- Hej, ty, żyjesz?
Delikatny głos obudził mnie ze snu. Otworzyłem oczy. Przede mną znajdowała się blond włosa dziewczyna o szmaragdowo-zielonych oczach, wpatrujących się we mnie. Oszołomiony po niedawnym wstaniu, przyglądałem się jej bez wypowiedzenia ani jednego słowa.
- Słyszysz mnie? – spytała, machając mi ręką przed oczami.
- Tak – odpowiedziałem.
Ile tak musiałem leżeć? Nadal było ciemno. Zauważyłem, że moje ramię było teraz owinięte innym materiałem, niż przed moim zaśnięciem. Po strzępkach leżących na ziemi zorientowałem się, że opatrunek musiał pochodzić z bluzy nieznajomej. Obok nich leżała jeszcze moja pocięta koszulka; jasnowłosa najwyraźniej uznała, że skoro sam użyłem swojej bluzki jako opatrunek, to ona dalej może wykorzystać ją w ten sam sposób. Oczywiście nie miałem jej tego za złe (może gdyby nie jej pomóc to już byłbym martwy?), ale czułem się dość nieswojo, będąc w samych spodenkach.
Obok zielonookiej leżał mój nóż. Świetnie. Jeśli jest członkiem Zakonu, to jest już po mnie. Próbowałem wstać, ale bezskutecznie. Musiałem stracić za dużo krwi. Dziewczyna z zaciekawieniem przyglądała się temu, co robię.
- Nie ruszaj się. Potrzebujesz pomocy lekarza. – stwierdziła
- Dam sobie radę, wyliżę się. – moja próba uśmiechu zamieniła się w grymas bólu. Poczułem na moim lewym ramieniu ciepłą ciecz. Najwyraźniej moja próba wstania sprawiła, że rana znów się otworzyła.
- Nawet sam nie potrafisz wstać. Masz może komórkę? – spytała.
Zdrową ręką zacząłem sprawdzać kieszenie w spodniach. W jednej z nich wyczułem telefon, ale nie wyciągnąłem go. To było jasne, że dziewczyna chciała z niego zadzwonić po karetkę.
- Mam. – odpowiedziałem, patrząc jej się prosto w oczy. – Poradzę sobie bez szpitala. – wizyta w szpitalu zwiększała prawdopodobieństwo znalezienia mnie przez Zakon.
- Oddawaj go – wyciągnęła dłoń w moją stronę. Zauważyłem, że była coraz bardziej wkurzona.
- Nie. – pozostawałem nieugięty.
- Wolisz umrzeć, tak? A może po prostu mały chłopczyk boi się szpitali? – powiedziała drwiąco
- I tak nie zrozumiesz- powiedziałem zgodnie z prawdą. Podobnie jak ona byłem już zdenerwowany. Byłem jej wdzięczny za pomoc, ale nie chciałem jej i siebie narażać. Poczułem, że przez ból i tę sytuację moja niespodziewana przemiana w smoka była bliska. Odwróciłem wzrok, by ukryć moje pionowe, smocze źrenice.
- To zdychaj sobie w samotności, mały kurwiu – odwróciła się i zaczęła iść przed siebie. Po drodze schyliła się i podniosła nóż z ziemi.
Myślałem, że podejdzie do mnie i po prostu poderżnie mi nim gardło. Tak się nie stało. Schowała nóż i kontynuowała swój chód. Cóż, bez broni, gdy natknę się na Zakon, moje szanse na przeżycie z zerowych zmieniły się na minusowe. Równie dobrze jasnowłosa już teraz mogłaby mnie zabić, wolałbym umrzeć z rąk ładniej dziewczyny niż potem w torturach.
- Poczekaj jeszcze chwilę – dziewczyna się zatrzymała.
- Czego jeszcze chcesz? – odpowiedziała ze złością w głosie
- Dzię....
Nim zdążyłem jej podziękować, zapanowała ciemność.
Obudziłem się w białym pomieszczeniu. W żyły miałem wpiętą kroplówkę; byłem podpięty do urządzenia monitorującego mój stan zdrowia. Teraz już czułem się lepiej, więc usiadłem. Rozejrzałem się. Byłem ubrany w zwyczajny szpitalny strój. Sala, w której się znajdowałem, od korytarza była rozdzielona szybą, dlatego doskonale widziałem to, co się dzieje na zewnątrz. W pomieszczeniu prócz mojego łóżka znajdowało się jeszcze jedno, ale nie zajęte przez pacjenta. Siedziała na nim blond włosa niewiasta o szmaragdowych oczach. Dopiero po chwili udało mi się ją poznać.
- Cześć. – przywitałem się z dziewczyną, która prawdopodobnie uratowała mi życie poprzedniego dnia.
- Widzisz? Nie jest wcale tak źle. Żyjesz. - uśmiech wyższości pojawił się na jej twarzy.
Jeszcze. Jeszcze nie jest źle. Jak odnajdą ciało tego członka Zakonu, z którym walczyłem i powiążą tę sprawę z moją, nie będzie już tak fajnie.
- Może i masz rację. Dziękuję. - uśmiechnąłem się, a dziewczyna odwróciła wzrok. – Będę mógł ci to jakoś to wynagrodzić?
- Hmnn.. Pomyślę potem – po krótkiej chwili ciszy spytała- Jak się nazywasz? Chcę wiedzieć, kogo uratowałam.
- Jerome- przedstawiłem się – A ty?
- Delilah.
- Ciekawe imię. Miło mi cię poznać.
Kątem oka, za szybą zauważyłem dwie postacie ubrane na czarno, rozmawiając z lekarzem. Po ich stroju poznałem, kim byli. Członkami Zakonu. Gorzej być nie mogło. Dziewczyna najwyraźniej też ich zauważyła i tak jak ja uważnie się im przypatrywała.
<Delilah?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz