Podniosłam jedną brew rozbawiona, opierając się o blat kuchenny.
- Nie jestem głodna, ale dzięki. – powiedziałam delikatnie się uśmiechającym. Byłam w nadzwyczaj dobrym humorze.
- Ja się tak napracowałem, a ty co? – jęknął i spojrzał na mnie z rezygnacją. – Nie zdrowo tak nic nie jeść.
- Nie przesadzaj.
Nathaniel pokręcił głową, na co ja prychnęłam. Wzrokiem zaczęłam błądzić po pomieszczeniu, normalne mieszkanie. Zerknęłam na zegar wiszący na ścianie, było parę minut po dziesiątej. Trzeba się zmywać i nie nadszarpywać gościnności mojego kolegi.
- Ja chyba będę powoli zbierać się do domu. – powiedziałam przeczesując swoje jasne blond włosy palcami.
- Jesteś pewna? Zakon może czaić się wszędzie.
- Dam sobie radę. Nie takie rzeczy się robiło.
Nathaniel posłał mi ciepły uśmiech, odwzajemniłam go. Przebrałam się w moje ubrania, znalazłam torbę z bronią oraz telefon, a następnie pożegnałam brązowookiego. Nie był zbyt pozytywnie nastawiony do tego bym opuszczała jego mieszkanie. Podejrzewał, że Zakon może nas obserwować – wzruszyłam na to ramionami. Postanowiłam, że nie będę się nimi przejmować, jeżeli będą chcieli mnie zabić to to zrobią.
~~*~~
W domu pojawiłam się po godzinie, z mieszkania Nathaniela nie było do mnie tak blisko. Dom moich rodziców znajdował się na obrzeżach miasta, dosyć blisko lasu. Jak zwykle pozamykałam drzwi na wszystkie zamki, okna zasłoniłam. Jedynie w swoim pokoju, na piętrze wyżej, pozwoliłam promieniom słońca otulić pomieszczenie. Nie sądzę by komukolwiek chciało się wdrapywać na drzewo i mnie podglądać. Odłożyłam torbę, pistolet schowałam pod materacem łóżka. Mimo, że było dosyć wcześnie ja wręcz leciałam z nóg.
Wyciągnęłam sztalugę, płótno i akwarele. Postanowiłam, że namaluję zachód słońca nad San Francisco. Na ogół gdy spędzałam czas w ruinach starego apartamentowca taki towarzyszył mi widok. Delikatne refleksje pomarańczowego światła mieszały się z chabrowym niebem. Malowałam jak w mantrze, moje dłonie samowolnie prowadziły pędzel. Odłożyłam narzędzia spoglądając na powstający obraz, podobał mi się. Westchnęłam i wstałam z krzesła, na dzisiaj to koniec.
~~*~~
Przebrałam się z ubrań pobrudzonych farbą w jakieś czyste, chciałam pójść na spacer. Czy było to odpowiedzialne? Oczywiście, że nie. Aktualnie Zakon ostrzył sobie na mnie zęby, a ja wychodzę im jak ofiara na pożarcie – bardzo mądre, dorosłe i inteligentne posunięcie. Skierowałam się do lasu, chciałam chwilę pomyśleć o przyszłości. Nie wiedziałam co czeka mnie jutro. Normalny dzień czy kulka w łeb? Żałowałam tej przemiany, jak nigdy. Czemu byłaś taka głupia Delilah?
Idąc z głową w chmurach doszłam, aż na polanę. Była ona dosyć spora, wokół otaczały ją powalone drzewa. To tutaj smoki z okolicy się przemieniały, ostatnimi czasy przybyło nas. Ślady były nowe i w dosyć dużych ilościach. Uśmiechnęłam się smutno, miło byłoby znów przelecieć się nad okolicą. Wyzwoliłabym się w końcu od tych negatywnych emocji, Zakon nie miałby wtedy znaczenia.
Usłyszałam kroki. Myślałam, że zaraz eksploduję. Czy już naprawdę oni wiedzą gdzie ja dokładnie jestem o każdej godzinie? Odwróciłam się i rozejrzałam się. Postać zbliżała się była coraz wyraźniejsza.
- Hej Nath.
<Nathaniel weź ratuj>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz