sobota, 22 kwietnia 2017

Od Delilah C.D Jerome

Wyszłam z pokoju dyrektora trzęsąc się jak w febrze, w moich żyłach płynął najczystszy gniew. Byłam zła, mało powiedziane – byłam wkurwiona. Jak ten bezduszny człowiek śmiał dać taką karę dwojgu uczniom? Rozumiem telefon do rodziców, obniżenie zachowania do nagannej, ale spotykanie się po lekcjach w ramach ‘wspólnej nauki’? No błagam to brzmi jak najgorsza tandeta wyjęta z komedii mydlanej. Nie miałam najmniejszej ochoty widzieć Jerome więcej niż musiałam, ten osobnik za bardzo szargał moje skołatane nerwy. Białowłosy zamiast całkowicie wymazać się z mojej pamięci, skończyć ten beznadziejny epizod w naszych życiach to ten będzie spotykał się ze mną po lekcjach; no błagam przecież to niedorzeczne. Chłopak zranił mnie dostatecznie mocno, nie potrzebowałam powtórki. Nasza znajomość była jedną wielką porażką, najgorszym błędem popełnionym w moim zasranym życiu. 
Mówiłam chłopakowi rzeczy, o których nigdy nie powinien się dowiedzieć.
Wykonywałam czynności w stosunku zielonookiego, które nie powinny nigdy się wydarzyć.
Pomiędzy nami nawiązywała się relacja, która nie powinna mieć miejsca.
Uczucie, które powstało nie powinno kiedykolwiek powstać.
Poczułam zaciskające się palce na moim nadgarstku, z zaciśniętymi wargami odwróciłam się z bojowym wyrazem wymalowanym na mojej twarzy. 
- Czego ty do kurwy jeszcze chcesz? Wystarczające namieszałeś, więc łaskawie mnie puść. – wypowiedziałam te słowa na jednym wdechu świdrując zielone oczy chłopaka. – Zniknij mi po prostu z oczu.
- Nie zachowuj się jak rozwydrzona panienka. – warknął, chyba troszkę się zdenerwował. – Ja namieszałem? Nie chcę Ci przypomnieć ale to ty po pijaku namieszałaś. 
- Ja namieszałam?! To ty mnie ku*wa prawie zgwałciłeś! – wydarłam się, emocje wzięły górę. – Zachowujesz się jakbyś nie ponosił jakiejkolwiek winy.
- Ja Cię prawie zgwałciłem?! Zastanów się czasem jakie ty głupoty gadasz! – podniósł głos, jak bańka mydlana moja pewność znikła. – Ty za to zachowujesz się jakbyś była jebanym pępkiem świata.
- Byłam pijana, a ty to wykorzystałeś! Jak to inaczej nazwać? – starałam się by mój ton był taki jak wcześniej, jednakże wkurwiony widok Jerome skutecznie mi to uniemożliwiał. – Po drugie nie krzycz na mnie.
- Sama się na mnie wydzierasz, a teraz masz jakieś problemy jak ja zaczynam? Nie rozśmieszaj mnie. – poczułam jak coraz mocniej moje ciało zaczyna drżeć. – Nie wykorzystałem Cię, czego ty nie rozumiesz? Aż tak mocno Cię boli to, że Cię nie przeleciałem czy co?
Moje wargi zadrżały, czułam jakbym dostała z liścia w twarz. Odwróciłam szklisty wzrok, jego słowa były jak niewidzialne sztylety siejące zamęt i spustoszenie. Szarpnęłam ręką by wydostać uwięziony nadgarstek z dłoni białowłosego. Jego dotyk wypalał w mojej skórze ślady, których nigdy nie będę mogła się pozbyć. Nie chciałam spędzić w towarzystwie chłopaka nawet sekundy dłużej, jego obecność przynosiła mi jedynie same złe skutki. Powstrzymałam piekące łzy zbierające się w kącikach moich oczu; nie mogę się przy nim rozkleić. Kolejny raz doprowadził mnie do płaczu, kolejny raz ukazywałam mu siebie ze strony posiadającą uczucia.
- Zostaw mnie. – wyszeptałam czując jak mój głos tragicznie się załamuje.
- Del, przepraszam. – miękki ton delikatnie ukoił rany po słowach, które brzmiały dalej w mojej głowie. – Ja naprawdę przepraszam.
- Zostaw… - nie zdążyłam dokończyć gdy zielonooki pociągnął mnie za nadgarstek.
Zadrżałam czując obejmujące mnie ramiona, nie mogłam powstrzymać coraz mocniej napływających łez. Jego palce pogładziły delikatnie moje plecy jakby bojąc się, że przy mocniejszym dotyku mogłabym się rozsypać. I miał rację. Wtuliłam głowę w jego klatkę piersiową, szargały mną sprzeczne emocje. Z jednej strony miałam ochotę wyrwać się od chłopaka i dać mu w twarz, z drugiej strony pragnęłam wypłakać się w jego ramię nie chcąc by kiedykolwiek przestał mnie obejmować. Przymknęłam oczy gdy Jerome przesunął nosem po moim odsłoniętym ramieniu, dlaczego ten zielonooki osobnik tak na mnie działał? 
- Przepraszam. – powtórzył, jego opuszki palców zatoczyły koło na moich plecach.
Nic nie odpowiedziałam, mocniej przytuliłam białowłosego bojąc się, że ta chwila zaraz się skończy. Po raz pierwszy od tylu miesięcy poczułam się przy kimkolwiek bezpieczna, dał mi namiastkę czegoś czego nie umiałam przyjąć. To wszystko mnie przerastało, zbyt duży natłok emocji w zbyt krótkim okresie czasu. Poczułam jak mój oddech uspokaja się, a do oczu przestały piec. Powoli odsunęłam się od chłopaka nie patrząc mu w oczy, chłód owiał moje ciało. 
Targały mną sprzeczne emocje.
Z jednej strony wiedziałam, że powstająca relacja między nami jest zła.
Z drugiej strony wiedziałam, że coś przyciąga mnie do niego.
Co również było złe.
~~*~~
Wyszłam z gmachu szkoły z czystą obojętnością wymalowaną na twarzy. Moim jedynym pragnieniem było znalezienie się w domu, zakopanie pod kocem i wypicie herbaty imbirowej wsłuchując w muzykę lecącą z mojego telefonu. Kwietniowe promienie słońca otuliły moją bladą skórę, zacisnęłam palce na krawędzi czarnej torby.
- Delilah poczekaj. – do moich uszu dobiegł głos białowłosego. 
Wywróciłam oczami i odwróciłam się na pięcie. Z frustracją na twarzy przyglądałam się zbliżającemu Jerome, co ten człowiek ode mnie jeszcze chciał? Czułam jak małe ognisko irytacji zaczyna coraz bardziej się rozprzestrzeniać tworząc istny pożar.
- Co ty jeszcze ode mnie chcesz? – mój ton znów nabrał normalnej barwy; chłodna obojętność z nutką frustracji.
- Musimy obgadać kiedy mamy się spotykać na tą karę co ten dyrektor wymyślił. – westchnął. – Muszę oddać Ci te leki, które zostawiłaś.
- Ty teraz tak na poważnie? – parsknęłam śmiechem. – Nie mam zamiaru robić czegokolwiek co ten typ kazał nam zrobić. Lekki przynieś jutro do szkoły. Coś jeszcze?
- W przeciwieństwie mi zależy na dobrych ocenach i wzorowym zachowaniu aby mieć stypendium. – westchnął. – Przykro mi ale nie odpuszczę Ci tego. 
- Kujon zasrany się znalazł. – mruknęłam ze złością. – Będziesz musiał mi odpuścić, bo nie mam zamiaru z Tobą przebywać więcej niż muszę. 
- Uwierz mi ja też nie mam najmniejszej ochoty spędzać wolnego czasu z wkurwiającą co minutę dziewczyną. – warknął, trochę zabolało. – Ewentualnie możesz sama poprawić oceny, bez mojej pomocy.
- Nie mam zamiaru poprawiać żadnych ocen tylko dlatego, że przez przypadek może twoja reputacja wzorowego kujona się lekko podburzyć. – nie przepadałam zbytnio jak ktoś mi rozkazywał; w takich momentach moje nerwy były na wykończeniu. – Nie mów mi co mam robić, sama wiem co jest dla mnie najlepsze. 
- No to widzisz, będzie skazana na moją pomoc w nauce jeżeli sama się za nią nie weźmiesz. – jego szczęka lekko drgnęła, w oczach pojawiły się ironiczne błyski. – Aktualnie zachowujesz się jak mały, rozwydrzony bachor.
- Na nic ani nikogo nie będę skazana. – wydęłam wargi spoglądając z rosnącą złością na najwidoczniej rozbawionego Jerome. – Mały, rozwydrzony bachor jak to ująłeś nie ma najmniejszej ochoty rozmawiać z nadętym kujonem. – mówiąc te słowa odwróciłam się i jak najszybciej zniknęłam z oczu zielonookiego.
~~*~~
Otworzyłam drewniane drzwi kluczem, z utęsknieniem weszłam do przytulnego przedpokoju. Zdjęłam białe trampki, które pod wpływem braku dbałości były bardziej w odcieniach szarości. Wolnym krokiem skierowałam się do kuchni, parę białych tabletek wylądowało w moim przełyku. Skrzywiłam się czując cierpki posmak na języku; odłożyłam opakowania lekarstw na miejsce. Zsunęłam się na krzesło, schowałam twarz w dłoniach. Czułam się wyprana z jakichkolwiek emocji, nie miałam na nic siły. Odchyliłam głowę zamykając oczy; w mojej głowie cały czas pałętał się białowłosy. Miałam tego dosyć.
Z kuchni przeniosłam się do pokoju trzymając w dłoni kubek z parującą herbatą imbirową. Tak jak wcześniej zamierzałam, zakopałam się pod kocem uprzednio włączając muzykę. Oparłam się o zagłówek łóżka napawając się słodkawym zapachem napoju, moja ulubiona herbata. Westchnęłam pozwalając sobie na chwilę odprężenia, brakowało mi takich momentów tylko dla siebie. Musiałam przemyśleć parę istotnych spraw, które zaprzątały mi głowę przez te parę dni. Powinnam w znacznym stopniu ograniczyć moją relację z Jerome, to wszystko zaszło stanowczo za daleko. Zacisnęłam palce na miękkim materiale koca przypominając sobie wieczór przez, który dalej odczuwałam nienawiść do chłopaka. 
Pamiętałam fakturę jego miękkich ust.
Pamiętałam jego delikatne palce po moim ciele.
Pamiętałam uczucie, które mną zawładnęło.
~~*~~
Z mojej błogiej ciszy i chwili wytchnienia wyrwał mnie dźwięk pukania w drzwi. Zmarszczyłam brwi, opatuliłam się kocem dalej trzymając kubek z herbatą w dłoni zeszłam na dół. Otworzyłam zdezorientowana drzwi – Jerome. Posłałam mu zdziwione spojrzenie, czy ja nie wyraziłam się dzisiaj jasno? Czego nie można zrozumieć w tym, że nie mam ochoty go widzieć?
- Czego ty człowieku ode mnie chcesz? – jęknęłam opierając się o framugę drzwi. 
- Musisz poprawić oceny, więc jestem. – odpowiedział jakby była to najoczywistsza rzecz pod słońcem.
- O nie, nie, nie. Nie wejdziesz, nie będę poprawiać żadnych ocen. – chciałam zamknąć drzwi, ale chłopak był szybszy. 
Zrezygnowana spojrzałam na białowłosego wędrującego po schodach do mojego pokoju. Ten człowiek nie miał serca.
~~*~~
- Wyjdź z mojego domu Jerome. – mój głos spróbował nabrać stanowczego tonu gdy zielonooki zaczął wertować podręcznik od biologii. – Nie denerwuj mnie lepiej. – spróbowałam zabrać mu książkę z rąk; bezskutecznie.
- Wyjdę jak będę pewny, że zaliczysz jutrzejszy sprawdzian. – parsknął śmiechem na widok mojej zbolałej miny. – Nie odpuszczę Ci tego.
- Jaki sprawdzian? – mruknęłam, chłopak posłał mi jedynie karcące spojrzenie. – Błagam daj mi spokój z tymi ocenami, sama to poprawię.
- Jakoś Ci nie wierzę. – nawet nie uniósł wzroku znad książki. – Jak będziesz współpracować to szybciej sobie pójdę.
Wywróciłam oczami i usiadłam na łóżku jak najdalej od białowłosego. Mocniej zawinęłam się w koc mordując spojrzeniem nic nie robiącego sobie z tego chłopaka. Nie miałam zamiaru z nim współpracować, o wiele lepszą zabawę sprawiało mi robienie na złość tej małej gliździe. Westchnęłam teatralnie gdy Jerome podał mi podręcznik z zaznaczonymi tematami do nauki. Niechętnie przewertowałam oznaczone kartki – była ich masa. Zapowiada się fascynujący dzień.
~~*~~
- Z ilu kręgów składa się kręgosłup? – zapytał Jerome mocno podirytowany, byłam w wyśmienitym humorze.
- Z satanistycznych. – parsknęłam śmiechem obserwując na twarz chłopaka, na której malowała się czysta rezygnacja.
- Ty się nawet nie starasz czegokolwiek przyswoić
- Co ty nie powiesz? – moje udawane zdziwienia aż wylewało się z tych słów.
- Dobrze. Jeszcze raz. – moje kąciki ust drgnęły gdy widziałam jak białowłosy zmaga się z wybuchem; uwielbiałam tego człowieka denerwować, czysta satysfakcja. – Z czego składa się szkielet obręczy barkowej?
- Z obręczy i barku. – zduszony śmiech wydarł się moich ust, gdy Jerome całkiem zrezygnowany schował twarz w dłonie. – Nie załamuj się to dopiero początek. Przynieść Ci jakieś moje leki przeciwdepresyjne? – poklepałam go po plecach.
- Dlaczego ty jesteś tak irytująca? – wysilił się po chwili na jakąkolwiek odpowiedź.
- Biorę przykład z Ciebie. – wystawiłam mu język. 
- Pierdole. – mruknął rzucając książkę gdzie w kąt mojego pokoju.
Powietrze jakby utknęło w mojej krtani, mój wzrok powędrował gdzieś z dala od Jerome. 
Tak jakby przypomniał mi się ten feralny wieczór.
Tak jakby dobry humor wyparował ze mnie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Tak jakby poczułam ucisk w klatce piersiowej.
Tak jakby nie miałam ochoty dalej przebywać w tym samym pomieszczeniu co białowłosy.
Wyplątałam się z koca, bez słowa opuściłam pokój kierując się do łazienki. Chłopak nie zatrzymywał mnie, i dobrze. Za pewne wybuchłabym, dałabym mu kolejny raz w twarz, pokłócilibyśmy się znów o tą samą rzecz. Zamknęłam drzwi na klucz, drżącymi dłońmi oparłam się o umywalkę. Musiałam chwilę ochłonąć, nie chciałam by moje emocje kolejny raz wzięły górę. Nie miałam najmniejszej ochoty kłócić się po raz kolejny, i tak nic by nie wynikło z tego. Ja trzymałam swoją stronę, a on swoją – nikt z naszej dwójki nie chciał przyznać drugiej osobie racje. Obydwoje mieliśmy podobne charaktery, ta mieszanka była bardzo złym pomysłem. Przetarłam palcami zimną twarz, przesunęłam wzrokiem po lustrze. Byłam bledsza niż zwykle; czy to już białaczka? Delilah otrząśnij się, złóż się w jeden składny kawałek i wracaj do pokoju. Rozpuściłam włosy związane w bardzo niedbałego koka, przeczesałam je powoli szczotką. Nie wiem dlaczego, ale ta czynność mnie uspokajała. W sumie nie dziwią mnie moje zachowania - co może być dziwniejszego od smoka z ChAD, atakami paniki, biorącego tonę leków aby jakoś funkcjonować? Raczej nic mnie nie zdziwi, uśmiechnęłam się smutno wiążąc kosmyki włosów w luźnego warkocza. 
Parę minut później gdy byłam pewna, że całkowicie ochłonęłam wyszłam z łazienki. Weszłam do pokoju z wzrokiem błądzącym po całym pomieszczeni tak aby przypadkiem nie trafić nim na zielonookiego. Usiadłam w tym samym miejscu co wcześniej, narzuciłam na siebie ponownie koc. Na twarzy Jerome malowała się… niepewność? Nie dziwiłam mu się, na ogół wybuchałam a teraz po prostu wyszłam. Chyba lepsze to niż kolejna ostra wymiana zdań, prawda?
- Czego mam się jeszcze nauczyć? – westchnęłam przerywając niezręczną ciszę.
Nie chciałam bardziej przeginać, Jerome był na granicy cierpliwości. Mimo, że wkurzanie tego małego gnojka było całkiem zabawne, to w obecnej atmosferze byłoby to raczej nie na miejscu. Przeciągle jęknęłam gdy białowłosy bez słowa podał mi stos kartek z notatkami.
- Powodzenia. – irytujący uśmieszek pojawił się na jego twarzy.
Ze skwaszoną miną rozpoczęłam wertować strony, zastraszająca ilość mądrych słów zaatakowała mój umysł. Zacisnęłam zęby rozpoczynając wkuwać pierwszą definicję. Uroczyście przysięgam, że zemszczę się na Tobie Jerome.
~~*~~
- Mam dosyć! Poddaje się. – z rezygnacją odłożyłam notatki na bok. 
Od bitych trzech godzin jedyne to co robiłam to wkuwałam definicję, wzory, opisy i inne fantazje niespełnionych naukowców. Ja się męczyłam, a zielonooki siedział na telefonie pisząc z kimś w najlepsze. Miałam ochotę wydrapać mu te zielonkawe oczka. 
- Została Ci jeszcze połowa. – westchnął wskazując na piętrzący się koło mnie stos kartek. 
- Ale ja już nie myślę, mój mózg się wypalił. – jęknęłam i położyłam się plackiem na łóżku. 
- Masz 5 sekund odpoczynku. 
Zmrużyłam oczy spoglądając na chłopaka w najlepsze stukającego w klawiaturę telefonu, co za wstrętny hipokryta. Przewróciłam się na plecy zakładając ręce na piersi; nie miałam zamiaru dalej wkuwać tych głupot. Zrobiłam to jedynie dlatego, że nie chciałam bardziej go wkurzać. Jednakże teraz sytuacja się zmieniła i ja nie mam zamiaru nawet palcem dotknąć tych jebanych karteczek. Coraz mocniej irytowało mnie to, że zamiast ja jego denerwować to sytuacja zaczynała się odwracać. 
- Powiedziałam coś. Koniec nauki na dziś. – warknęłam czując jak zaraz wyrwę mu z tych łapek ten telefon.
- No chyba nie, wracaj do notatek. 
Spojrzałam na Jerome z chęcią mordu, chłopczyk przesadził. Wstałam z łóżka i zabrałam mu komórkę z rąk, mimo jego protestów wyszłam z pokoju. Słysząc jego kroki za sobą, zamknęłam się oczywiście w łazience.
- Delilah wyłaź i oddaj telefon. – fuknął.
- Spadaj. 
Teraz ja się nad nim poznęcam, mszczący uśmiech wpełzł na moje usta. Usiadłam na podłodze opierając się o chłodną ścianę. Zaczęłam obrać telefon w dłoni wsłuchując się w wiązankę przekleństw ze strony białowłosego. Chyba się zdenerwował, ojej. Zmrużyłam oczy gdy do mojej głowy wpadło pewne pytanie; z kim pisał zielonooki. Wiedziałam, że nie powinnam zaglądać w prywatne konwersację, jednakże… I tak po wyjściu z ukrycia Jerome prędzej czy później utnie mi głowę, więc co mi szkodzi? Przesunęłam palcem do szybce – nie miał kodu. Parsknęłam śmiechem nie mogąc uwierzyć, że aż tak łatwo wszystko poszło. 

<Jero…?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz