wtorek, 18 kwietnia 2017

Od Jerome C.D Delilah

Trzymałem dziewczynę w objęciach. Wydawała się taka krucha, delikatna i niewinna. Zacząłem głaskać ją po plecach, mówiąc uspakajające słowa. Pod palcami czułem każdą kość na jej kręgosłupie, każde pojedyncze żebro. To sprawiało, że moje serce zaczynało krwawić. Czułem się z tym źle, że nie mogłem zrobić dla niej nic więcej, poza pocieszeniem i dbaniem o to, by cokolwiek jadła. Oddech dziewczyny oraz bicie jej serca spowalniało i wracało do normalności. 
- Zostań ze mną. – wyszeptała, ciągle będąc przytulona do mojej koszulki. 
Na dworze zaczynało powoli świtać, w pokoju zrobiło się odrobinę jaśniej. Dziewczyna podniosła twarz i zaczęła przerażonymi oczami wpatrywać się we mnie. Połowa jej twarzy była rozświetlona, przez co widziałem, że po jej chudym policzku spływa pojedyncza łza. Kciukiem wytarłem ją, a następnie położyłem dłoń na ten sam polik.
- Zostanę. – wyszeptałem, uśmiechając się przy tym. 
Dziewczyna jeszcze przez chwilę na mnie spoglądała. Zdjąłem rękę z jej policzka. Jej oddech był już cykliczny i cichy, za to moje serce zaczęło szybciej bić. Bez słowa położyła się na łóżku, robiąc przy tym dla mnie miejsce. Gdy zamknęła oczy, by powrócić do krainy snów, położyłem się obok niej. Jeszcze przez chwilę spoglądałem na nią, by być pewnym, że na pewno już zasnęła i że nie dręczy ją żaden koszmar. Nakryłem nas wspólną kołdrą i oddałem się w objęcia morfeusza. 
~*~
Obudziłem się, tak samo, jak poprzedniego dnia przed dziewczyną. Tym razem dziewczyna była odwrócona plecami, przez co mogłem jedynie popodziwiać jej jasne, rozczochrane włosy. Oddychała miarowo, co bardzo mnie ucieszyło. Cicho zsunąłem kołdrę z siebie, uważając przy tym, by nie obudzić dziewczyny. Wstałem z łóżka i po cichu chciałem z niego wyjść, jednak każdy mój krok na drewnianej podłodze powodował ciche skrzypnięcie, które w takiej ciszy przerywanej jedynie przez oddech mój i dziewczyny, stawał się głośny jak dzwon kościelny w niedzielę o poranku. Przed otworzeniem drzwi po raz ostatni spojrzałem się na dziewczynę. Też już nie spała, ale nadal leżała na łóżku. Jej wzrok uważnie obserwował każdy mój ruch.
- Znowu to się stało, tak? – spytała, siadając. – Znów miałam koszmary? – przetarła oczy.
- Tak. – potwierdziłem jej obawy. 
- Dziękuje. – niemalże wyszeptała, odwróciła wzrok tak, jakby chciała coś ukryć. 
Nie chciałem naciskać. Wyszedłem z pokoju i zostawiłem dziewczynę z samą sobą, z jej własnymi przemyśleniami. 
Wróciłem do mojego pokoju i pościeliłem łóżko. Zabrałem paczkę papierosów, leżących na stoliku nocnym i tak samo, jak poprzedniego poranka wyszedłem na balkon. Otworzyłem paczkę, w której znajdował się ostatni papieros. Była to też moja ostatnia paczka. Świetnie. Nigdy nie byłem nałogowym palaczem, a zapalić lubiłem tylko w stresowych dla mnie sytuacjach lub gdy musiałem coś uważnie przemyśleć. Poza wczorajszym dniem ostatni raz paliłem ponad pół roku wcześniej, kiedy babcia była w szpitalu i mogła umrzeć. Przeszły mnie ciarki na to wspomnienie. Tym razem, w odróżnieniu od poprzedniego dnia, byłem sam na balkonie, bo dziewczyna do mnie nie dołączyła. Zgasiłem peta w pustej paczce, a następnie wróciłem do domu. Po drodze spotkałem Delilah. Przyglądała się temu, co trzymam w ręce. Moje spojrzenie spotkało się z jej smutnym spojrzeniem, ale żadne z nas nie odezwało się ani słowem. W mojej głowie narodził się ‘wspaniały plan’, dzięki któremu może uda mi się choć trochę pomóc dziewczynie. Miał polegać na tym, że obiecam, że rzucę palenie, gdy ona przestanie się odchudzać. Mogło nie wypalić, ale byłem gotowy się poświęcić, by to sprawdzić. Cały czas patrząc jej się prosto w oczy, zacisnąłem pięść, zgniatając pustą paczkę, a następnie wyrzuciłem ją do stojącego nieopodal kosza na śmieci. 
Wróciłem do mojego pokoju, przebrałem się z piżamy i udałem się do łazienki. Chciałem wejść do kuchni i przygotować śniadanie dla mnie i dla Delilah (nawet, gdybym musiał nakarmić ją siłą), ale przed tym usłyszałem, jak blondwłosa rozmawia z Celiną. Być może to złe, ale postanowiłem je podsłuchać. 
- Nie wiedziałam, że Jerome pali. – pierwszym głosem, który dotarł do moich uszu, był głos Delilah.
- Co? On pali? – w głosie Celiny było słychać zdziwienie. – Od kiedy niby? Nic mi o tym nie mówił. – zawód w tym tonie mnie zabolał. 
- Dziwne. Widziałam, jak przed chwilą wyrzucał pustą paczkę.
- A ty palisz? – wyczułem, że siostra chce skończyć temat o mnie.
- Tak. – odpowiedziała bez chwili zastanowienia się. – Ale on chyba o tym nie wie. – mówiąc ‘on’, byłem pewny, że ma na myśli ‘mnie’.
- Świetnie. Chodzący rak tu, chodzący rak tam. – westchnęła. – Ile chcesz tu jeszcze zostać? – zmieniła temat. 
- Kilka dni. – obojętność w głosie Delilah była lekko dołująca. 
- Nie na stałe? 
- Nie.
Poczułem, że nie ma sensu dalej ukrywać swojej obecności. Wszedłem do kuchni i przywitałem się z dziewczynami. Celina siedziała przy stole i pośpiesznie jadła płatki. No tak, ona chodziła do szkoły. W sumie ja też powinienem, ale wolałem spędzać ten czas z Delilah. Podszedłem do lodówki i otworzyłem ją. Było w niej coraz mniej rzeczy. Będę musiał pójść potem na zakupy. Kiedy zastanawiałem się, co przygotować, siostra wyszła z kuchni, rzucając na odchodne chłodne „pa”. Czułem, że powoli traci do mnie zaufanie. Znikam na trzy dni i nie daję znaku życia. Przyprowadzam do domu jakąś nieznaną jej wcześniej dziewczynę, która ma zostać u nas przez kilka dni. Przyłapuje nas w dość dziwnych i dwuznacznych sytuacjach, na które wyjaśnienia brzmią śmiesznie. Do tego teraz myśli, że mam przed nią sekrety. Nie chciałem tracić z nią kontaktu, ale być może to dobrze? Dzięki temu w przyszłości będzie łatwiej nam się rozstać. Ja, jako smok i ona, jako człowiek – to nie brzmi jak wzór kochającego się rodzeństwa. Ta relacje może sprowadzić na nią albo na mnie nieszczęście, a nawet śmierć. Gorzej będzie, jak się okaże, że to ja będę musiał zabić Celinę, gdy ona dowie się, że jestem smokiem. Powtórzyłaby się sytuacja z rodzicami, a nie chciałem do tego doprowadzić. Nawet nie wiem, czy w jej przypadku byłbym w stanie to zrobić.
- Co chcesz dzisiaj zjeść? – spytałem Delilah.
- Nic. – odwróciła wzrok i wstała od stołu.
To brzmiało jak wyzwanie. Wyzwanie, które zamierzałem wygrać. Niestety, zakończyło się ono moją porażką. Nim zdążyłem cokolwiek zrobić, dziewczyna szybko uciekła z kuchni i zamknęła się w swojej ówczesnej sypialni. Niestety, nie miałem do niej klucza, a Delilah zagroziła, że już nigdy nie otworzy tych drzwi. Tym razem musiałem jej odpuścić. Tym razem. Następnym razem wszystko lepiej przemyślę. 
~*~
Wyszedłem z domu, by udać się na zakupy. Na początku chciałem pójść sam, lecz Delilah nie pozwoliła mi. Uparła się, że jest zbyt niebezpiecznie, bym sam się poruszał. Od mojego domu do sklepu dzielił nas niecały kilometr, więc prawdopodobieństwo spotkania członków Zakonu było niskie. Cóż, wraz z dziewczyną nie należymy do gromady ‘szczęściarzy’, tylko bardziej do gromady ‘pechowców’. W jednej z węższych uliczek w oddali zauważyliśmy dwójkę ubranych na czarno ludzi, przesłuchujących małego chłopca. Za nami była prosta droga bez żadnych skrętów w bok. Gdybyśmy zaczęli uciekać, oni z pewnością zwróciliby na nas uwagę i bylibyśmy w kropce. Czekała nas konfrontacja.
- Tak, jestem pewny, że to widziałem! – powiedział wystraszony chłopiec. – Przysięgam. 
- Wiesz, że jeśli kłamiesz, to czeka cię kara? – odpowiedział jeden z nich.
- Tak, proszę pana. 
- To już zmykaj. – mężczyzna poklepał go po ramieniu, po czym mały chłopiec zaczął biec w przeciwną stronę co naszą.
Członkowie Zakonu zaczęli iść w naszą stronę. Na szczęście wraz z dziewczyną mieliśmy założone na głowach kaptury, przez co nasze twarze były niewidoczne z daleka. Półmrok tej alejki też to ułatwiał.
- Będziemy walczyć. – powiedziała, patrząc mi się prosto w oczy. – Nie mamy innego wyjścia. - zauważyłem, że chciała sięgnąć po broń. 
- Mamy. – w mojej głowie zrodził się dziwny i trochę głupi plan, który mógł okazać się skuteczny.
Złapałem ją za dłoń. Dziewczyna stała blisko ściany kamienicy, dlatego nie było dla mnie problemem sprawić, by stanęła plecami do niej. Lewą rękę położyłem tuż obok jej głowy, zabraniając jej tym sposobem jakiegokolwiek ruchu w stronę członków zakonu. Zbliżyłem moją twarz do jej twarzy tak, że nasze kaptury się stykały. 
- Co ty odpierd.. – złość dziewczyny była nie do opisania. Przyłożyłem palec wskazujący do jej ust.
- Cii. Nic nie mów. – wyszeptałem, przejeżdżając palcem po jej ustach.
Chyba zrozumiała, co było moim celem, dlatego posłusznie się zamknęła. Nadal prawą dłonią trzymałem dłoń dziewczyny. Ze stresu nawet nie przyszło mi do głowy, by ją puścić. Dziewczyna, najwyraźniej tak samo zestresowana jak ja, uścisnęła ją mocno tak, jakby już nigdy nie miała jej puścić. Odwzajemniłem go i lekko się uśmiechnąłem. Początkowo wzrok dziewczyny błądził po całej mojej twarzy, ale na sam koniec zatrzymał się na moich oczach. Wyglądała na przerażoną, miałem wrażenie, że cała drży. Naprawdę się bała. Jej oddech stawał się coraz szybszy, powietrze przez nią wydychane delikatnie otulało moją szyję; oczy miała jakby zamglone, nieobecne, a po kilku sekundach je zamknęła; jej usta były lekko rozchylone i niezwykle kuszące. Nie powinienem myśleć o takim czymś w takiej chwili. To wszystko sprawiło, że chciałem ją objąć i już nigdy nie puścić, trzymać na zawsze w swoich ramionach, by ochronić ją przed całym światem. Jej widok, a nie ‘ich’ obecność, sprawiła, że zacząłem się denerwować. Moja krew zaczęła coraz szybciej krążyć mi w żyłach. Mój oddech także przyspieszył. Delikatnie przymknąłem oczy i zbliżyłem się jeszcze bliżej, czego dziewczyna nie zauważyła. Czułem ciepło bijące od ciała dziewczyny.
Byliśmy w beznadziejnym położeniu. Naprawdę beznadziejnym. Mimo to nie czułem stresu zbliżającego się z nadchodzącej powoli możliwej śmierci. Póki byłem z Delilah, to nie miało dla mnie żadnego znaczenia. 
Usłyszałem powolne kroki tuż za moimi plecami. Dziewczyna całkowicie zamarła na ten odgłos, a ja jedynie szeroko otworzyłem oczy. Poczułem, jak ktoś klepie mnie po plecach. Po moim ciele przebiegł dreszcz strachu.
- Hehe, chciałbym znowu być młody.. – głos mężczyzny w sile wieku dotarł do moich uszu. – Chwytajcie życie dzieciaczki, chwytajcie, dopóki jeszcze możecie. – zaśmiał się radośnie. 
„Dopóki jeszcze nas nie zabiliście”, dopowiedziałem w sobie w myślach. 
Mężczyźni już się przy nas nie zatrzymali. Słyszałem, jak ich kroki robią się coraz cichsze, aż w końcu całkowicie milkną. Jeszcze przez chwile byliśmy z Delilah w takiej samej pozycji. Gdy trochę się uspokoiła, puściła moją dłoń i spojrzała się na mnie oczami pełnymi złości. Wtedy się wyprostowałem, a dziewczyna odepchnęła mnie od siebie. Zszokowany, zaniemówiłem. 
- Nigdy więcej tego nie rób. – wysyczała. 
- Dlaczego? – dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, jaką machinę zniszczenia mogły uruchomić te słowa.
- Bo to było głupie. – westchnęła. – Lepiej było ich zabić. Wtedy byłoby na świecie mniej wrogów. – nadal była mocno wkurzona.
- I co zamierzałabyś zrobić z ciałami? Zostawić tak, po prostu, by każdy przechodzień mógł sobie pooglądać i pomyśleć,: „o, ale fajny, martwy człowiek”? – też się zdenerwowałem. Dziewczyna na chwilę zamilkła. - Nawet pozostawienie ich ciał w śmietnikach, zostawiłoby za dużo poszlak. – kontynuowałem.
– Masz blisko dom, tam można by zaciągnąć trupy. – westchnąłem.
- Wiesz, jak trudno jest usunąć ciało? Samo spalenie czy nawet zanurzenie w kwasie trwa długo i siostra mogłaby nas na tym przyłapać. – moja słowa zabrzmiały tak, jakbym był psychopatą, ale dziewczyna najwidoczniej nie zwróciła na to uwagi.
- Mogliśmy zginąć, nie rozumiesz? – jej głos lekko się załamał. 
- Nie pierwszy i nie ostatni raz. Żyjemy. Udało się. I to się liczy. – nadal byłem zły. Dziewczyna podeszła do mnie. 
- Pier*ol się. – powiedziała, uważnie mi się przyglądając. Podeszła do mnie. – Twoje oczy. – niemal wyszeptała.
Chol*ra. Wziąłem głęboki wdech i wydech, oparłem się o ścianę budynku, by się uspokoić.
- Nieważne. Zapomnij. – powiedziałem.
~*~
Bez dalszych przeszkód udało nam się dotrzeć do sklepu. Wzięliśmy duży koszyk na zakupy. Ja, jak to ja, wkładałem do niego dużo rzeczy spożywczych, z których miałem zamiar potem coś ugotować. 
- Po co nam tego aż tyle? – spytała dziewczyna.
- Cóż, ja muszę coś jeść, Celina musi coś jeść, i ty też.. – zacząłem.
- Nie zamierzam tego jeść. – powiedziała.
- Ale będziesz. Zmuszę cię do tego.
- Nie dasz rady. – w jej głosie usłyszałem pewność siebie. W oddali zauważyłem wiszące na ścianie sznury. Nie mam pojęcia, po co i dlaczego tam były, ale wyglądały zachęcająco. Podszedłem do nich i wziąłem jeden z nich, po czym włożyłem go do koszyka. – Jak nie będziesz chciała jeść, to przywiążę cię do krzesła i nakarmię siłą. – uśmiechnąłem się.
- Bardzo śmieszne. – Delilah próbowała wyjąć nowy nabytek z koszyka, ale jej nie pozwoliłem. Przerażenie, które pojawiło się w jej oczach, było nie do opisania. 
Ostatnią rzeczą, którą chciałem kupić, były papierosy. Zabrałem dziewczynę do alejki, gdzie można było je dostać; w niej znajdowały się także alkohole. Zielonooka z zaciekawieniem przyglądała się temu, co zrobię. Sięgnąłem po jedną z paczek i włożyłem ją do koszyka. 
- Możemy wracać. – powiedziałem.
- Poczekaj. – zatrzymała mnie. – Ile tak właściwie masz lat?
- Osiemnaście, a co?
- Nic, nic. – sięgnęła po inną paczkę i włożyła do koszyka. – Też palę. – powiedziała.
I cały mój misterny poranny plan poszedł w pi*du. Dziewczyna radośnie udałą się kilka półek dalej i zabrała z nich wódkę, którą włożyła do koszyka.
- No co? – spytała się, widząc mój zdziwiony wzrok.
- Nic nie mówię. – głośnio westchnąłem. – A ile ty masz lat?
- W tym roku skończę osiemnaście. – odpowiedziała.
Będę miał z nią więcej problemów, niż początkowo sądziłem. 
~*~
Wróciliśmy do domu. Podczas gdy dziewczyna zajęła się rozpakowywaniem zakupów, ja udałem się na strych po materac i po pompkę. Zaniosłem je do pokoju Delilah i zacząłem pompować go. Skoro i tak każdej nocy wstawałem i uspokajałem dziewczynę, to dzięki temu miałbym bliżej do niej. A skoro i tak potem budziłem się w jej wygodnym i ciepłym łóżku, to nie przeszkadzałoby mi początkowe zasypianie na niewygodnym materacu.
- Co robisz? – spytała dziewczyna, wchodząc do pokoju. 
Odwróciłem się w jej stronę; w jednej dłoni trzymała kupiony wcześniej alkohol, a w drugiej dwa kieliszki. Postawiła je na stoliku nocnym. Powierzchownie wytłumaczyłem jej, o co mi chodziło.
- Aha. – odpowiedziała obojętnie, a ja kontynuowałem robić to, co zacząłem. Wyglądała na znudzoną. – Co twoi rodzice trzymali w tych wszystkich szafkach? – spytała, rozglądając się po pomieszczeniu.
- Różne rzeczy. Głównie ubrania. Jak chcesz, to możesz sprawdzić. – powiedziałem.
Blondwłosa zajęła się grzebaniem, a ja wróciłem do mojego pokoju po poduszkę i jakiś koc. Nagle dźwięki z pokoju obok ustały, co mnie zaniepokoiło. Zaniosłem to, co miałem wziąć i położyłem je na materacu. Przyjrzałem się mojej towarzyszce. Stała tak, jakby coś ją zamurowała. W dłoniach trzyma jakiś mały przedmiot. Podszedłem do niej.
- Co tam masz? – spytałem.
Dziewczyna bez słowa odwróciła się w moją stronę i przyłożyła mi lufę do głowy. Już wiedziałem, co znalazła.
Niestety.
Odznaki, które miał każdy członek Zakonu.
- Skąd to masz? – wysyczała. Jej ręką się trzęsła, ale w jej oczach widziałem gotowość do strzału.
- To nie tak jak myślisz. – uniosłem dłonie w geście obronnym.
- Masz dwie minuty na tłumaczenia. Inaczej strzelę, zdrajco. – jej słowa raniły mnie. Wydawało mi się, że zobaczyłem w jej oczach łzy. 
- Mówiłem ci, że moi rodzice współpracowali z Zakonem, pamiętasz? – starałem się zachować spokój, co niezbyt mi wychodziło. – To jest ich. Po tym, jak zginęli, nikt nie przyszedł po to, by je odebrać. 
- Skąd mam wiedzieć, że nie kłamiesz? – była naprawdę wkurzona. Mocniej zacisnęła broń na pistolecie. 
- Zakon też ma na mnie oko, tak jak na ciebie. – kiedy zrobiłem krok w tył, ona zrobiła krok w przód. 
- Ach, tak? Skoro oni znali twoich rodziców, to znali też ciebie. Skoro wiedzą, kim naprawdę jesteś, to jakim prawem jeszcze żyjesz? 
- Jeszcze nie wiedzą, że jestem smokiem. Podejrzewają mnie o coś innego. 
- O co? – znalazłem się pod ścianą. 
- O morderstwo rodziców. I kilka innych morderstw, które miały miejsce w okolicy. Za każdym razem cudem udawało mi się zrzucić winę na kogoś innego lub upozorowywać samobójstwo. 
- To wszystko, co masz do powiedzenia?
- Tak. – zamknąłem oczy z myślą, że mogę już ich nigdy nie otworzyć. Zamiast tego dostałem z liścia w twarz.
- Dlaczego mi wcześniej o tym nie powiedziałeś? – w jej głosie było czuć obojętność. Znowu. Otworzyłem oczy. Pistolet nie był już skierowany w moją stronę, ale dziewczyna nadal trzymała go w dłoni. 
- Bo bałem się twojej reakcji. – odparłem szczerze. Dziewczyna prychnęła.
- Mogłam cię zostawić w tym lesie. – powiedziała do siebie.
- Mogłaś, ale tego nie zrobiłaś. Żałujesz tego? 
- Czasami tak. Na przykład teraz. – znów jej broń była skierowana w moją stronę, ale tym razem szybko ją opuściła.
- Uspokój się. – powiedziałem. 
- Jestem spokojna. – odpowiedziała z przekąsem. 
- Nie widać. 
- Pier*ol się. – powiedziała, chowając broń.
- Ty też. – odpowiedziałem.
Zapanowała między nami niezręczna chwila ciszy. Żadne z nas nie chciało odezwać się pierwsze. Podszedłem do jednego ze stolików nocnych i zdjąłem z niego wszystkie rzeczy. Przesunąłem go bardziej tak, by stał pośrodku łóżka. 
- Co ty robisz? – spytała. Podniosłem wcześniej postawiony przez nią alkohol i kieliszki, po czym położyłem je na wcześniej przygotowanym ‘stole’.
- Napijmy się. – powiedziałem, siadając na łóżku. Dziewczyna ochoczo przystanęła na moją propozycję. Otworzyłem wódkę i nalałem ją do kieliszków. Podniosłem swój, a dziewczyna zrobiła to samo ze swoim. 
- Na zdrowie. – powiedziałem, wypijając to, co w nim miałem. 


<Delciu? ♥ ♥ ♥>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz