Boli, boli, boli. Tak cholernie boli. Żałowałem, że Delilah tuż przed ‘zabiegiem’ nie walnęła mnie czymś twardym w głowę, bym nie musiał tego wszystkiego czuć. Jedynym minusem takiego czegoś mogłaby być moja ‘przypadkowa’ śmierć. Spojrzałem się na ranę, która już teraz była zszyta. Na pewno pozostanie z niej blizna. Nie pierwsza i nie ostatnia w moim życiu, ale ta, w odróżnieniu od innych, będzie nieść ze sobą jakąś ciekawszą historię. Ostanie krople krwi popłynęły, dlatego starłem je jednym z leżących mokrych ręczników. Przy okazji lekko obmyłem ramię z zeschniętej krwi.
- Dziękuję. – powiedziałem szczerze do dziewczyny, lekko się przy tym uśmiechając.
- Nie ma za co. – odparła obojętnie.
Nadal była na mnie zła za tamto przytulenie? Przez tyle czasu? Nie rozumiem kobiet. Gdyby naprawdę mnie za to znienawidziła, w co, szczerze mówiąc, wątpię, nie chciałaby mi dalej pomagać. Przyjrzałem się jej; jej wzrok wydawał się pusty, zamyślony, wręcz smutny, tak, jakby o czymś, albo może raczej o kimś, rozmyślała. Nie chciałem przeszkadzać jej w tej chwili zadumy, dlatego zabrałem się za sprzątanie sprzętów potrzebnych do zszycia mnie. Nie było tego dużo, a większość rzeczy umazanych krwią poszła do wyrzucenia. Igły i nić zostawiłem, bo znając mój fart i talent do pakowania się w kłopoty, jeszcze kiedyś się przydadzą. Bluzę, którą dziewczyna dała mi rano, włożyłem do pralki i włączyłem na krótkie pranie. Na tyle powinno wystarczyć.
- To ja się już będę zbierać. - powiedziała Delilah po dłuższej chwili milczenia.
- Poczekaj. Mogę ci się jakoś odwdzięczyć? – spytałem. Źle mi z tym było, że dziewczyna tyle dla mnie zrobiła, a ja nic nie dałem jej w zamian.
- Kiedy indziej, nie musi być to dzisiaj. – wstała i zaczęła kierować się do wyjścia.
- Nie idź jeszcze. Zostań, chociaż na śniadanie.
Z niecierpliwością oczekiwałem na jej odpowiedź. Nie wiem dlaczego, ale nie chciałem rozstawać się z tą dziewczyną. To uczucie albo może pragnienie, być może i było samolubne, ale nie chciałem mu się przeciwstawiać. Powiem inaczej: było mi z tym niesamowicie dobrze. Śniadanie było dobrym początkiem na odwdzięczenie się za wszystko. Poza tym, od „ucieczki” ze szpitala, nie widziałem, by dziewczyna cokolwiek jadła. Sam ostatni posiłek zjadłem przed wypadkiem. Nie zdziwiłbym się, nawet gdyby okazało się, że dziewczyna nie posiliła się jeszcze dłużej niż ja. Jej chudość była wręcz negatywnie imponująca, ale to i tak nie odbierało jej uroku.
- Ech, niech ci będzie. – odparła z rezygnacją, a ręce złożyła na piersiach. – Tylko przygotuj coś dobrego. – na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech.
- Wyzwanie przyjęte. – odwzajemniłem go. – Tylko dasz mi chwilkę? Chciałbym się najpierw przebrać.
- Ta, nie ma problemu.
- Jak chcesz, to w tym czasie możesz pozwiedzać dom czy coś. Nie jest on jakiś interesujący, ale nic lepszego nie mam ci do zaoferowania.
- Może być. – jej głos przybrał obojętny ton. Znowu.
Irytowała mnie ta jej cykliczna obojętność. Kiedy myślałem, że już wszystko będzie z nią ok, to ona znowu stawała się taka jak wcześniej. Wolałem, jednak gdy mówiła cokolwiek, niż gdy całkowicie milczała. Może próbowała mnie zdenerwować albo w jakiś sposób zniechęcić? Co prawda, sam dość często podchodziłem z obojętnością do innych ludzi, ale w odróżnieniu od blondwłosej nigdy nikomu nie dawałem złudnych nadziei na bycie miłym czy nawet przyjaźń.
- Chodź za mną. – gestem dłoni wskazałem dziewczynie, gdzie powinna pójść.
Moja sypialnia znajdował się niedaleko łazienki. Otworzyłem dziewczynie drzwi, by weszła przodem. Nazwanie mojego pokoju dużym nie byłoby błędem. Beżowy kolor ścian oraz przestrzenne okna jedynie potęgowały to wrażenie. Po prawej stronie stało dwuosobowe, na szczęście pościelone łóżko (gdyby takie nie było, to mogłoby to narobić mi wstydu), a naprzeciwko niego stała ciemno-brązowa komoda połączona z szafą. Na niższym meblu znajdowało się sporo zdjęć oraz stało sześćdziesięciolitrowe akwarium, w którym pływały dwa haremy różnokolorowych gupików, które po wejściu do pokoju nakarmiłem. Delilah zaczęła oglądać zdjęcia, podczas gdy ja otworzyłem szafę i wyjąłem z niej parę spodni oraz inne potrzebne rzeczy do przebrania. Dziewczyna uważnie przeglądała się jednej ramce, która była przewrócona. Podniosła ją.
- Kto to? – spytała – Twoi rodzice?
Fotografia przedstawiała dwójkę uśmiechniętych, obejmujących się ludzi. Jasnowłosa kobieta, ubrana w elegancką sukienkę, uważnie i z miłością wpatrywała się swoimi brązowymi oczami w swojego wyższego od siebie męża. Ciemnowłosy mężczyzna, ubrany w garnitur, z okularami na nosie także uważnie przypatrywał się swojej ukochanej. Razem wyglądali na szczęśliwych.
- Tak. – potwierdziłem. - To zdjęcie zostało zrobione na miesiąc przed ich śmiercią. – odparłem obojętnie. Podszedłem do dziewczyny i zabrałem jej zdjęcie z rąk, po czym położyłem je tak, jak wcześniej leżało.
- Jak zginęli? – spytała z zaciekawieniem.
- Chcesz poznać tą jakże smutną i interesującą historię? – mój głos aż ociekał sarkazmem, lecz dziewczyna potwierdzająco pokiwała głową. – Dobrze. Jeśli chcesz, to mogę ci ją opowiedzieć przy śniadaniu. Właściwie to jesteś jedyną osobą, z którą mógłbym się nią podzielić. – posłałem jej porozumiewawczy uśmiech. Zrozumiała aluzję. – Wrócę za chwilę. Jak chcesz, to możesz zostać tutaj lub pójść gdzieś indziej. Tylko nie wchodź do tego pokoju obok, okey? – potwierdzająco pokiwała głową.
Prawdopodobnie mówienie jej o tym nie byli zbyt rozsądne. Powiedzenie, by ktoś czegoś nie robił, jest zazwyczaj największą istniejąca zachęta. Cóż, jak dziewczyna tam zajrzy, to najwyżej pozna moją babcię.
W międzyczasie podłączyłem mój rozładowany telefon do ładowania. Zauważyłem, że mam ponad 30 nieodebranych połączeń i 16 wiadomości. Wszystkie pochodziły od jednej osoby, mojej siostry. Miałem przechlapane. Jak wróci do domu, to prawdopodobnie mnie zabije.
Udałem się do łazienki. Szybko rozebrałem się i wszedłem pod prysznic. Nie miałem zamiaru spędzić tam dużo czasu, ale potrzebowałem tej ulotnej chwili relaksu. Krople chłodnej wody delikatnie i kojąco spadały na moją twarz i ciało, co mnie całkowicie rozluźniło i pobudziło, przygotowując do dalszego działania. Po wyjściu z prysznica ubrałem się w to, co przygotowałem kilka chwil wcześniej, jednak nadal nie założyłem koszulki. Wiedziałem, że rana musi trochę pooddychać, a założenie takiego ubrania mogłoby jej to uniemożliwić. Miałem nadzieję, że dziewczynie to nie będzie przeszkadzać. Już widziała mnie prawie martwego, w szpitalu oraz narzekającego jak małe, głupie dziecko, więc takie coś mogło być troszkę milszą odmianą. Cóż, co prawda nie tak milszą, jak normalny, w pełni ubrany człowiek. Sam nie wiem. Może niektóre dziewczyny sądzą inaczej..? Na koniec kilkukrotnie ręcznikiem przetarłem włosy, by pomóc im choć trochę wyschnąć. Nadal były lekko wilgotne, ale mimo to udało mi się je okiełznać. Spojrzałem na siebie w lustrze. W końcu wyglądałem jak człowiek, a nie jak na-wpół-martwy-menel. Sam nie wiem, dlaczego tak się tym przejmowałem.
Po wyjściu z łazienki powróciłem do pokoju, ale tak jak się spodziewałem, nie spotkałem tam dziewczyny. Miałem nadzieję, że nie opuściła mnie bez pożegnania. Sam prysznic zajął mi niewiele więcej niż pięć minut, więc też nie powinna się znudzić czekaniem. Oczywiście, pierwszym pokojem, do którego chciałem zajrzeć, był ten pokój, do którego miała nie wchodzić. Oczywiście, drzwi do niego były otwarte, a dziewczyna jak gdyby nigdy nic siedziała niedaleko białowłosej starszej kobiety o ciemnych oczach, czyli mojej babci Genevieve. Panie prawdopodobnie wcześniej rozmawiały ze sobą, ale gdy mnie zobaczyły, to przestały. Delilah wstała, pożegnała się i wyszła z pokoju, podczas gdy ja podszedłem do babci i się z nią przywitałem. Kobieta najwyraźniej nie zorientowała się, że nie było mnie przez trzy dni. Poprosiła mnie, bym podał jej jedną z włóczek znajdujących się na jednym z wyższych regałów z jej pokoju, dzięki czemu mogła kontynuować swoją robótkę na drutach podczas oglądania jednego z seriali lecących w telewizji, a konkretnie „Mody na sukces”.
- Mila kobieta. – powiedziała zielonooka po zamknięciu drzwi.
- Mam nadzieję, że nie była zbyt natarczywa. – uśmiechnąłem się.
Dziewczyna odwzajemniła uśmiech, a zaraz potem zaczęła przyglądać się temu, jak wyglądam. Nic nie skomentowała, a jedynie bezsilnie westchnęła.
Kuchnia wraz z jadalnią znajdowała się na parterze. W centrum tego pomieszczenia stał stół z sześcioma miejscami siedzącymi. Zajrzałem do jednej z szafek i wyjąłem z niej pierwszy lepszy fartuszek do gotowania, po czym go założyłem. Na początku myślałem, że jest on całkowicie biały, ale okazało się, że miał nadruk w postaci misia w czapeczce kucharskiej, trzymającego serduszko. Musiałem wyglądać w tym fartuchu cholernie męsko, ale już nie chciało mi się go zmienić. Nie mogłem odczytać dokładnie spojrzenia dziewczyny. Wzrok pogardy, rozbawienia, a może i to, i to?
- Lubisz może pancakes? – spytałem. Były to jedne z prostszych i szybszych rzeczy, które potrafiłem niemal bezbłędnie przygotowywać.
- Może być. Nie sądziłam, że umiesz gotować. – dziewczyna usiadła przy stole, oparła łokcie na blacie i podparła się dłońmi.
- Tak jakoś wyszło. Musiałem się wszystkiego nauczyć po śmierci rodziców. – zabrałem się za przygotowywanie składników.
- Miałeś mi o nich opowiedzieć. – przypomniała Delilah.
- No więc tak. Odkąd pamiętam, to rodzice współpracowali z Zakonem, jednak nigdy i na szczęście, nie chcieli mnie do tego wciągać. – przesiałem mąkę wraz z proszkiem do pieczenia, cukrem i solą. – Kiedy miałem piętnaście lat, czyli trzy lata temu, po kłótni z ojcem, nieważne z jakiego powodu, pod wpływem emocji wybiegłem z domu. Wiedziałem, że nie dam rady bez przemiany, więc chciałem udać się w jakieś bezpieczne miejsce, by to zrobić. – roztrzepane jajko połączyłem z mlekiem i masłem. – Nie sądziłem, że ojciec uda się za mną, bo był kimś bardzo zajęty. – na to wspomnienie mimowolnie zacisnąłem pięści. - Zobaczył mnie podczas przemiany. Był pewny, że ja go nie widziałem. Powiedział o tym matce. Nie wiedzieli, co powinni zrobić z tym fantem, dlatego czekali. – połączyłem wszystkie składniki. - Nie mogłem pozwolić sobie na wykrycie. Przeciąłem przewody hamulcowe w ich samochodzie. Długo nie musiałem czekać na rezultaty. - nalałem olej na dwie patelnie, po czym zacząłem wszystko smażyć. – Gdyby powiedzieli komukolwiek o tym, że jestem smokiem, już byłbym martwy. A winę zrzuciłem na niewinnego człowieka. – uśmiechając się, odwróciłem się, by spojrzeć na dziewczynę.
Wróciłem do dalszego smażenia. Gdy nakładałem drugą porcję ciasta, usłyszałem, że drzwi do domu się otwierają. Delilah też to usłyszała, zauważyłem, że od razu się zdenerwowała. Czy to był Zakon? Nie, niemożliwe. Zamiast strzałów usłyszałem tak dobrze mi znany głos, mówiący „Wróciłam”. Siostra. Zajebiście. Tylko jej brakowało do kolekcji. W normalnych warunkach ucieszyłbym się z jej powrotu, ale nie teraz. Było sporo przed jedenastą, więc Celina powinna być jeszcze w szkole. Chciałem odejść od kuchenki i zabronić jej wejścia do kuchni, ale to mogło oznaczać skazanie placków na spalenie. Oczywiście, pierwszą rzeczą, jaką zrobiła siostra, było wejście do pomieszczenia, w którym przebywała wraz z Delilah.
- Cześć, brat. Miło cię widzieć. – powiedziała sarkastycznie dziewczyna, gdy mnie tylko zobaczyła.
Celina, tak jak zazwyczaj, była ubrana w ciemnozielone spodnie, pasującą do nich kurtkę i ciemny podkoszulek. Na głowie miała podobnego koloru czapkę. Tak jak ja miała zielone oczy; jej brązowe, kręcone włosy nie sięgały nawet do ramienia. Piętnastolatka z początku nie zauważyła Delilah. Z jednej z szafek wyciągnęła płatki, miskę na nie i łyżkę. Z lodówki wyciągnęła mleko i nadała je do wcześniej przygotowanego naczynia. Wtedy zauważyła blondwłosą dziewczynę siedzącą przy stole. Z niedowierzaniem spoglądała i na mnie, i na nią. Zdałem sobie sprawę, jak źle to musi wyglądać. Troszkę przerażona, a może bardziej zszokowana Delilah i ja, ubrany jedynie w spodnie i fartuszek kuchenny, jeszcze z lekko mokrym włosami, gotujący śniadanie dla nas dwojga.
- O cho*era. – powiedziała siostra.
- To nie tak jak myślisz. – powiedziałem, kończąc smażenie ostatnich placuszków. Szatynka usiadła na jednym z krzeseł znajdujących się na skos od blondwłosej.
- No, no, nie sądziłam, że kiedyś braciszek przyprowadzi do domu dziewczynę. – na jej twarzy pojawił się wredny uśmiech. – Wiesz, podejrzewałam go raczej o pójście w drugą stronę, a ty jesteś nawet całkiem ładniutka. Jerry – tym razem odwróciła się w moją stronę akurat, gdy kończyłem składać pancakes. Miałem ochotę zaszyć jej usta tą igłą, która wcześniej posłużyła do zszycia mojej rany. - Jak chciałeś mieć wolną chatę, wystarczyło powiedzieć. Mogłabym zabrać babcię na spacer i wtedy nie musiałbyś znikać bez dania znaku życia przez trzy dni. – tym razem w jej głosie wyczułem zawiedzenie i wyrzuty. – Rozumiem, masz swoje potrzeby, ale krótki telefon by nie zaszkodził. – teatralnie westchnęła. – Nie martwcie się, akurat mam dziś wycieczkę, więc gdy tylko zjem płatki, to będziecie mieli czas tylko dla siebie do wieczora. A tak w ogóle to jestem Celina, miło mi się poznać. – wyciągnęła rękę w stronę Delilah, przy tym przyjaźnie się uśmiechając.
Mnie w czasie jej monologu udało się dokończyć przygotowywanie śniadania. Cztery placuszki ułożyłem jeden na drugim, a następnie polałem je sosem owocowym i przystroiłem świeżymi owocami. Zostało jeszcze kilka placków, więc w razie czego mogłem zaproponować dokładkę. Podszedłem do dziewczyn. Talerz z naleśnikami dla Delilah postawiłem tuż przed nią, a drugą dłonią zakryłem usta Celiny.
- Już nic więcej nie mów. Jak dla mnie, to już możesz sobie iść. – powiedziałem w stronę siostry, a ona złapała mnie za dłoń i próbowała się uwolnić. – Przepraszam za nią. Czasami pieprzy głupoty. – uśmiechnąłem się lekko zawstydzony. Puściłem siostrę i udałem się po moją porcję. Usiadłem naprzeciwko Delilah, która od chwili pojawienia się drugiej dziewczyny nie odezwała się ani słowem. Zaniepokoiło mnie to. W każdej chwili mogła wybuchnąć, co oznaczało, że w kuchni, zamiast trzech osób mogła znajdować się tylko jedna osoba i dwa trupy. Oczywiście tymi trupami byłoby rodzeństwo Nygma.
- Smacznego. – powiedziałem, by przełamać milczenie.
<Delilah? :3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz