cisza. Stałam w miejscu, nie wiedząc co robić. Odgłosy dochodziły z klifu - tak dobrze znanego mi miejsca. Czasami zdarzało mi się właśnie tam dawać upust swojej prawdziwej naturze. Lot nad oceanem przy wschodzie słońca to coś wspaniałego. Niepewnie ruszyłam przed siebie, zaciskając wargi. Nie mam pojęcia, co mnie tam czeka. Skrycie liczyłam, iż nie znajdę tam zupełnie nic. Nieprzyjemny dreszcz przebiegł po moich plecach. Przez umysł przeleciała mi jedna myśl - Zakon. Tak, to możliwe. Ich można spotkać wszędzie. Przymknęłam na moment oczy, aby odegnać od siebie niepokojące myśli, którymi bynajmniej nie powinnam sobie zaprzątać głowy. Wtem ujrzałam jakąś postać, siedzącą przy na ziemi. Młody mężczyzna leżał nieprzytomny, oparty o pień drzewa. Z jego ramienia, obwiązanego kawałkiem cienkiego, białego materiału, sączyła się krew. Podbiegłam przerażona do nieznajomego. Chwyciłam za komórkę, chcąc wybrać numer na pogotowie, lecz szybko zorientowałam się, iż owe urządzenie jest zupełnie wyładowane. Uklęknęłam przed nim, po czym zdjęłam 'opatrunek'. Głęboka rana, prawdopodobnie od postrzelenia. Nie czekając na nic, wyciągnęłam z torebki butelkę wody mineralnej oraz chusteczki higieniczne. Szybkim ruchem ręki otworzyłam zakrętkę. Zamoczyłam porządnie chusteczkę, którą nastepnie ostrożnie obmyłam ranę chłopaka. Zdjęłam swoją bluzę, mogąca posłużyć jako tymczasowy bandaż. Zawiązałam materiał wokół ramienia nieznajomego, zaciskając jak najmocniej, żeby nie stracił do rana zbyt dużo krwi. Otarłam czoło z potu. Nigdy nie opatrywałam tak poważnego urazu. Położyłam się na ziemi. Moja torba posłużyła mi jako 'poduszka'. Zamknęłam oczy i nim się zorientowałam zapadłam w sen.

< Jerome? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz