W moich oczach płonęła wściekłość, przez co wciąż utrzymywały one swój smoczy wygląd.
- I kto tu jest na straconej pozycji? - warknąłem, przyciskając dziewczynę do ściany. - Czy teraz wierzysz mi, że nie jestem z Zakonu?
Delilah wbiła wzrok w czubki swoich butów. Dopiero teraz dokładniej jej się przyjrzałem. Blada, niemalże trupia, cera; spora niedowaga; zmęczone spojrzenie. Z jakiegoś powodu poczułem dziwny ucisk w sercu, kiedy uświadomiłem sobie, jak marnie wygląda w takim stanie. Puściłem ją, cofając się kilka kroków. Pomasowałem swój kark, biorąc głęboki wdech.
- Słuchaj, ja też nie mogłem mieć pewności, że ty nie jesteś ich wysłanniczką - mruknąłem, opierając się placami o ścianę tuż obok blondynki. - Stąd ta moja ostrożność, chociaż ja już przywykłem i...
Przerwałem nagle, usłyszawszy dziwny dźwięk, przypominający kichnięcie. Szybko odwróciłem głowę, aby dostrzec wyglądającego zza rogu chłopaka. Młody, na oko czternastolatek. Gdy zorientował się, że został odkryty, momentalnie rzucił się do ucieczki, lecz na nic to się nie zdało. Chwyciłem go za ramię, a następnie przyszpiliłem do ściany. Przyłożyłem mu pistolet do głowy.
- Ile widziałeś?! - syknąłem, jednak nie otrzymałem odpowiedzi. - Gadaj!
- Wszystko... To znaczy... - wydukał dzieciak. - Prze... Przemianę...
Zakląłem pod nosem, po czym bez zastanowienia uderzyłem głową nastolatka o ścianę. Chłopak osunął się nieprzytomny na ziemię. Wziąłem jego komórkę, w celu przejrzenia jej zawartości. Przede wszystkim chciałem się dowiedzieć czy zdążył kogoś poinformować. W ostatnich rejestrach połączeń ujrzałem numer policji. Dokładnie o 22:34, czyli pięć minut temu. Wymierzyłem pistolet w stronę czternastolatka, ale z jakiegoś powodu schowałem broń do torby. Podbiegłem do Delilah, która całemu zdarzeniu przyglądała się z boku. Wydawała się jakby jeszcze bardziej blada niż poprzednio. Patrzyła tępo przed siebie. Z jej oczu nie dało się wyczytać dokładnych emocji, jakie w tamtej chwili odczuwała. Bez wahania chwyciłem ją za nadgarstek i pociągnąłem za sobą. Co ciekawe, nie protestowała. Dała się prowadzić, jakby została otumaniona. Przyspieszyłem do biegu, aż dotarliśmy przed drzwi apartamentowca. Wjechaliśmy windą na ostatnie piętro, po czym weszliśmy do mojego mieszkania. Zamknąłem drzwi na trzy zamki.
- Mam przejebane... - mruknąłem sam do siebie. - Coś nie tak? - zwróciłem się do dziewczyny, siedzącej na kanapie, z twarzą ukrytą w dłoniach.
< Delilah? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz