Zamknęłam drzwi za sobą na klucz. Moje ciało zsunęło się po drewnianej powłoce, by po chwili mogło się znaleźć na białych kafelkach. Odchyliłam głowę, a po mojej bladej twarzy spłynęły łzy. Czułam się źle, bardzo źle. Chciałabym położyć się do swojego łóżka, zasnąć i się nigdy nie obudzić. Za dużo się dzieje w moim życiu, tępo i emocje towarzyszące jemu jest zbyt szybkie. Z dnia na dzień poznaje chłopaka, który okazuje się być smokiem, a następnie Zakon już doskonale wie o naszym położeniu. Nie tak to sobie wszystko wyobrażałam, chciałabym być normalną osobą, która nie odczuwa potrzeby przemiany w bajkową kreaturę. Otarłam wierzchem dłoni policzki, pozbywając się przy tym mokrych łez i rozmazując czarny tusz. Podniosłam się z podłogi, podeszłam do lustra. Wyglądałam strasznie – zapadnięte policzki, wory pod oczami, rozmazany tusz i zmęczone spojrzenie. Zacisnęłam palce na krawędziach umywalki spoglądając na swoje żałosne odbicie.
Zdjęłam ubrania, weszłam do kabiny prysznicowej i zamknęłam oczy gdy poczułam ciepłe krople wody na swoich odkrytych ramionach. Potrzebowałam chwili spokoju, to wszystko mnie przytłacza. Palcem zjechałam po żebrach, które doskonale można było policzyć. Podobały mi się te wystające kości od miednicy, chude jak patyki nogi. Rozejrzałam się wokół, jedynie męski żel do mycia – cudownie.
~~*~~
Wyszłam z łazienki przebrana w czyste ciuchy i szczelnie zawinięta swoim czarnym kardiganem. W życiu nie wyszłabym w samej koszulce to prawie nieznanej osoby. Oparłam się o framugę drzwi przyglądając się Nathanielowi, chłopak brzdąkał coś na gitarze. Wspomnienia wróciły jak burza, nie starałam się ich nawet zatrzymywać, i tak by to nic nie dało.
Stany Zjednoczone, Ohio, 2014
Przed moimi oczami rozciągała się niczym nie zakłócona równina. Słońce zachodziło tworząc pomarańczowe refleksje na fiołkowym niebie. Ciepłe powietrze owiewało moje kończyny, rozkoszowałam się cudowną pogodą. Byłam szczęśliwa, pierwszy raz od tylu lat odczuwałam szczęście, poczucie bezpieczeństwa i świadomość, że komuś zależy na mnie. Odchyliłam głowę do tyłu spoglądając na wysokiego chłopaka kierującego się do mnie z białymi okularami przeciwsłonecznymi na czubku nosa. Będziesz grał? – zapytałam pytająco. Skinął lekko głową, posyłając mi uśmiech. Ciepło rozlało się po całym moim ciele. Brązowooki usiadł koło mnie, jego palce szarpnęły struny małego, drewnianego ukulele.
I will make you
Queen of everything you see
I'll put you on the map
I'll cure you of disease
Let's say we up and left this town
And turned our future upside-down
We'll make pretend that you and me
Lived ever after, happily
Uderzyło mnie to ze zdwojoną siłą, poczułam pustkę. Każda komórka ciała pragnęła jego bliskości, ale jego nie było i nigdy już nie będzie. Poczułam pieczenie w kącikach oczu, spojrzałam do góry próbując pohamować napływające łzy.
- Jest wszystko dobrze? – usłyszałam pytający głos. Spojrzałam w stronę Nathaniela pustym wzrokiem, wyglądał na zmartwionego.
- Tak. – odpowiedziałam, nie siląc się na bardziej wymagającą odpowiedź. Moje wspomnienia należały wyłącznie do mnie, jest to jedyna rzecz, która nie pozwala mi się zabić. Świadomość zapomnienia tych chwil powodowała u mnie strach. Po prostu.
- Możesz położyć się w drugim pokoju po lewej, pewnie jesteś zmęczona. – posłał mi delikatny uśmiech. Odwróciłam się na pięcie kierując się do wskazanego pomieszczenia. Pokój był w szarych kolorach, nie lubiłam tego koloru. Na świecie nie ma odcieni szarość, jest jedynie czerń i biel. Położyłam się na łóżku okrywając się czarną pościelą. Moje usta drżały, nie mogłam pohamować już łez.
Tego wszystkiego jest za dużo, nie mogę tak dłużej. Po paru minutach zasnęłam.
<Nath?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz