Z niedowierzaniem zmierzyłem go wzrokiem. On. Tu. Jak?
- Matthias, Matt. Miło mi - odparłem z lekkim, najsympatyczniejszym uśmiechem, na jaki mnie było stać.
To bolało.
A jednocześnie szczerze pragnąłem kogoś poznać. Ostatnimi czasy byłem zbyt nerwowy, a wahania wydawały się nie ustępować. Były coraz niebezpieczniejsze. Musiałem na siebie uważać. Wówczas pomyślałem o tym, że warto byłoby zająć czymś swoje myśli. Czymś spokojniejszym. Czymś takim, jak zwyczajne, ludzkie życie. Nigdy takiego nie prowadziłem. Człowieczeństwo również niezbyt mnie interesowało. Być może właśnie to było kluczem do chwilowego rozwiązania problemu. Poznanie całkiem nowych perspektyw.
Wyszczerzyłem się do Alexandra, który nawet na mnie nie patrzył.
- Nie przejmuj się, ja też powinienem był trochę uważać. I nie ma sprawy. - powiedziałem szybko. Tym samym zwróciłem uwagę chłopaka, który powrócił zamyślonym wzrokiem, ukazując swoje ciemne oczy. Był szczelnie owinięty szalikiem. Krył się przed światem lub przed zimnem. Wyraźnie jednak widziałem czerwień i zakłopotanie na jego twarzy. Wyglądało na to, że trafiłem na samego siebie w wieku szesnastu lat. Charakterystyczne, ciche wyrażanie zdenerwowania. Mruknąłem pod nosem parę niezrozumiałych słów, po czym uśmiechnąłem się i ot tak, z marszu zapodałem spontaniczny pomysł:
- Napiłbym się kawy - powiedziałem, wsuwając dłonie do kieszeni spodni. - Za rogiem jest dobra kawiarnia. Czy zechciałbyś?
Idealna alternatywa za alkohol. Będę sam sobie klaskać
Jak można się było spodziewać Alexander otworzył usta, aby coś powiedzieć. Ja więc błyskawicznie się wtrąciłem, gdyż spodziewałem się rychłej odmowy.
- Nieważne - machnąłem dłonią. - Po prostu idziesz w ramach wynagrodzenia za przeprosiny, okay? To rozkaz.
- Śpieszę się... - zaczął uparcie.
- Nigdzie się nie śpieszysz - wycedziłem stanowczo. - Chodź.
Ach, ta ludzkość.
***
Powoli podniosłem wzrok znad trzymanej w obu dłoniach filiżanki. Alexander gapił się na własną kawę z ogromną konsternacją. Jak zwykle najbardziej zastanawiało mnie to, iloma łyżeczkami cukru słodzi kawę przeciętny człowiek. Wiedziałem tyle, że moi przybrani rodzice potrafili pić takowy płyn nawet z dwoma co dla mnie było nie do przyjęcia, naprawdę. To było niemożliwe. Nie potrafiłem na to patrzeć z myślą, jakie to musi być gorzkie. Gdy właśnie zamierzałem rozpocząć konwersację na ten temat nastąpiło nieoczekiwane działanie od strony drzwi. Do zwykłej, pospolitej, przytulnej kawiarenki wtargnęli dwaj mężczyźni. Tak, oczywiście. Wolność nie trwała długo. Byli to członkowie Zakonu. Odziani w czarne, jednakowe stroje. Jeden z nich nosił okulary przeciwsłoneczne. Drugi nie posiadał niczego na swoim nosie, lecz nosił za to zatrważającą ilość kolczyków w swoich uszach.
Wspaniała parka. Byli wysocy i silni, bo gdy mimowolnie rzuciłem analitycznym spojrzeniem w ich ramiona odruchowo zacisnąłem zęby. Czyli godni przeciwnicy. Jeszcze bardziej pochyliłem się nad stolikiem i wróciłem spojrzeniem do gorącego napoju. Wówczas zauważyłem, że on, że siedzący naprzeciwko blondyn nadal patrzy się na nieproszonych gości. Było w tym coś niewątpliwie podejrzanego.
- Co jest, Alexandrze? - zapytałem, poważnie mrużąc oczy.
Wówczas chłopak natychmiast się odwrócił. Wydawałoby się, że wszystko jest w porządku, jednak intuicja oraz naturalna zdolność do szybkiej oceny sytuacji podpowiadały mi, że ewidentnie jest z nim coś nie tak. Był jak otwarta księga, z której właśnie zaczynałem czytać.
- Nic takiego. - mruknął w odpowiedzi na moje pytanie. - Dziwni ci goście.
- Znasz ich?
Zaskoczenie wywołane kolejnym pytaniem wyraźnie odmalowało się na i tak już bladej twarzy chłopaka.
- Dlaczego miałbym ich znać?
Odpowiedział pytaniem na pytanie, jednak ja dobrze wiedziałem, jak dalej poprowadzić konwersację, aby dowiedzieć się czegoś więcej. Sztuka manipulatorstwa i tyle.
- Chyba kogoś szukają. Wiesz może, kogo?
- Nie mam pojęcia.
- Myślisz, że to ja mógłbym być tym poszukiwanym?
- Ty? - przez twarz blondyna przebiegł krótki wyraz zwątpienia. Zaraz potem jednak dodał stanowczo: - Jeżeli zrobiłeś coś złego, to nie dziwię się, że cię szukają.
Sprytny... Wygląda na to, że przejrzenie go będzie znacznie trudniejsze niż zakładałem. A podczas gdy ja zastanawiałem się, jak ponownie go podejść panowie w czerni po pokazaniu jakiejś znaczącej odznaki otrzymali wyraźne pozwolenie na skontrolowanie wszystkich stolików. Teraz musiałem myśleć na dwa fronty. Zagrożenie mogło dotyczyć obu stron. Zarówno Zakonu, jak i samego Alexandra. Chociaż... Dlaczego ja właściwie podejrzewam o zdradę kogoś tak ludzkiego? Czyż logika nie nakazuje brać pod uwagę również te najbardziej absurdalne i sprzeczne teorie?
Gdy mężczyźni minęli nas, idąc w głąb kawiarnii kątem oka obserwowałem Alexandra, którego ciemne oczy wydawały się blaknąć bądź zmieniać. No tak, wydawały się. Lecz gdy nagle ujrzałem neonową zieleń omal nie podskoczyłem z niepohamowanym wrzaskiem. W każdym razie zerwałem się i gwałtownie rzuciłem w chłopaka jego szalikiem, który leżał na stole. Wówczas mężczyźni odwrócili się i ruszyli szybkim krokiem w naszą stronę. Alex co prawda powrócił do zupełnie ludzkiego stanu, lecz byłem pewien, że gdy członkowie Zakonu dokładnie nas zbadają pojawią się komplikacje. Czy kiedykolwiek nie miałem żadnych problemów przez swoją charakterystyczność? Z pewnością jestem tym "bardziej poszukiwanym" i to ja tutaj sprowadziłem problemy. Tylko jak je zwalczyć?
Nie mieliśmy zbyt wiele czasu, a w ciągu paru sekund niewiele można było zdziałać.
Ucieczka?
<Alexander? :3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz