sobota, 22 kwietnia 2017

Od Lisabeth C.D Ekaterine

Potrząsnęłam puszką farby w sprey'u, kontynuując swoje dzieło. Graffiti na murku otaczającym komendę policji to zupełnie nowy poziom w mojej buntowniczo-artystycznej karierze. Do tej pory swoje arcydzieła umieszczałam jedynie na nieistotnych ścianach starych budynków czy w innych rzadko kontrolowanych miejscach, gdzie każdy mógł bez problemu szkolić swoje malarskie umiejętności. Mimowolnie na moją twarz wpełzł lekki uśmiech, kiedy z dumą oceniałam efekt końcowy swojego obrazu. Mały, wesoły szczeniaczek ubrany w standardowy policyjny mundur. Wtem usłyszałam czyjś głos, wyraźnie dochodzący z budynku. Schowałam opakowania po farbie do torby, naciągnęłam kaptur na głowę, po czym szybkim krokiem ruszyłam przed siebie. Gdy znalazłam się w odległości dobrych kilku metrów od miejsca popełnionej przeze mnie 'zbrodni' poczułam czyjś dotyk na ramieniu. Wzdrygnęłam się i odruchowo odskoczyłam do tyłu. Bez zbędnych słów popędziłam przed siebie, co zdecydowanie nie stanowiło obecnie odpowiedniego posunięci. Ze względu na moje nienaturalne zachowanie stałam się zapewne główną podejrzaną. Zignorowałam krzyki funkcjonariusza, nie miałam zamiaru się zatrzymać. Przede mną dostrzegłam przejście dla pieszych, lecz podczas nerwowego zerkania za siebie niechcący w biegu potrąciłam jakąś dziewczynę. Chwyciłam ją za ramię, chroniąc tym samym od upadku. Dopiero po paru sekundach dostrzegłam okulary na jej nosie oraz białą laskę, która potoczyła się po chodniku. Cholera... Jeszcze tego mi brakowało. Już miałam zamiar podać nieznajomej zgubę, jednak, ku mojemu zdziwieniu, dziewczyna bez problemu podniosła 'kijek'. 
- Przepraszam... - mruknęłam cicho, ale w tym momencie światło zmieniło się na zielone. 
Odruchowo pociągnęłam za sobą zdezorientowaną szatynkę, a następnie wparowałam wraz z nią do kawiarni. 
- Co to miało być?! - wrzasnęła z irytacją, lecz także nutą przerażenia.
- Przepraszam! - powtórzyłam, chociaż tym razem owe słowo dotyczyło tego niespodziewanego 'zaproszenia na kawę'. - Miałam dość ważny powód, przez który wolałam jak najszybciej znaleźć się w pomieszczeniu... Ale mniejsza z tym. Sugeruję zapomnieć o tym drobnym incydencie i zacząć od początku. Jestem Lisabeth - przedstawiłam się, jak gdyby zupełnie nic się nie wydarzyło.
Nieznajoma początkowo milczała, opierając się o ścianę pomieszczenia. Zacisnęłam wargi, niepewnie wyglądając przez okno. 
- Niech będzie. Ale wisisz mi kawę. I ciastko - zażądała ze śmiechem. - Ekaterina, miło mi.
Odetchnęłam z niemym poczuciem ulgi, jakie ogarnęło mój umysł. Wolałabym uniknąć wezwania policji za napaść, zwłaszcza, że jak na jeden dzień mam już dość wszelkich stróżów prawa. Zajęłyśmy jeden z wolnych stolików. Chwyciłam kartę menu, wertując wzrokiem kolejne propozycje. 
- Wybrałaś już coś? - zapytałam, nie wychylając nawet wzroku znad karty dań. - Znaczy... Cholera, przepraszam! Po raz kolejny... - powiedziałam, kiedy przypomniałam sobie z kim rozmawiam. 
- Nie szkodzi. Przyzwyczaiłam się - stwierdziła Kat, wzruszając ramionami. - Co oni tam mają? Albo wezmę po prostu cappucino i szarlotkę.
Skinęłam głową, po czym gestem ręki dałam znać kelnerce, aby podeszła. Złożyłam zamówienie, decydując się wziąć to samo, co dziewczyna.

< Kat? Wybacz, nie wyszło ;-; >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz