Delilah. Była tu. Tak blisko mnie, a jednocześnie tak daleko.
Dlaczego nasze drogi po raz kolejny musiały się skrzyżować? Chciałem o niej zapomnieć, wyrzucić ją z pamięci, powrócić do mojego jakże wspaniałego, samotnego wcześniejszego życia. Właśnie; „chciałem”. To słowo zawierało w sobie więcej kłamstw niż prawdy. Prawdą było to, że gdybym nigdy jej nie poznał, mój byt byłby zdecydowanie prostszy, ale nadal tkwiłbym w pustej melancholii zwyczajności, nie zaznając nigdy miłości do innej osoby. Dzięki niej byłem w stanie ponownie poczuć, że żyję. Wniosła do mojej egzystencji szczęście, radość połączone z nutką goryczy, ale dla tych chwil byłym w stanie jeszcze więcej cierpieć, więcej poświęcić.
W takim razie czym były te „kłamstwa”? Szmaragdowooką znałem niewiele ponad dwa tygodnie, a moje serce już nigdy nie będzie w stanie wymazać jej uśmiechu, smaku jej miękkich ust, tego irracjonalnego uczucia, które do niej czułem. I nadal czuję. I prawdopodobnie będę czuł. Uwielbiałem w niej wszystko, co tylko mogłem, począwszy od wyglądu, aż do jej niedoskonałego charakteru i roztrzaskanej osobowości przez tragiczną przeszłość. Hipokryzją byłoby ocenianie jej przez pryzmat tego; sam miałem na sumieniu wiele błędów, z których nie sposób byłoby się wytłumaczyć. Właśnie jedna z tych rzeczy bezpośrednio przyczyniła się do naszego domniemanego rozstania. Gdyby nie moje dziwne skłonności i pragnienia, nie musiałoby do tego dojść. Cóż, lepiej, że się wcześniej dowiedziała niż gdyby miała się o tym przekonać w innej sytuacji, a dzięki temu znała mnie już z mojej najgorszej strony. Może kiedyś udałoby się jej ją zaakceptować lub nawet coś więcej?
Moja dłoń nieśmiało powędrowała na jej kolano. Od kiedy usiadła obok mnie, ignorowała wszystkie moje słowa. Jej nienawiść do mnie jeszcze bardziej wzrosła, czy już o mnie zapomniała? Takim ruchem chciałem zwrócić jej uwagę, ale zamiast tego dziewczyna wyglądała na jeszcze bardziej przestraszoną i zszokowaną. Zacząłem opuszkami palców gładzić je, ale to nie wywołało u niej innej reakcji. Może jej się to podobało albo wręcz przeciwnie, strach nie pozwalał jej zareagować? Niezależnie od odpowiedzi na to pytanie i tak nie przestałbym tego robić, chyba że uzyskałbym od niej jakiekolwiek słowo. Zamiast niego blondynka pod biurkiem wykonała pozornie nic nieznaczący ruch ręką; zbliżyła ją do mojej dłoni. Chciała mnie odepchnąć, ostatecznie odrzucić? Ta myśl mnie sparaliżowała, była wręcz zbyt oczywista i prawdopodobna. Jednak szybko okazało się, że to, co zrobiła dziewczyna, było całkowitym tego przeciwieństwem. Położyła swoją dłoń na wierzchu mojej, a palce włożyła między moje palce, splatając je, tak, jakbym był jej ostatnią deską ratunku przed nieuniknionym i niesprawiedliwym losem. Miałem wrażenie, jakby jej całe niepewne ciało drżało. Dlaczego to zrobiła?
To, co starałem się zniwelować przez ostatnie dwa tygodnie, wróciło z sześciokrotną siłą. Tęskniłem za nią. Cholernie. Już nie mogłem temu się sprzeciwić, nie było drogi powrotnej. Po moim ciele przebiegła gęsia skórka, a oddech stawał się coraz szybszy. Ten niewinny dotyk był pełen sprzecznych uczuć, ale jednocześnie w moim odczuciu był aż nazbyt intymny i romantyczny. Kolejna bariera w moim sercu rozpadła się na drobny mak, bez możliwości odbudowy. Już nigdy nie chciałem oddalać się od dziewczyny, pragnąłem być zawsze obok niej. Tym razem słowo „chciałem” było prawdą za tolerowaną przez moją duszę, umysł i wewnętrzne ‘ja’.
Przez chwilę wpatrywałem się w jej pogrążoną w zamyśleniu twarz. Ciągle unikalna kontaktu wzrokowego, chociaż ja cały czas wpatrywałem się w jej zielone oczy. Lekko ruszyłem ręką, a ona w odpowiedzi, ze zrezygnowaniem podniosła ją; jednak nim zdążyła ją zabrać, połączyłem nasady naszych dłoni i splotłem jej palce ze swoimi w osobistym uścisku, a ona go odwzajemniła, co wywołało chwilowy, zawstydzony uśmiech na mojej twarzy. Kciukiem zacząłem powoli głaskać jej dłoń. Nie miałem zamiaru jej puścić.
- Del. – wyszeptałem. – Błagam, spójrz na mnie. – moje prośby ponownie nie zostały wysłuchane.
Cały czas jej wzrok był skupiony na ławce, chociaż jej dłoń z uczuciem ściskała moją. Rozejrzałem się po sali; wszyscy, łącznie z nauczycielką skupieni byli na lekcji i nikt nie zwracał uwagi na ostatnią ławkę pogrążoną w cieniu. Usiadłem bokiem do tablicy, by być przodem do Delilah. Wolną rękę chciałem zbliżyć do jej twarzy, a następnie delikatnie pogłaskać ją po jej zaróżowionym policzku, pasującym do koloru jej bluzy. Jednak nie byłem w stanie tego zrobić przez wewnętrzną blokadę. Uniosłem drżącą dłoń, co zwróciło uwagę dziewczyny, by zaraz potem szybko ją cofnąć i zacisnąć w pięść. Lekko przygryzłem wargę.
- Del.
Przeniosła wzrok na mnie i odwzajemniła spojrzenie. Wolną dłoń położyłem na naszych uściśniętych dłoniach i opuszkami palców zacząłem gładzić jej bladą skórę.
- Zamknij ryj. – wyrwała się, a obie ręce położyła na biurku. – Pogadamy potem. – odwróciła wzrok.
Zamurowało mnie, cały powitalny nastrój prysł. Przez krótką chwilę moje mięśnie odmówiły posłuszeństwa, a gdy odzyskałem sprawność, ponownie usiadłem przodem do tablicy. Bezgłośne „kurwa” wyrwało się z moich ust, a wzrok powędrował na widok za oknem.
O co chodziło tej dziewczynie? Ignoruje mnie, potem odwzajemnia uścisk, by na koniec znowu powrócić do chłodnej obojętności. Nie potrafiłem jej zrozumieć, nie mogłem odczytać jej uczuć względem mnie. Skoro tak bardzo mnie nie cierpiała, to dlaczego usiadła obok mnie i dotknęła mojej dłoni? Może jednak czuła do mnie coś.. więcej? Nie. Od razu odrzuciłem tę myśl.
Lekcja biologii przestała mnie interesować, nie słuchałem tego, co mówi pani. Skoro połączono mój rocznik z jej, to oczywiste było, że nie będziemy robić zwykłego tematu, ale nie obchodziło mnie to. Delilah w odróżnieniu ode mnie wyglądała na skoncentrowaną albo tylko takie sprawiała wrażenie, bym jej nie zaczepiał.
Usłyszałem tupot obcasów świadczący o tym, że nauczycielka chodzi po klasie. Kątem oka zauważyłem jej charakterystyczny chód, jak u pingwina i to, że stanęła obok ławki mojej i blondynki. Świetnie. Spojrzałem się na nią. Kobieta była prawdopodobnie po pięćdziesiątce, ale jeszcze nie przekroczyła sześćdziesiątki. Była niska. Bardzo niska, jej bordowe, krótkie włosy jednocześnie dłuższe od moich potęgowały to, a prześwity białych pasemek postarzały ją. Spokojna, wręcz babcina twarz pokryta była zmarszczkami, a dolna powieka jej oczu była podkreślona niebieskimi kreskami, co wyglądało źle. Brązowe oczy spoglądały na mnie z zawiedzeniem i pogardą.
- Jerome, znasz odpowiedź na to pytanie? – spytała. Oczy większości osób z klasy były skierowane na mnie.
- A może je pani powtórzyć? – poprosiłem łagodnym tonem. – Przepraszam, zamyśliłem się. – westchnęła.
- Dziecko, a gdzie jest twój zeszyt i książka?– wskazała na pustą połowę mojego biurka.
- Zapomniałem ich wziąć z domu. Jeszcze raz przepraszam. – małe kłamstewko. Najbardziej ze wszystkich obserwowała mnie towarzyszka z ławki, miałem wrażenie, że tłumi śmiech.
- To nie usprawiedliwia cię od nierobienia notatek. Wyjmij kartkę i zacznij pisać. I żeby to był ostatni raz, Jerome. – powolnym krokiem powróciła do tablicy. – Jak nie będziesz robił notatek, to bardzo źle na tym wyjdziesz. Miałam kiedyś taką uczennicę, co miała piękny zeszyt, pisała sprawdziany na same czwórki i piątki i potem dostała się na dobre studia. Jakby nie słuchała się mnie, to nie osiągnęłaby tego. Bo wiecie dzieci, że ja chcę dla was jak najlepiej. – który już raz słyszałem tę historię?
Naprawdę nie znosiłem tej kobiety. Irytowała mnie całym swoim zachowaniem, stylem bycia i ciągłym, bezsensownym gadaniem. Spojrzałem na tablicę, widniał na nim temat: „Obserwacje makroskopowe płazów. Sekcja zwłok żaby”. Ciekawe. Moja klasa robiła coś takiego w zeszłym roku. Dopiero teraz zauważyłem, że w każdej ławce siedzi osoba z mojego rocznika i z jej. Mieliśmy być dla nich czymś w rodzaju przewodników? Jeszcze lepiej.
- A teraz niech przyjdzie do mnie jedna osoba z każdej pary. – powiedziała nauczycielka.
- Ja pójdę. – zadeklarowałem i wstałem. – Wybacz, ale jesteśmy na siebie skazani. – szepnąłem od jej ucha i nie czekając na odpowiedź, wykonałem prośbę staruszki. Na początku chciałem powiedzieć ‘przeznaczeni’ zamiast 'skazani', ale w kontekście naszej znajomości brzmiałoby to, co najmniej niepoprawnie.
Na biurku nauczycielskim leżało kilkanaście zamkniętych większych pudełek i mniejszych. Każda para wzięła po jednym z każdego rodzaju oraz po dwie pary gumowych rękawiczek. Doskonale zdawałem sobie sprawę, co znajduje się w każdym z opakowań. Wróciłem na swoje miejsce, a wtedy nauczycielka zaczęła tłumaczyć co i jak mamy robić. Otworzyłem większe pudełko i zawartość, czyli martwą żabę, położyłem na wcześniej przygotowane na to miejsce. W mniejszym znajdowały się wszelkie przyrządy do wykonania tego zabiegu; wyjąłem małe szczypce i skalpel.
- Chcesz ją rozkroić czy ma to zrobić? – spytałem blondynki.
- Ja chcę. – wyrwała mi ostre narzędzie i chciała zatopić je w ciele martwego zwierzęcia.
- Poczekaj. – zatrzymała się. – Nie od tego się zaczyna. Najpierw połóż ją na grzbiecie. – wykonała polecenie. – Potem zacznij ciąć od szczęki aż do końca jej ciała. Tylko nie tnij za mocno, bo płazy mają cienką skórę i łatwo mogłabyś uszkodzić jej organy. – dziewczyna popatrzyła się na mnie jak na kosmitę. – No co? Jak chcesz, to mogę ci wytłumaczyć co i jak działa. – uśmiechnąłem się szyderczo. Wspomnienia, gdy uczyłem dziewczynę chemii, powróciły, ale szybko odrzuciłem o nich myśl.
- Nie, dzięki. – pewnym ruchem dłoni przecięła stworzenie. – Co dalej, nauczycielu? – powiedziała sarkastycznie.
- Przetnij teraz tu i tu. - długopisem, który trzymałem dłoni, ‘narysowałem’ dwie prostopadłe linie do powstałej rany. – No, a teraz wystarczy te płaty skóry odsunąć. – wzięła szczypce i zrobiła to. Naszym oczom ukazał się dość ciekawy widok. Wszystkie organy zwierzęcia były dobrze widoczne. – Płazy mają układ krwionośny po brzusznej stronie ciała. Tutaj widzisz serce. – na wymienione miejsca wskazywałem długopisem. – Płuca, wątroba, jelita. Jak chcesz, to możesz to wszystko powycinać. – uśmiechnąłem się. – W sumie taki jest cel tych zajęć. Wiesz, co jest jeszcze ciekawe? Chociaż płazy są niżej w ewolucji niż ludzie, to budowę wewnętrzną i szkielet mamy dość podobne.
- Wiesz co? Nie obchodzi mnie to. – skalpel wbiła w serce żaby, a jej krew rozpłynęła się po tatce, na której leżała i zalała całe wnętrze płaza. Dziewczyna wycięła je i podała mi szczypce, którymi je trzymała. – Proszę. To prawdopodobnie jedynie stworzenie, które jest w stanie oddać ci serce. – bez uraczenia mnie spojrzeniem, kontynuowała zabawę.
- To bolało. – udawałem udawanego zranionego.
- Nie powinno. Prawda nie powinna boleć. – powoli wyciągała resztę narządów z żaby.
- Jesteś najmilszą osobą, jaką znam. Naprawdę. – uśmiechnąłem się.
Przez resztę lekcji obserwowałem, jak dziewczyna bawi się tym biednym, martwym płazem, od czasu do czasu opowiadałem jej o czymś z tym związanym, ale w większości przypadków mnie ignorowała, jak zwykle. Nienawidziłem tego, tak samo, jak jej obojętności w stosunku do mnie. Czasami sprawiała wrażenie, jakby też coś do mnie czuła, ale szybko okazywało się, że to wszystko było tylko kłamliwym odczuciem.
- Mam nadzieję, że już wszyscy skończyli. – powiedziała nauczycielka. – Zostało pięć minut do dzwonka. Możecie już zacząć sprzątać. Żabę możecie wyrzucić do tego pojemnika. – wskazała na obiekt, stojący obok niej.
Zielonooka wstała i podniosła tacę.
- Daj, ja to wyniosę. – chciałem zabrać od niej ten przedmiot, więc stanąłem przed nią.
- Nie musisz. Poradzę sobie.
Nie poradziła. Kiedy zrobiła krok do przodu, to potknęła się o swoją torbę leżącą na ziemi. Bez zastanowienia złapałem ją, dzięki czemu się nie przewróciła. Moją nagrodą za ten jakże ‘heroiczny’ czyn było znalezienie się żaby wraz z wnętrznościami na mojej czarnej bluzie z długim rękawem. Dziewczyna, nadal trzymając już pustą tacę, odsunęła się ode mnie, przyglądając mi się uważnie. Zaczęła się śmiać.
- Dzięki, kurwa, głupia pierdoło. – powiedziałem do niej, a ona nadal nie przestawała się śmiać. Nauczycielka podeszła do nas przerażona.
- Jerome, nic ci nie jest? – spytała, patrząc się na mnie.
- Chyba nie, jedynie mam na sobie szczątki martwej żaby, to nic takiego, proszę się nie martwić. – uśmiechnąłem się sztucznie. – Najwyżej będę trochę śmierdzieć. – strzepnąłem kawałek jelita z ramienia.
- Chyba cuchnąć. – dodała Delilah, a uśmiech nie schodził jej z twarzy. Kilkoro uczniów przyglądało się tej scenie z zaciekawieniem.
- Musisz zdjąć tę bluzę. Masz może coś pod spodem albo jakąś inną koszulkę? – spytała staruszka.
- Tak, mam coś. – odparłem. Rozległ się dzwonek, cała klasa wyszła. Tak samo chciała zrobić też blondynka, ale nauczycielka powstrzymała ją.
- O nie, moja droga. Nigdzie nie idziesz. Masz pomóc koledze to posprzątać.
- Nie jest moim kolegą. – odparła. Ała.
- Pracowaliście razem, prawda? Więc odpowiadacie za to razem. – tym razem zwróciła się do mnie. – Chłopcze, pójdź się przebrać.
- Wystarczy, że zdejmę bluzę. – jak mówiłem, tak zrobiłem.
I dopiero wtedy uświadomiłem sobie, jaki błąd popełniłem.
Nauczycielka spojrzała się na mnie przestraszonymi i zdziwionymi oczami, a Delilah przyglądała mi się z ciekawością. Pod spodem miałem założoną ciemny podkoszulek na ramiączka, dlatego bez problemu mógłbym chodzić w nim po szkole, więc to nie było rzeczą, która je zdziwiła. Moje całe prawe przedramię było zabandażowane, co wyglądało tak, jakbym próbował popełnić samobójstwo poprzez podcięcie sobie żył, ale tym razem to nie było prawdą. Kiedy kilka dni wcześniej wyszedłem na wieczorny spacer, spotkałem członka Zakonu, który po łuskach na moich rękach zorientował się, że coś jest ze mną nie tak, że jestem smokiem. Wywiązała się między nami walka, którą wygrałem, ale zapłaciłem za to cenę w postaci urazu na mojej ręce. Nie martwiłbym się, gdyby ta rana była po prostu raną; kilka białych łusek zostało przeciętych przez broń i od tamtej pory nie zniknęły, a ja nie potrafiłem się ich pozbyć.
Gdyby starsza pani się o tym dowiedziała, to musiałbym ją zabić. Czy byłym w stanie to zrobić? Tak, zawsze miałem przy sobie broń, ale morderstwo nauczycielki w szkole, w której się uczyłem, było dość niemoralne i zwyczajnie głupie.
- Dziecko, czy ty masz jakieś problemy? – zaniepokojona kobieta podeszła do mnie i wskazała na ramię.
- To nic takiego, proszę pani. – nerwowo przeczesałem włosy dłonią, a blondynka zaczęła się śmiać.
- Na pewno? Pokaż mi to. – rozkazała.
- Naprawdę, nie muszę tego robić.
- Mam pójść zadzwonić do twoich rodziców i powiedzieć im o tym?
- Moi rodzice nie żyją od trzech lat. – uśmiechnąłem się z wymuszonym smutkiem. Śmiech dziewczyny stał się coraz głośniejszy.
- Delilah, to nie są powody do śmiania się. – zwróciła się do dziewczyny. - Przykro mi. W takim razie z kim mieszkasz? – spytała z niepokojem.
- Z babcią i siostrą.
- Więc do niej zadzwonię.
- Proszę, niech pani jej nie denerwuje. Babcia ma Alzheimera i przebywa teraz w sanatorium, więc nic nie będzie mogła zrobić. Poza tym jestem już pełnoletni, więc mogę decydować sam o swoim losie. – uśmiechnąłem się, a staruszkę zamurowało.
- W takim razie pójdę do psychologa i on sobie z tobą porozmawia. – kobieta zaczęła zbliżać się do drzwi. – W tym czasie tu posprzątajcie. – spojrzała na podłogę pełną żabich wnętrzności.
Wyszła z pomieszczenia i zamknęła drzwi na klucz, o czym świadczył charakterystyczny dźwięk. Znając jej tempo poruszania się, wiedziałem, że ta wędrówka zajmie jej dość sporo czasu. Rozległ się dzwonek oznaczający początek kolejnej lekcji. Zacząłem rozglądać się po sali, ale nie zauważyłem, by znajdowało się w niej coś, co mogłoby posłużyć nam do sprzątania. Tak samo, jak zielonooka zdjąłem gumowe rękawiczki i wyrzuciłem je. Próbowałem wyjść z pomieszczenia, ale bezskutecznie.
- I czym niby mamy to posprzątać? – powiedziałem bardziej do siebie niż do towarzyszki w niedoli. – I do tego nas zamknęła. Zajebiście. – dziewczyna stanęła za mną i cały czas mi się przyglądała. – Mamy teraz chwilę. To o czym chciałaś porozmawiać? – po odwróceniu, spojrzałem jej się prosto w oczy. Podeszła do mnie i złapała za zabandażowaną rękę.
- Czy... to przeze mnie próbowałeś się zabić? – spytała drżącym głosem.
- Nie. Nie próbowałem się zabić. – zaprzeczyłem. – Też mi nie wierzysz? To był wypadek.
- Nie wierzę ci. Chociaż mi to pokaż.
- Nie mogę, nie tu.
- Dlaczego?
- Zostałem zraniony przez członka Zakonu i od tamtej pory skaleczone łuski z tej ręki nie chcą zniknąć. – westchnąłem.
- Kiedy to się stało?
- Kilka dni temu.
- I naprawdę nic nie możesz z tym zrobić? – potwierdzająco pokiwałem głową. – Daj mi to zobaczyć. Proszę.
- Za chwilę ta kobieta wróci, więc nie. – nadal nie rozumiała. - Skoro tak ci zależy, to może też pokażesz jej swoje nadgarstki? – spojrzała się na mnie ze zdziwieniem.
- Kurwa, czy ty zawsze musisz wszystko komplikować?
- A ty niby nie robisz tego samego? – odparłem, a w odpowiedzi dostałem w twarz. – Suka. – pomasowałem policzek. - O czym chciałaś porozmawiać?
- Możesz się choć na chwilę zamknąć? – objęła mnie za szyję. – Tęskniłam za tobą, Jerome.
Jak to, „tęskniła”? Co dla niej oznaczało to słowo? Czy aby na pewno to samo, co dla mnie? Też za nią tęskniłem, ale nie potrafiłem wypowiedzieć tego w tamtej chwili na głos. Brakowało mi jej, a myśl, że ona może czuć to samo, sprawiło, że ciepło rozlało się po całym moim ciele. Była tak blisko mnie, dosłownie na wyciągnięcie ręki. Mogłem odwzajemnić „uścisk”, ale coś nie pozwalało mi się ruszyć; czekałem na to, co zrobi dziewczyna. Jej twarz powoli zaczęła zbliżać się do mojej.
O cholera.
Wiedziałem, co chce zrobić. Czułem to, to było zbyt oczywiste, jednak mój umysł nie chciał dopuścić do siebie tego. Stałem jak sparaliżowany, gdy jej miękkie usta dotknęły moich. Zamknąłem oczy, by wyczulić pozostałe zmysły. Delikatnie się zgarbiłem, by dziewczyna nie musiała stać na palcach. Nieśmiało drżącymi dłońmi objąłem ją w pasie i przycisnąłem do siebie, lekko uchylając usta. Nie musiałem długo czekać na to, by nasze języki połączyły się w najbardziej romantycznym tego słowa znaczeniu. Przyciągnęła mnie bliżej do siebie. Na początku to ona kontrolowała pocałunek, ale z czasem to ja przejąłem inicjatywę. Nasze usta co chwilę oddalały się od siebie, tylko po to, by zaczerpnąć powietrza, dającego energię na dalsze pieszczoty. Moje dłonie z talii dziewczyny przeniosły się na jej plecy; chociaż miała na sobie bluzę, to czułem, że schudła.
Co się z nią działo przez te dwa tygodnie? Ani razu do dziś nie widziałem jej w szkole, ale myślałem, że to było spowodowane tym, że po prostu ciągle mieliśmy lekcje w oddalonych od siebie salach. Zacząłem się o nią martwić. Nie zdziwiłbym się, gdyby podczas naszego spotkania coś sobie zrobiła.
I to „coś” byłoby tylko i wyłącznie moją winą. Zostawiłem ją, bo sądziłem, że tak będzie dla niej lepiej, że tak będzie jej prościej, ale myliłem się; znałem cześć jej przeszłości, wiedziałem, że jest chora, a mimo to zachowałem się jak zwykły śmieć.
Już nigdy jej nie opuszczę. Nie pozwolę, aby cierpiała przeze mnie, nawet jeśli mnie nienawidzi, a ten pocałunek ma na celu jedynie pogrążenie mnie w rozpaczy. Wtedy stałym się jej lalką, która mogłaby bez problemu kontrolować, ale jeśli to oznaczało możliwość stania u jej boku i obserwowania jej poczynań, to byłem w stanie się na to zgodzić.
Moje dłonie powędrowały wzdłuż jej pleców aż na pośladki, za które delikatnie chwyciłem, chcąc ją podnieść. Wiedziała, co zamierzam zrobić, więc ułatwiła mi to, podskakując. Nogami objęła mnie w pasie, dzięki czemu było mi prościej ją utrzymać.
Naprawdę była lekka. Lekka jak motylek. Zabolało mnie to.
Posadziłem ją na najbliższej ławce, bez przerywania połączenia między naszymi ustami. Mocniej przytuliłem ją do siebie. Delilah odsunęła się i zaczęła szybciej oddychać, tak samo, jak ja. Nadal jej dłonie pozostawały na mojej szyi. To był najbardziej intensywny pocałunek w naszej krótkiej, aczkolwiek emocjonalnej, uczuciowej i wybuchowej znajomości.
Spojrzałem na jej twarz. Niewinne, już dobrze mi znane usta, zaróżowione policzki, pełne uczuć zielone oczy, niesforne koszyki włosów żyjące własnym życiem. Zdałem sobie sprawę z realności własnych uczuć, z tego, że nie jest to zwykle zauroczenie.
Byłem gotowy powiedzieć jej wszystko. Chciałem wyrzucić to z siebie.
- Del.. ja.. – mój głos się załamał.
- Ciii. Miałeś się zamknąć.
Jej dłonie powędrowały na moją głowę, zatopiła palce w białych włosach. Nic nie powiedziałem. Ponownie przyciągnęła mnie do siebie i ponownie zainicjowała kolejny pocałunek, będący taj samo namiętny i zmysłowy, jak poprzedni.
Wlałem w niego wszystkie uczucia, jakie mi towarzyszyły: tęsknotę, ból, niepokój, szczęście, radość, ale przede wszystkim miłość. Chciałem, by ta chwila trwała wieczność, by nigdy nie stała się szczęśliwym wspomnieniem, które w przyszłości mogłoby sprawiać ból.
Nasze wargi ponownie się rozdzieliły, a ja oczekiwaniem na jej jakiekolwiek słowa, patrząc się prosto w jej zielone oczy.
<Del?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz