poniedziałek, 10 kwietnia 2017

Od Rosalii C.D Jerome

Pokiwałam twierdząco głową, uśmiechając się delikatnie. Weszłam za chłopakiem do bogatej rezydencji. Szczerze mówiąc, nigdy jeszcze nie miałam okazji gościć w tak ogromnym domu. Rodzina w której się wychowałam stanowiła zupełnie przeciętną część społeczeństwa - nie byliśmy ani biedni, ani bogaci. Usiadłam na kanapie w obszernym salonie. 
- Zrobię nam herbaty - zaoferował Jerome, wychodząc do kuchni.
Odchyliłam głowę do tyłu, biorąc głęboki wdech. Nagle moje ciało przeszyła fala kłującego bólu. Zgięłam się w pół, zaciskając usta, aby stłumić krzyk, chcący wyrwać się ze mnie. Spojrzałam na swoje ramię. Smocze znamię, odziedziczone przeze mnie po matce, płonęło krwistą czerwienią. Momentalnie zakryłam dłonią owe miejsce, ignorując fakt, iż obecnie stało się gorące niczym rozgrzany kawałek żelaza. 
- Nie teraz... - jęknęłam szeptem.
Zerwałam się z miejsca akurat w chwili, kiedy do pomieszczenia wszedł białowłosy chłopak. 
- Muszę już iść - rzuciłam szybko, starając się nie wzbudzać zbytnich podejrzeń, co w tym przypadku graniczyło z cudem. - Do zobaczenia jutro!
Nie czekając na odpowiedź wybiegłam z domu, ponownie kierując się w stronę lasu. Być może ma mnie za dziwadło, jednak lepsze to, niż przemiana w środku rozmowy. Dobrze wiem, czym by się to dla mnie skończyło. Pędziłam przed siebie, co rusz potykając się o wystające korzenie drzew. Zatrzymałam się dopiero, gdy dotarłam na klif. Poczułam przyjemny dreszcz, jaki przetoczył się po moim ciele. Zamknęłam oczy, zaś na mojej twarzy mimowolnie zagościł delikatny uśmiech. Kiedy na powrót uniosłam powieki, byłam już w swojej naturalnej postaci. Rozprostowałam skrzydła, lecz nie wzbiłam się w powietrze. Zamiast tego ponownie przybrałam ludzką formę. Obecnie zbliżało się południe, ktoś mógłby mnie zobaczyć. Usiadłam na krawędzi klifu, wyciągając nogi przed siebie, aby mogły swobodnie zwisać na skraju urwiska. Po moim policzku spłynęła samotna łza. Dlaczego nie potrafiłam nad tym panować, jak reszta? Nieraz muszę przemieniać się co kilka dni, żeby uniknąć wpadki. Cały czas moje życie było zagrożone - jedno drobne niedopatrzenie i mogę zginąć z rąk Zakonu. Ukryłam twarz w dłoniach. Wtem usłyszałam za sobą cichy szelest, który momentalnie został przeze mnie uchwycony. Poczułam jak strach zaciska swe szpony na moim gardle.
- Jest tam ktoś? - zawołałam, próbując zachować normalny ton głosu. 

< Jerome? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz