Moje zwiększone źrenice dalej wpatrywały się w dawno zamknięte z hukiem drzwi. Mój oddech był nienaturalnie płytki, a serce łomotało w piersi jak gdyby miało zaraz wyskoczyć. Każda cząstka w moim ciele pękała na małe, ostro zakończone kawałeczki. Czy tak właśnie miała zakończyć się nasza znajomość? To miała być ostatnia moja wspólnie spędzona chwila z tym chłopakiem? Bezwiednie moje opuszki palców dotknęły jeszcze rozgrzanych warg. Dalej nie docierało do mnie to, że definitywnie zakończyło się wszystko co miało możliwość między nami zajść. Byłam rozdarta między racjonalnym myśleniem a aktualnie przeżywanymi emocjami targającymi moje bezwładne ciało. Wiedziałam, że kiedyś to musiało się zakończyć; ta znajomość nie miała żadnego sensu, była bezcelowa. Obydwie strony wzajemnie się raniły, toksyczność tej relacji z każdym dniem była coraz mocniej widoczna. Ale czy to jest ważne jeżeli nie miałam najmniejszej chęci zakańczać tego wszystkiego? Kolejny raz straciłam ważną dla mnie osobę. Ponownie osoba, którą zaczęłam obdarzać innym uczuciem niż chłodna obojętność zostawiała mnie z rozgoryczonym sercem. Białowłosego znałam zaledwie dwa tygodnie, a w tak krótkim czasie wywrócił moje życie do góry nogami. W tym pozytywnym i negatywnym sensie. Przez te parę dni miedzy nami wydarzyło się więcej niżeli bym oczekiwała. Zdążył się stać dla mnie kimś naprawdę ważnym mimo tego, że doskonale zdawałam sobie sprawę z jego sadyzmu i innych odstępstw od reguł. Nie chciałam by to wszystko zakończyło się w taki sposób, nasza znajomość zakwitła w złym czasie. Może w innym życiu, będąc kimś normalnym potoczyłoby się to inaczej, lepiej? Przeczesałam drżącą dłonią włosy opadające na moją twarz, odpowiedź była oczywista.
Najbardziej doceniamy coś gdy to stracimy.
~*~
Dźwięk budzika przeszył ciszę ogarniającą przez ostatnie dwa tygodnie pokój. Nerwowo otworzyłam ciężkie powieki szybko odgadując źródło niepokojącego hałasu. Denerwujący jazgot zapewnił mi kolejną falę pulsującego bólu przy samych skroniach, z jękiem wyciszyłam telefon starając się aby nie rozpłakać się przez boleści w mojej głowie. Parę sekund później w pomieszczeniu zaległa dobrze znana mi cisza, jednakże udręka, którą czuła była taka sama. Zacisnęłam palce na krawędzi pościeli nie mogąc znieść dziejącego chaosu w mojej głowie. Mimo wszystko był to jeden z nielicznych plusów; nie odczuwałam aż tak bardzo krzywdy emocjonalnej. Odgarnęłam miękką tkaninę, w której miałam możliwość spędzić ostatnie parę godzin. Nie miałam najmniejszej ochoty aby opuszczać mojego małego azylu, jedynego miejsca gdzie mogłam płakać w spokoju i przeżywać sytuację z przed paru tygodni. Jednakowoż wolałam nie pogarszać kaca, który miał możność towarzyszyć mi przez dosyć długi czas. Rozumiem to pod pojęciem każdego dnia od momentu kiedy moja znajomość z pewną osobą zakończyła się definitywnie. Z moich płuc wydobył się płytki świst; nie chciałam znowu prowadzić kolejnego bezsensownego monologu wewnętrznego, który prowadził jedynie do kolejnej otworzonej butelki alkoholu. Ostatnie dni spędziłam na niewychodzeniu z domu w samotności zapijając smutki. Czy to nie jest fascynujące zajęcie? Jeszcze lepsze wrażenia były nad ranem gdy ledwo co mogłam dojść do łazienki aby zwymiotować. Nawet nie próbowałam zrozumieć w jaki sposób doprowadziłam się do tak żałosnego stanu w jakim aktualnie byłam. Jedyną osobą na, którą mogłam polegać byłam ja sama. Nie miałam tak naprawdę nikogo, jednoosobowo egzystowałam w swojej otoczce cierpienia staczając się coraz mocniej w dół. Fascynowało mnie to, że jedna osoba potrafiła mnie aż w tak szybki sposób zniszczyć. Już nie było mnie. Czułam się identycznie jak po stracie Tylera, tyle że białowłosy żył i to jeszcze bardziej mnie dobijało. Cholernie tęskniłam, nawet nie wyobrażacie się szarpiącego bólu w klatce piersiowej za każdym razem gdy wspominałam jego imię. Dopiero teraz tracąc uświadomiłam sobie, że na zielonookim naprawdę mi zależało. Ale teraz nic nie mogłam zrobić, wszystko przepadło. Jestem głupią smarkulą, która nigdy w życiu nie potrafi czegokolwiek zrobić i tego nie spieprzyć. Jak zwykle musiałam wszystko stracić aby nauczyć się na błędach. Pomijając fakt, że nie jest to pierwsza taka sytuacja gdy zakańczam ważną dla mnie relację z kimś. Kto by zwracał uwagę na takiego szczegóły?
Drżącymi palcami odkręciłam nakrętkę od butelki wody, miła odmiana od alkoholu. Ostatnimi czasy cokolwiek oprócz procentów nie miało możliwości zetknąć się z moimi wargami. Emocje zalewały mnie od środka. Jakiekolwiek potrzeby fizjologiczne, a w szczególności pobieranie pokarmów, był zaburzone. Efekty braku posiłków pojawiły w zastraszającym tempie; nigdy nie byłam taka chuda. Na początku niedowierzałam, że doprowadziłam się do tego stanu. Lubiłam bycie nad wyraz szczupłą dziewczyną, ale teraz naprawdę zaczynało być to niepokojące. Najgorsze było to, nawet gdybym chciała zaprzestać tego niszczącego procesu to nie potrafiłam. Zwyczajnie w świecie brakowało mi motywacji i dalszych chęci do życia. Moje dawne marzenie o śmierci poprzez zagłodzenie było coraz bliższe – dlaczego by nie skorzystać z nadarzającej się okazji? Uśmiechnęłam się smutno przypominając sobie moją trzecią próbę samobójczą. Wydawać się by mogło, że wydarzyło się to tak dawno a tak naprawdę miało to miejsce dokładnie dwa dni temu. Obrałam sobie godzinę wieczorną; nie milej umrzeć w egipskich ciemnościach? Moje ciało całe drżało gdy wyciągałam prawie pełną paczkę leków nasennych, całkiem byłam rozbita. Moje najmniejsze chęci do życia, które kiedykolwiek powstały utonęły we łzach. Moja determinacja wykonania własnej egzekucji była naprawdę wysoka. Do mojej jamy ustnej dostało się o wiele za dużo tabletek, opróżniłam połowę plastikowej powłoki mieszczącej lekarstwa. Leki pomieszane z równie ogromna ilością alkoholu nie powinny dać dobrych skutków. W moim mniemaniu powinnam już dawno leżeć martwa na podłodze czekając aż rodzice uraczą swoją obecnością swoją nieżyjącą córkę. Nie przewidziałam faktu, że byłam już dość mocno uodporniona na pigułki nasenne. Ilość, którą wzięłam spowodowała jedynie falę niekontrolowanych wymiotów, ostrą niewydolność nerek oraz migrenę towarzyszącą mi przez parę następnych dni. Alkohol też zrobił swoje, nad rankiem byłam ledwo co przytomna. Urywki z mojej nieudanej próby samobójczej kształtowały się w coraz bardziej ostry i rozumny obraz. Czy żałowałam? Nie wiem.
‘Proszę, żyj. Chodź normalnie do szkoły, zacznij jeść, nie rób sobie krzywdy. Nie daj się zabić ani sobie, ani im.’
~*~
Mocniej zacisnęłam wątłe palce na ramieniu czarnej, skórzanej torby przewieszonej przez moje prawe ramię. Oczami nerwowo spoglądałam na przechodzących uczniów w gmachu szkoły, czułam się tutaj całkowicie obco i nienaturalnie. Każde spojrzenie skierowane w moją stronę traktowałam jak potencjalne zagrożenie. Na dodatek każdy dźwięk przyprawiał mnie o kolejną falę pulsującego bólu, który ledwo co mogłam znieść. Leki przeciwbólowe nie działały zbyt dobrze, zdziwiłabym się gdyby były skuteczne. Biorąc przez parę dobrych lat mnóstwo pigułek o różnych dziwnych składach mój organizm zdążył się przyzwyczaić, więc jedna kapsułka w tą czy w drugą była mi obojętna. Wszystko potęgowała moja decyzja zakończenia terapii farmakologicznej; nie widziałam dalszego sensu faszerowania się medykamentami. Dlaczego tak zadecydowałam? Nie wiem, ale nie mam zamiaru zmieniać mojego postanowienia. Z czasem nabrałam zdania, że zamiast pomagać to te lekarstwa jedynie kradną mi ostatnie gramy człowieczeństwa tworząc ze mnie kukłę bez uczuć. A może właśnie taki był cel? Gdybym nie odczuwała żadnych uczuć to nagłe przypływy złości czy innych negatywnych emocji nie byłyby mi straszne; sprytne. To nie był pierwszy raz kiedy odstawiłam lekarstwa zlecona przez psychologa, nie potrafiłabym zliczyć ile razy postanowiłam zbuntować się wszystkim i wszystkiemu. Na ogół kończyło się to fiaskiem za sprawą moich rodziców. Mimo, że nie byli wzorem idealnych opiekunów to naprawdę przejmowali się moją chorobą. Dopiero gdy naprawdę mi zaufali wrócili do swoich wyjazdów służbowych. Ja subtelnie wykorzystałam sytuację tym samym oświadczając światu, że nikt nie ma prawa mnie kontrolować. Do dzisiaj pamiętam kiedy w przypływie furii spaliłam moje lekarstwa, do dzisiaj na panelach w salonie widnieje ciemniejszy obszar. Wspomnienia. Cholerne urywki z przeszłości obnażające najbardziej i najszczelniej ukryte momenty w życiu. Przeszłość była dla mnie koszmarem prześladującym mnie po dziś dzień. Niektórych chwil nie chciałam pamiętać, kiedykolwiek przeżyć; one jednak wolały dalej towarzyszyły mi w mojej marnej egzystencji. Rozbijały zalążki nadziei, niszczyły drogocenne momenty. Blizny na moich nadgarstkach również były bolesną przeszłość, ale i również teraźniejszością i prawdopodobnie przyszłością. Pozwalałam w ten sposób opuścić gromadzące emocje wraz z krwią spływającą po kontrastującej się skórze tworząc przy tym niezapomniany szlak najgorszych chwil. Starając się zapomnieć sama zostawiałam na swojej skórze pamiątki, hipokryzja była moim drugim imieniem.
Gwar panujący na korytarzy szkolnym został przerwany przenikliwym dźwiękiem dzwonka. Momentalnie moje myśli zostały brutalnie przerwane, a ja lekko skołowana mruknęłam parę przekleństw pod nosem. Nie miałam najmniejszej ochoty na spędzenie kolejnych czterdziestu minut siedząc w klasie i wsłuchując się w niemrawy głos nauczycielki, której jedynym marzeniem było zakończenie lekcji wraz z grupą niedouczonych idiotów. Po drugie bycie w jednym pomieszczeniu z ludźmi rzucającymi jedynie kpiące spojrzenia nie brzmiało zachęcająco. Szczerze to nawet nie wiem co mnie podkusiło aby opuścić swój bezpieczny azyl i zapuścić się w dzikie knieje szkolnej patologii. Moja głowa wręcz pękała od nadmiaru alkoholu wypitego poprzedniego dnia, a ja postanowiłam to w przepiękny sposób pogorszyć pałętając się wśród uczniów drących swoje gardła na każdym kroku. Decyzje, które podejmowałam za sprawą nagłych monologów wewnętrznych chyba nigdy nie przestaną mnie fascynować. Westchnęłam zamykając drzwi od szkolnej toalety. Nie miałam najmniejszej ochoty na nieproszonych gości, więc uprzednio sprawdziłam czy na pewno jestem sama w pomieszczeniu. Na szczęście żadna nawiedzona dziewczyna nie postanowiła uraczyć mnie swoją obecnością. Z ulgą wyjęłam z torby zapalniczkę i na w pół pustą paczkę cienkich papierosów. Palenie przed katorgami zwanymi lekcjami nikomu jeszcze nie zaszkodziły, prawda? Przytknęłam źródło ognia do trzymanego w palach przedmioty aby po chwili wciągnąć w swoje płuca trochę siwego dymu. Przymknęłam oczy zastanawiając się dalej czy powrót do szkoły był mądrą decyzją. Z jednej strony wiedziałam, że muszę. Zdawanie drugi raz tej samej klasy nie była dla mnie zbyt miłą informacją, rodzice na pewno całkiem odpuścili by sobie wyjazdy. A to pociągnęło by sznur kolejnych konsekwencji i oczywistym faktem było to, że bym była pilnowana na każdym kroku. Na to szczególnie byłam wyczulona; nienawidziłam bycia kontrolowana przez drugą jednostkę. Moje małe grzeszki typu odstawienie leków, kolejna próba samobójcza nie uszłyby tym razem płazem. Pobłażliwe traktowanie by się skończyło, a ja najpewniej zostałabym wysłana do zakładu dla umysłowo chorych aby ‘nadać mi chęci do życia’. Tyle, że skutek byłby odwrotny. Miejsca tego typu zamiast odbudować człowieka niszczyły go jeszcze bardziej. Strząsnęłam popiół z papierosa oglądając z zafascynowaniem jak szary okruch opada na białą posadzkę. Dym wypełnił calutkie pomieszczenie tworząc delikatną mgiełkę. Założyłam parę niesfornych kosmyków za ucho, a następnie wrzuciłam niedopałka przez okno. Może przez przypadek podpalę szkołę? Schowałam dłonie w kieszenie blado różowej bluzy, nie wiem jaki diabeł podkusił mnie na założenie tego koloru. Do wyboru miałam pełną szafę czarnych ubrań, ale lepiej założyć coś w czym wygląda się jak pomieszanie taniej dziwki spod mostu z niedorobioną samobójczynią wyglądającą niczym żywy trup. Moje kąciki ust lekko drgnęły gdy to porównanie przeleciało pomiędzy innymi zszarganymi myślami. Z cichym trzaskiem zamknęłam drzwi i po chwili znalazłam się na wyludnionym korytarzu szkolnym. Żadna żywa dusza oprócz mnie nie wpadła na pomysł opuszczenia lekcji, jakże mi przykro. Aktualną lekcją, którą miałam wpisaną w planie na trzeciej godzinie była biologia. Był to jeden z nielicznych przedmiotów, na który przychodziłam bez jakichkolwiek wątpliwości. Moim cichym marzeniem było dostanie się po szkole średniej na medycynę, jednakże wiele czynników przysłoniło te plany. Nawet nie wiedziałam czy uda mi się ukończyć tą klasę, nie myśląc o zakończeniu szkoły z dobrymi ocenami. W moim mniemaniu było to wręcz niemożliwe. Zbyt dużo rzeczy zaprzątało mi głowę abym mogła dorzucić do nich naukę czy inne błahostki związane z edukacją.
Chwilę później znalazłam się pod klasą, w której rzekomo miały być prowadzone moje lekcje. Głęboki wdech świeżego powietrza znalazł się w moich płucach, dłoń powędrowała w stronę klamki. Z nieprzeniknionym wyrazem twarzy weszłam do klasy gdzie jak zwykle panował lekki chaos, nauczycielka ledwo co zwróciła uwagę na moją obecność. Moje oczy otaksowały uczniów, coś mi tutaj nie pasowało. Wśród znanych twarzy znajdowały się osoby, które chodziły do klasy wyżej. Czyżby łączona lekcja? Westchnęłam cicho siadając na jedynym wolnym miejscu znajdującym się w najdalszym zakątku sali. Wzrok przesunęłam na mojego towarzysza siedzącego w tej samej ławce. Serce zabiło pięć razy mocniej jakby zaraz miałoby rozerwać mi całą klatkę piersiową. Momentalnie poczułam suchość w gardle, ciało odmówiło jakiegokolwiek posłuszeństwa. Mrugnęłam parokrotnie zastanawiając się czy przypadkiem oczy nie płatają mi okrutnego figla. Ale on tutaj naprawdę był. Wszędzie poznałabym te białe włosy, zielone oczy upstrzone milionem plamek. Dwa tygodnie, czternaście dni. Moja dolna warga lekko zadrżała na myśl, że przez ten cały okres czasu nie miałam możliwość nawet spojrzenia na chłopaka a ten teraz siedział zaledwie parę centymetrów ode mnie. Uczucia głęboko zakopane pod płachtą chłodnej obojętnością rozbiły lodową powłokę. Cholernie tęskniłam za białowłosym. Za jego uśmiechem, za jego pieprzoną obecnością koło mnie, za możliwością najzwyczajniejszego się wygadania. Dopiero teraz uświadomiłam sobie jak bardzo zależy mi na osobie, przez którą wylewałam morze łez i próbowałam zakończyć swój żywot. Ukłucie w klatce piersiowej zapoczątkowała myśl ze świadomością tego, że to co nas łączyło już nie istnieje. Zostało już definitywnie zakończone. Ale co z tego jeżeli czas uświadomił mi moje uczucia? Po raz pierwszy w moim marnym życiu przyznałam się do aktualnie przeżywanych emocji. Odwróciłam wzrok wlepiając oczy w nauczycielką rozpisującą niezbyt interesujący w tej chwili schemat. Moje serce skryte pod osłoną z wiecznej zmarzliny łomotało zagłuszając wszystkie myśli. Nieśmiało położyłam dłonie na powierzchni ławki dalej patrząc się jeden punkt przede mną. Bałam się konfrontacji z białowłosym. W jaki sposób miała by się niby ona odbyć? Paręnaście dni temu zakończyliśmy naszą relację, a teraz nasze splątane drogi znów się spotykają. Pech czy szczęście?
- Del…?
Z moich szaleńczej gonitwy myśli wyrwał mnie doskonale znany, miękki głos. Przez ułamek sekundy zabrakło mi oddechu. To wydawało się być tak nierealne, że aż ledwo wierzyłam w swoje istnienie. Przez piętnaście cholernych dni nie miałam z nim najmniejszego kontaktu. Moje serce zabiło jeszcze mocniej jeżeli było to jeszcze bardziej możliwe. W głowie zapanowała istna pustka, strzępki pojedynczych myśli rozproszone były w najdalszych zakątkach mojego zniszczonego umysłu. Momentalnie zapomniałam jak się mówi, oddycha i używa organu zwanego mózgiem. Emocje spotęgowały się jak gdyby miały zaraz rozsadzić mnie od środka. Cichy świat powietrza wydostał się z moich ust, spanikowanym wzrokiem rzuciłam po klasie. Nie mogłam od tak mu odpowiedzieć. Nawet nie wiedziałam co. Dwa tygodnie temu odbyło się nasze ‘ostatnie’ spotkanie, jednakże los spłatał nam okrutnego figla. A tak naprawdę niedorozwinięci nauczyciele łączący dwa różne roczniki na jednej lekcji. Zacisnęłam palce wbijając paznokcie we wewnętrzną stronę dłoni skrytych pod ciepłym materiałem bluzy. Tęsknota zaczynała mieszać się z okrutnym żalem. Chłopak doskonale zdawał sobie ze sprawy, że w przeszłości straciłam kogoś bardzo bliskiego sercu. Znał okrojoną wersję, ale ważne było chociaż drobne poznanie historii aby ją zrozumieć. A on to zignorował. Zostawił. Byłam sama. Nie miałam nikogo aby się wyżalić czy powiedzieć o swoich problemach. Potrzebowałam podpory, czyjejś pomocnej dłoni w tym trudnym czasie ale nie było żadnej osoby, która by mogła mi pomóc. Albo nikt nie chciał widzieć, że jej potrzebuję. Czułam się odrzucona, niechciana oraz potraktowana niczym najgorsza ku*wa. Każdy dzień był pełen moich łez, niszczyłam się psychicznie i fizycznie. Tylko dlatego, że straciłam kolejną osobę, której zaufałam. Moje przywiązywanie się do innych istot było przekleństwem potęgowanym przez obdarzoną mnie chorobę. Swoje cierpienie wewnątrz swojej duszy starałam się zahamować bólem fizycznym; nie skutkowało. To przez niego próbowałam odebrać sobie życie. Ale kogo mogę oszukiwać? Wszystko to co się wydarzyło było wyłącznie moją winą. Jestem jedynie niezrównoważoną emocjonalnie dziewczynką z masą wyimaginowanych problemów, prawda?
- Delilah spójrz na mnie. – czułam na sobie jego przenikliwy wzrok, jego głos był pełen obawy. – Proszę.
Nie byłam w stanie wykonać nawet tak banalnej prośby. W wewnątrz byłam w totalnej rozsypce, spoglądając w jego zielone oczy pogrążyłabym się w jeszcze większej, beznadziejnej toni. Pod jego spojrzeniem prawdopodobnie całkowicie bym pękła. Pokazałabym swoją zmarnowaną stronę, bezbronną, kruchą. A tego nie chciałam, już nie. Kolejna sytuacja, w której płaciłam za powierzenie komuś swojej ludzkiej cząstki. Nie miałam zamiaru powtarzać już nigdy tej sytuacji. Jedynie pod maską obojętnego chłodu byłam bezpieczna, samotna w swojej małej strefie komfortu. Uważałam to za o wiele lepszą opcję niż kolejną możliwość przeżywania piekła, które byłam zdolna sama sobie zgotować. Ranienie swoich nadgarstków czy głodzenie było jedynie małą cząstką w tym całym pożarze uczuć. Najgorszą rzeczą była świadomość bycia całkiem samej, zależnej od jedynie własnych decyzji. W środku byłam jedynie małą dziewczynką pragnącą poczuć czyjąś bliskość. Czy wymagałam aż tak dużo? Najwyraźniej tak jeżeli w całym swoim życiu byłam wiecznie odrzucana. Przez swoją chorobę. Przez to, że byłam inna.
- Del, co się dzieje?
Pytanie bez odpowiedzi. Nic się nie działo, zupełnie nic. Wcale nie byłam psychicznie i fizycznie niczym zwłoki wyjęte z trumny. Nie próbowałam parę dni temu popełnić samobójstwa. Każdego dnia nie wylewałam tony łez i nie cięłam swojej skóry, aby przytłumić cierpienie wewnątrz siebie bólem na nadgarstkach. Mocniej zacisnęłam paznokcie na swojej skórze czując coraz to mocniejsze, nieprzyjemne mrowienie w każdej cząstce mojego ciała. Ta cała konfrontacja była zbyt niebezpieczna. Jedno moje złe słowo mogło uruchomić lawinę nie do przerwania. Białowłosy nie mógł się dowiedzieć o tym co się wydarzyło w przeciągu tych piętnastu dni. Po prostu nie mógł.
Poczułam na swojej nodze jego ciepłą dłoń, całe moje ciało niespokojnie drgnęło. Nawet dotyk zielonookiego w takiej postaci potęgował kumulowaną we mnie tęsknotę oraz skryty żal. Mrugnęłam parokrotnie starając się opanować drżące wargi; naprawdę czułam się tragicznie. Na dodatek osoba, która dała mi zalążek nadziei i równie szybko go zniszczyła siedziała koło mnie gładząc opuszkami palców moje kolano. To były stanowczo zbyt przytłaczające jak dla mojej osoby, która już pogodziła się z końcem znajomości z białowłosym. Ale oczywiście lepiej to jeszcze bardziej komplikować Jerome, prawda? Zduszone powietrze wydostało się z moich warg na przebitkę myśli, w której brzmiało jego imię. Postanowiłam całkowicie wymazać je z pamięci, wszystko co było związane z tą postacią. Począwszy na wspomnieniach a kończąc na rzeczach przypominających mi o tym chłopaku. Ale czy było to z kolei możliwe? Racjonalne myślenie wmawiało sobie, że jest to do zrobienia. Zapomnienie o wszystkim co na łączyło. Stracenie ulotnych chwil z przeszłości. Jednakże w duszy wiedziałam, że jest to nie do wykonania. Czy potrafiłabym zapomnieć? Kolejne pytanie bez odpowiedzi. Zaprzestałam kurczowo zaciskać dłonie i powoli wysunęłam je spod bawełnianego materiału. Moja lewa ręka znalazła się pod biurkiem, doskonale zdawałam sobie ze wzroku białowłosego obserwującego mój dość niespodziewany ruch. Splątałam jego palce wraz z moimi czując jak przyjemne ciepło rozlewa się po moim drżącym ciele. Rozdygotane powietrze opuściło moje płuca.
<Weź to jakoś dokończ Jero>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz