- Nora - odpowiedziałam wywołując na twarz delikatny uśmiech. - Miło mi cię poznać, a zważywszy na niezbyt miłe okoliczności naszego pierwszego spotkania mam nadzieję, że nie wpłynie to negatywnie na tę relację.
- Brytyjka? - odpowiedział pytaniem chłopak na co zareagowałam uprzejmym śmiechem.
- Tak, zdradził mnie akcent czy kurtuazja?
- Oba.
Pośmialiśmy się dosłownie sekundę, po czym Nathaniel ruszył, zapewne w kierunku swojego miejsca zamieszkania.
- Co cię sprowadziło do Ameryki? - padło pytanie.
Odkrywszy, że chłopak nie należał do tych przepełnionych przedpotopową finezją odważyłam się na bardziej beztroski styl wypowiedzi.
- Uciekam przed Scotland Yardem za potrójne morderstwo - zażartowałam.
Towarzysz podróży spojrzał tylko na mnie z miną mówiącą "no weeeeź".
- Decyzja rodziców - dałam za wygraną. - Daleko mieszkasz?
Szybko zmieniłam temat rozmowy, czego chłopak nie zauważył (a przynajmniej takie sprawiał wrażenie).
- Nie bardzo, ale jak się zmęczysz to cię mogę ponieść.
"Zemstę" za mój wcześniejszy sarkazm wyczułam dopiero z lekkim opóźnieniem, więc w pierwszym odruchu spojrzałam na Nathaniela z wyraźnym zdziwieniem na twarzy. Szybko (ale niestety nie wystarczająco) ustąpiło ono uśmiechowi. Przez jakiś czas szliśmy w milczeniu. W końcu ponownie podjęłam rozmowę.
- Wiesz, nadal czuję się winna całemu zajściu w kawiarni. Chciałabym się odwdzięczyć, dlatego daję ci prawo wyboru miejsca do którego się następnie udamy.
- Dziękuję bardzo, zastanowię się, ale teraz zapraszam do środka - odparł wskazując na obrotowe drzwi jednego z najwyższych, jeśli nie najwyższego budynku w mieście.
Zagwizdałam z wrażenia powoli zadzierając głowę coraz wyżej szukając szczytu wieżowca. Nie kazałam jednak chłopakowi na siebie czekać i po chwili byłam już w obszernym, eleganckim holu.
- Dzień dobry, panie Johnson i dzień dobry panience - przywitał nas uprzejmy recepcjonista.
Odpowiedziałam tą samą formułką grzecznościową. Nie miałam jednak czasu rozpocząć rozmowy, gdyż Nathaniel prowadził mnie do windy. Wcisnął przycisk z wygrawerowanymi dwiema czwórkami. Po chwili byliśmy już na samym szczycie. Podążając za blondynem niczym cień wkroczyłam do wielkiego, luksusowo zaopatrzonego i nowocześnie urządzonego mieszkania. Ponownie gwizdnęłam z podziwu. Podeszłam do wielkiego okna ukazującego panoramę San Francisco. Przykleiłam nos do szyby chcąc dostrzec ludzi na chodniku przystającym do wieżowca. Nawet z moimi smoczymi zmysłami obserwacja czegokolwiek z takiej wysokości nie należała do najłatwiejszych zadań.
- I jak ci się podobają moje skromne cztery ściany?
Tym razem nie dałam się zaskoczyć niezrozumiałemu dla mnie sarkazmowi. Postanowiłam go nawet wykorzystać.
- Widziałam ładniejsze schowki na miotły.
Nathaniel odpowiedział uprzejmym śmiechem.
- Poczekaj tu, przebiorę się i zaraz wracam.
- Będę czekać - zapewniłam.
<Nathaniel? Dokąd się wybierzemy? Nora stawia, jakby co.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz