niedziela, 9 kwietnia 2017

Od Delilah C.D Nathaniel'a

And I will say that we should take a day to break away
from all the pain our brain has made
the game is not played alone
And I will say that we should take a moment and hold it
and keep it frozen and know that life has a hopeful undertone.

Muzyka otulała zmysły, dawała chwilę ukojenia. Każda minuta była przepełniona strachem, nie wiedziałam kiedy Zakon uderzy. To jest już jakaś obsesja, schowałam twarz w dłonie. Czułam się rozbita, nie wiedziałam co mam obecnie ze sobą począć. Z moich przemyśleń, które zawsze prowadziły donikąd wyrwał mnie dźwięk dzwonka z telefonu. Nerwowo spojrzałam na urządzenie i chwilę wpatrywałam się w nie bezruchu. Wzięłam do ręki komórki, zerkając kto dzwoni – Nathaniel. No nieźle, odebrałam.
- Hej, tu Nathan! -usłyszał poznany mi parę godzin wcześniej głos. - Wiesz, grają dobry film w kinie. Miałem zamiar iść na niego dziś rano, no ale sama rozumiesz... Może chciałabyś się na niego wybrać?
- Och, jasne. – odpowiedziałam. Nie miałam dzisiaj nic do roboty, a spacer do mojej małej kryjówki w zrujnowanym apartamentowcu nie wchodził w grę. Kolejny atak psychopaty? Raczej podziękuję.
- To fajnie, podasz adres swojego domu? – zapytał, a ja się spięłam. Podać czy nie podać, dać się zabić jeżeli jest to Zakon czy nie dać się zabić. 
- Może lepiej jakbyśmy spotkali się na miejscu? – zasugerowałam nerwowo, wpatrując się w lustro wiszące na szarej ścianie mojego pokoju.
- Jak wolisz, o dwudziestej rozpoczyna się film. – usłyszałam głos Nathaniela. – To do zobaczenia.
- Cześć.
Położyłam telefon obok siebie, zastanawiając się czy dobrze postąpiłam. Jeżeli to jest zasadzka? Postanowiłam pierwszy raz w ciągu paru miesięcy nie stchórzyć, dam radę. Spojrzałam na zegarek, miałam dokładnie dwie godziny. Czas się szykować Delilah.

* * *
Poprawiłam włosy, swobodnie leżące na moich ramionach. Wyglądałam znośnie, jeżeli można to w ładny sposób ująć. Westchnęłam wpatrując się w lustro i lustrując siebie wzrokiem. Chuda, blada jak trup dziewczyna ubrana w czarne rurki z dziurami na kolanach, w tym samym kolorze bluzkę i lejący się kardigan w kwiaty. Nic lepszego nie mogłam wymyślić, teoretycznie jestem kreatywna, lecz w praktyce czułam jeden wielki mętlik w głowie.
Podeszłam do mojego łóżka i wyciągnęłam spod materaca pistolet – na wszelki wypadek. 

<Nath?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz