środa, 26 kwietnia 2017

Od Jerome C.D Delilah

- Delilah, otwórz te drzwi! – mój głos stawał się coraz bardziej zirytowany.
Mała, wredna dziewucha. Zabrała mój telefon i schowała się w łazience. Zapewne teraz musiała się świetnie bawić, czytając moje prywatne rozmowy. A pech chciał, że teraz pisałem z Jacobem. Nasz początkowa rozmowa była dość normalna – chłopak poprosił mnie o pomoc w pewnym zagadnieniu z chemii, którego nie rozumiał, więc jako ‘miły kolega’ napisałem mu krok po kroku, jak ma to rozwiązać. Cóż, troszkę dodatkowej i jak na jej poziom, niepotrzebnej wiedzy, nie powinno jej zaszkodzić, najwyżej uzna mnie za jeszcze większego kujonka, którym w rzeczywistości nie byłem. Zgrywałem takiego przed dziewczyną tylko po to, by ją zdenerwować. Nie wiem dlaczego, ale wkurzanie blondynki sprawiało mi niemałą satysfakcję, co działało też w drugą stronę. Pomagałem jej też to po części po to, by móc spędzić z nią jak najwięcej czasu, nawet jeśli miało to polegać jedynie na siedzeniu przed zielonooką i oglądania jej uczącej się z notatek.
Bardziej martwiła mnie reakcja Delilah na drugą część rozmowy, kiedy Jacob wypytywał o dziewczynę oraz o to, co nas łączy.
~*Ekran Telefonu*~
„Jerry, dzięki za pomoc, ratujesz mi życie!”
„Nie ma za co, polecam się na przyszłość.”
„Na pewno skorzystam. Mam jeszcze jedno pytanko, ale już niezwiązane ze szkołą.”
„Jakie?”
„Kim była ta dziewczyna z akademii? Nie uwierzę, że nic was nie łączy. Słyszałem waszą kłótnię w szkole i widziałem, jak się po niej przytulacie.”
„Nie twoja sprawa. Nie mogę i nie chcę Ci o tym mówić. Ile słyszałeś?”
„Ha! Czyli to coś poważnego! Dobrze, dobrze, już o nic nie będę pytać. A słyszałem prawie wszystko i wiem co nieco o twoich grzeszkach, Jeruś.”
„Jeśli komukolwiek o czymkolwiek powiesz, to cię zabiję.”
„O to się nie martw. Będę trzymać gębę na kłódkę. Ale muszę Ci przyznać, że masz naprawdę dobry gust – z tej dziewczyny jest naprawdę świetna laska.”
„To prawda, jest ładna i czasami potrafi być nawet urocza.”
„Oooo, nie wyglądała na taką.”
„Nieważne. Zapomnij. Wybacz, ale już muszę kończyć. Jestem zajęty.”
„Zajęty czym, a może kim? Nią, prawda~?”
~*~
Dalej nie mogłem mu odpisać, bo akurat w tamtym momencie Delilah ukradła mi telefon. Jak to zobaczy i przeczyta, to jeszcze bardziej mnie znienawidzi. Nie chciałem tego. Nasze drogi miały się rozdzielić, przeszłość ulec zapomnieniu, ale tragiczny los, fatumn, sprawiał, że byliśmy skazani na siebie niemal na każdym kroku.
Z bezsilności oparłem się o ścianę sąsiadującą z drzwiami z łazienki i oczekiwałem na to, aż dziewczyna postanowi opuścić swoje schronienie. Może znudzi się początkiem konwersacji i odpuści czytanie wszystkiego? Nie, to niemożliwe, nie z nią. Poszuka każdego możliwego na mnie haczyka, by potem wykorzystać go w zemście w jakiejś banalnej i kolejnej kłótni.
Drzwi nieśmiało otworzyły się, a dziewczyna weszła do pokoju i stanęła przede mną. W dłoni mocno trzymała telefon. Była.. wkurzona? Zła? Smutna? Zawstydzona? Mimo że to skrajne uczucia, to nie potrafiłem określić, które dotyczyły zielonookiej.
- Oddaj. – wyciągnąłem rękę w jej stronę, z zamiarem zabrania tego przedmiotu.
- Nie. – schowała go za plecami i zrobiła kilka kroków w tył.
- Delilah, daj spokój, chcesz się bawić w kotka i myszkę?
- Może. – kącik jej ust minimalnie drgnął. Ile wiedziała?
- Co mam zrobić byś mi to oddała? Pójść sobie i zostawić cię samą?
- Ten twój znajomy, Jacob.. dopilnujesz, by nic nikomu nie powiedział? – jej głos lekko się załamał.
- Dopilnuję. Przysięgam. – zaczynałem tracić pewność siebie. Dotarła do tego etapu rozmowy. – Jak coś powie, to pożałuje, że się urodził. – wymusiłem uśmiech.
- I jeszcze jedno... naprawdę sądzisz, że jestem ładna, czy napisałeś to tylko po to, by się od ciebie odczepił? – spuściła wzrok, a część jasnych włosów opadła na twarz, przez co nie mogłem dostrzec jej wyrazu.
- Nie skłamałem. – bądź mężczyzną, Jerome, już nie możesz się cofnąć. – Zresztą już Ci to mówiłem. Tamtej nocy. Możliwe, że nie pamiętasz tego, ale ja pamiętam wszystko. – nagle zrobiło mi się strasznie smutno.
Moje myśli znowu wróciły do tamtych nielegalnych chwil. Słowa pijanej wtedy dziewczyny wryły mi się w duszę, z każdą chwilą sprawiając coraz większy ból. Dlaczego nie mogłem o nich zapomnieć? Coś niesamowicie ciągnęło mnie do niej, a ja nie potrafiłem się temu oprzeć. To zakazane uczucie wciąż rosło we mnie, nie mogąc się doczekać wyjścia na światło dzienne. Ono, zamiast wszystko uprościć, mogło to jeszcze bardziej zniszczyć, a nawet zniwelować tak, że nie byłoby miejsca na wybaczenie. Żadne z nas się nie odezwało, nie wiedzieliśmy, jak zachować się w tej niezręcznej sytuacji. Ciszę przerwał dźwięk mojego telefonu. Czy to znowu był Jacob? Już mi nie zależało na tym, co napisał, bo dziewczyna i tak już o wszystkim wiedziała. Spojrzała na ekran telefonu, a jej oczy trochę szerzej się otworzyły. Palcem przyjechała po nim, odblokowując go. Brak blokady nie był dobrym pomysłem.
- Kochana S..? Kto to jest? – powiedziała, jej głos się załamał, spoglądała na mnie i na telefon.
- O czym ty mówisz? – spytałem zdziwiony. Nie wiedziałem, o kim mówi ani jak ten kontakt tam się znalazł.
- To twoja dziewczyna, tak?
- Nie mam dziewczyny. Już Ci to mówiłem. – zacząłem się denerwować.
- „Dlaczego jeszcze nie jesteś w domu?” – zaczęła czytać wiadomość. – „Martwię się, zamierzasz znowu zniknąć na trzy dni?” – jej wzrok powędrował na mnie. – Kłamiesz. Jak zawsze. – była zła.
- Co? Pokaż mi to. – zbliżyłem się do niej, ale odwróciła się do mnie plecami, w dłoniach silnie trzymała telefon.
- Nie. – próbowałem jakoś jej to zabrać, ale bezskutecznie. Spróbowałem innej metody. Objąłem ją od strony pleców, a dłońmi złapałem za jej nadgarstki, by móc przeczytać to, co było na ekranie. – Puszczaj mnie. – wysyczała.
- Poczekaj. – niewzruszony nie zareagowałem na jej swoistą prośbę. Numer tego kontaktu wydawał mi się dziwnie znajomy.
- Celina. Zabiję tę małą gnidę. – Wszystko stało się jasne. – Kochana S. ‘S’ jak siostrzyczka. Musiała dorwać się do mojego telefonu i to zmienić. – miałem wrażenie, jakby dziewczyna delikatnie się uspokoiła.- wtedy przyszła kolejna wiadomość: „Brat, mam zrobić coś na kolację?”. – Widzisz? Nie masz się czego bać.
- Przepraszam. – oddała mi telefon, ale nadal byliśmy w tej samej pozycji. Moja głowa była prawie na jej ramieniu.
- Za co przepraszasz? – lekko się zaśmiałem. – Czyżbyś była zazdrosna? – ostatnie zdanie szepnąłem jej do ucha, a po ciele zielonookiej przebiegł dziwny dreszcz.
Nic nie odpowiedziała. Westchnąłem i oddaliłem się od niej. Odpisałem siostrze, by się niczym nie martwiła, a następnie zajrzałem na rozmowę z Jacobem, na której widniała odpowiedzieć do niego od Delilah. 
~*~
„I tak nie porucha.”
„Halo? Jero? Czy to na pewno ty?”
„Nie, kurrwa, święty turecki.”
„???”
„I nie jestem urocza.”
~*~
Potem mu to wytłumaczę. Wyłączyłem telefon i schowałem go do kieszeni, a dziewczyna usiadła na łóżku. Zająłem miejsce obok niej. 
- To jak? Jesteś gotowa na dalszą część nauki? 
- Zostaw mnie w spokoju. – owinęła się kocem, leżącym na łóżku. 
- Przykro mi, ale musisz to zdać. – podniosłem notatki leżące na stole. – Pomyślmy.. Co powiesz na wiązania chemiczne? 
- Nie.
- Dlaczego?
- Bo to głupie.
- Nie jest. Zobacz, to wszystko ma sens. – wziąłem kartkę papieru i zacząłem rysować przeróżne wzory. – Widzisz? Każdy atom dąży do osiągnięcia konfiguracji elektronowej najbliższego gazu szlachetnego. – popatrzyła się na mnie jak na idiotę. – Czyli chce osiągnąć osiem elektronów walencyjnych na ostatniej powłoce, oktet. Może pokażę ci to na konkretnym przykładzie? 
Jeszcze prawie nic nie zacząłem robić, a dziewczyna wyglądała, jakby już chciała umrzeć. To dopiero początek moich tortur. Moja słodka zemsta się rozpoczęła.
~*~
- Jerome, to dla mnie za dużo, daj mi już spokój. – powiedziała niemal błagalnym głosem.
- Jaki ‘spokój’? W moim słowniczku nie mam takiego słowa. – na moich ustach pojawił się uśmiech niemałej satysfakcji. – Nie jesteśmy nawet w połowie. Nie martw się, jeszcze połowa męczarni przed tobą. 
- Nienawidzę cię. – oparła głowę na moim ramieniu. – Pożałujesz tego. – jej zmęczony głos miał brzmieć na groźny.
- Tak, tak, malutka Delilah. – poczułem dźgnięcie w brzuch. – To nawet nie bolało. – była jeszcze bardziej zrezygnowana. – Więc, powiedz mi, dlaczego atomy łączą się w cząsteczki?
- Bo im się nudzi i nie mogą robić nic ciekawszego w swoim marnym, atomowym życiu. – odpowiedź dziewczyny rozbawiła mnie.
- Pomyśl o tym tak, że łączą się, bo nie chcą być samotne i razem chcą osiągnąć swój wspólny cel. Działają podobnie jak ludzie. Będąc razem, chcą się dzielić wszystkim, co mają. 
- Serio jesteś idiotą. 
- To ty nie możesz zrozumieć.
- Akurat to już wiem.
- Na pewno? – potwierdzająco pokiwała głową. – To przejdźmy do kolejnej rzeczy. 
Zacząłem wertować notatki, by znaleźć potrzebne mi zagadnienie. Kiedy spojrzałem na dziewczynę, jej oczy były zamknięte i miarowo oddychała. Zasnęła. Aż tak ją znudziłem? 
Śpiąc, wyglądała naprawdę niewinnie, dlatego nie chciałem jej obudzić i zmuszać do dalszej nauki. Dużo dziś zrobiła. Zasłużyła na sen. Pozycja, którą przyjęła, dla mnie była niewygodna, ale dla niej byłem skłonny się poświęcić. Gdy chciałem się rozprostować, poczułem, że głowa dziewczyny zaczynała powoli zjeżdżać z mojego ramienia. Delikatnie złapałem ją tak, by tego nie odczuła i powoli zniżając ją, położyłem jej głowę na moich kolanach. Już nie groziła jej brutalna pobudka poprzez spadek z łóżka. Delikatnie pogłaskałem ją po głowie i dokładniej przykryłem kocykiem. Sam natomiast położyłem się na łóżku, ale moje stopy nadal dotykały podłogi. Dzięki temu dziewczyna nie będzie musiała się przesuwać, a ja też mogłem zamknąć oczy i odpocząć na kilka chwil. 
~*~
Światło. Mrok. Światło. Mrok. Światło. 
- Co tu się dzieje? – spytałem zaspany.
Jakiś cholerny dzieciak bawił się włącznikiem światła. Dłonią zakryłem oczy, by chociaż trochę uchronić się przed tą karą. Usłyszałem, że ktoś powoli do mnie podchodzi i siada na łóżku obok mnie. Nie śmiałem nawet na sekundę otworzyć oczu, bo wiedziałem, kim była ta ów ‘tajemnicza postać’. Delilah. 
- Jeruś, czy coś ci się nie poprzestawiało w tej tępej główce? – ból rozległ się po moim brzuchu. Dostałem z łokcia od tej nieznośnej osóbki. Momentalnie zakryłem dłońmi to miejsce, by ochronić się przed kolejnymi ciosami. Wtedy też otworzyłem oczy, a jasność bijąca od lamp na chwilę mnie oślepiła. 
- Co ci się stało? – spytałem, a po chwili usiadłem na łóżku i spojrzałem się na dziewczynę. Jej uśmiech wyrażał satysfakcję.
-Jeruś, czy ciebie popiierdoliło? – uśmiech nie schodził z jej twarzy, gdy jej dłoń wylądowała dość brutalnie na moim policzku.
- Za co to? – spytałem ze złością w głosie. 
- Za wszystko.
- Już tyle razy od ciebie dostałem, że powinienem się przyzwyczaić. – pomasowałem swój policzek, by uśmierzyć ból. – A mimo to wciąż mnie to niesamowicie wkurwiia.
- Chcesz dostać jeszcze raz? – widziałem gotowość w jej oczach do wymierzenia kolejnego strzału.
- Nie, dzięki, zrezygnuję. – zmierzyłem ją wzrokiem. Na dworze panował już mrok. – Która godzina?
- Twoja ostatnia.
- Serio pytam.
- Też jestem poważna.
- To tym razem, dlaczego chcesz mnie zabić? Co znowu takiego zrobiłem?
- Hmnn, pomyślmy. – udawała zamyśloną. – O, wiem! Być może to, że jak zasnęłam, to położyłeś mnie sobie na kolanach, a następnie udałeś się do krainy snów, leżąc na moim łóżku?
- I tylko o to ci chodzi? – westchnąłem. – Przecież nie stało się nic złego. Słodko spałaś i nie chciałem cię budzić.
- Słodko? – prychnęła.
- Ech, zapomnij, że cokolwiek mówiłem.
- Zasnęłam, bo tak nudno opowiadałeś. – kontynuowała. – Ta cała chemia do niczego mi się nie przyda.
- Starałem się. To nie moja wina, że nie rozumiesz mojej miłości. – po czym dodałem po krótkiej chwili, by nie wzbudzić żadnej wątpliwości. – miłości do tego przedmiotu, oczywiście.
- Nie rozumiem takiej ‘miłości’.
- Nie musisz jej rozumieć. Ona sama przyjdzie. – na mojej twarzy pojawił się smutny uśmiech. Ta rozmowa zmierzała w złym kierunku. – To która godzina? – zmieniłem temat. 
- Druga trzydzieści. – odpowiedziała po spojrzeniu na ekran swojego telefonu. 
- Zajebiście. – westchnąłem. – późno już. Powinienem wracać do domu. 
- Zakon może być w pobliżu. 
- I? Co w związku z tym? Mam zostać z tobą? – wstałem z łóżka. – Nie martw się, jestem dużym chłopcem, poradzę sobie. 
- Nie martwię się o ciebie. 
- To dobrze. Ale jeśli zginę, to przyjedziesz na mój pogrzeb? – zaśmiałem się. 
- Zatańczę na twoim grobie. 
- Lepsze to niż nic. – zacząłem powoli iść w stronę drzwi. – A i jeszcze jedno. – zwróciłem się do niej. – Dasz mi swój numer telefonu? Na przyszłość może się przydać. 
- Ta, jasne, nie ma problemu. – podała mi swój telefon, bym mógł zapisać numer, a potem ona zrobiła to samo. 
- Dzięki. – miło się uśmiechnąłem. – Jak dotrę do domu, to napiszę ci o tym, czy coś. 
- Nie musisz, nie zależy mi.
- Mi zależy. – dziewczyna odprowadziła mnie do drzwi wyjściowych. 
- Powodzenia. – powiedziała na odchodne. 
- Dzięki. – złapałem za klamkę i lekko ją nacisnąłem. – Dobranoc, kolorowych snów. 


<Del?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz