wtorek, 18 kwietnia 2017

Od Delilah C.D Jerome

Usiadłam na ziemi opierając się o łóżko, w moich żyłach dalej buzowała złość. O mało nie rozpierdoliłam mu tej małej główki za znalezienie tych odznak; dlaczego wcześniej nie powiedział mi, że jego rodzice współpracowali z Zakonem? Westchnęłam zbliżając kieliszek do swoich ust, alkohol rozlał się po moim ciele. Potrzebowałam teraz chwili spokoju, dzisiejszy dzień zapewnił mi cudowną dawkę emocji. Rano budzę się kolejny raz koło Jerome, potem szczęśliwym trafem spotykamy Zakon; zamiast pozbyć się tych kurw to białowłosy wymyśla świetny plan ukrycia się przed nimi; następnie prawie strzelam w łeb zielonookiego. Rozprostowałam palce i oparłam głowę o łóżko, miałam dosyć tego wszystkiego. Zmrużyłam oczy spoglądając na Jerome; gdyby go zostawiła w tym jebanym lesie to teraz siedziałabym w swoim pokoju z mniejszą dawką zmartwień. Mimo wszystko raczej nie zrobiłabym tego, polubiłam go i dzisiaj o mało nie poryczałam się trzymając lufę pistoletu koło głowy chłopaka. To trochę dziwne, nieprawdaż? Białowłosy działał na mnie bardzo źle, a najgorsze jest w tym to, że nie wiem z jakiego powodu. Pokazywałam mu siebie ze strony, którą chciałam zachować tylko i wyłącznie dla siebie. Zacisnęłam wargi wspominając dzisiejszą sytuację ze spotkania członków Zakonu. Byłam wtedy stanowczo za blisko chłopaka; moją głowę zaprzątało to bardziej niż fakt, że osoby, które chcą nas zabić znajdują się parę metrów dalej. Moje ciało odmówiło wtedy jakiegokolwiek posłuszeństwa – byłam jak z waty, serce łomotało mi jakby miało zaraz wyskoczyć z piersi. Wbiłam wzrok w podłogę, to wszystko było zbyt pokręcone. 
~~*~~
Przytknęłam szklaną butelkę do warg, nawet kropla piekącej cieczy nie uraczyła znaleźć się w moim przełyku. Zmarszczyłam nos i przyjrzałam się jej dokładnie; była pusta.
- Jero nie mam co pić. – jęknęłam turlając butelkę w stronę białowłosego.
- No słuchaj, przykro mi. – westchnął. 
- Chodźmy do sklepu po piciu. – wydałam z siebie dźwięk zarzynanej kozy, a następnie plackiem rozłożyłam się na podłodze.
- Ty już i tak jesteś pijana. – usłyszałam, na co posłałam Jerome wzrok pełen udawanego bólu.
- Ty chyba mnie nie widziałeś pijanej. – żachnęłam się, obracając się na plecy.
- Nie widziałem i raczej nie chcę widzieć.
- Co ty taki sztywny jakby Ci ktoś kija w dupę wsadził? – zapytałam.
- Niezbyt bezpieczne jest wychodzenie w nocy po alkohol patrząc na to, że Zakon jest wszędzie.
Przewróciłam oczami, wolałam go gdy był normalny, a nie udawał wielce poważnego.
- Jesteś starszy, a głupszy. – parsknęłam śmiechem.
- Chyba mądrzejszy. 
- No właśnie chyba nie. Chodźmy do sklepu. – jęknęłam przeciągle przetaczając się na brzuch. – Nic się nie stanie przecież.
Białowłosy spojrzał na mnie spod uniesionych brwi kalkulując czy faktycznie można mi wierzyć. Posłałam mu zbolałą minę i zatrzepotałam rzęsami. Koniec końców chłopak się zgodził, na co ja zerwałam się z podłogi o mało nie wpadając w komodę. 
- Jesteś pewna, że chcesz iść po ten alkohol? – zapytał mnie Jerome z lekkim wahaniem w głosie.
- Oczywiście. – zaśmiałam się. – Jak coś stanie się to zwalam na Ciebie, jesteś starszy i teoretycznie mądrzejszy.
- Przed chwilą.. – zaczął, jednakże nie miał możliwości dokończenie zaczętego zdania.
- IDZIEMY! – zagłuszyłam chłopaka i zbiegłam po schodach o mało nie przewracając się na ostatnim schodku. 
Wypiłam jedynie jedną butelkę alkoholu, a już czułam lekkie zawroty głowy. Miałam słabą głowę, jednakże wolałam nie dawać Jerome kolejnych powodów do pozostania w domu. Chciałam nachlać się jeszcze bardziej, tak że następnego dnia nie będę pamiętać jak się nazywam. Uśmiechnęłam się myśląc o tej jakże świetnej perspektywie. W międzyczasie zielonooki zamknął mieszkanie na klucz, nie było po nim widać jakichkolwiek skutków wypicia alkoholu. Trzeba będzie to zmienić, na tą myśl parsknęłam śmiechem i delikatnie zatoczyłam się wpadając na chłopaka. Poczułam ciepłe ramie obejmujące mnie w pasie, fuknęłam coś niezrozumiałego pod nosem. Uniosłam wzrok do góry; granatowe niebo było upstrzone srebrnymi gwiazdami. Zafascynowana szłam przyglądając się temu wszystkiemu dopóki nie potknęłam się aby po chwili znaleźć się na twardym asfalcie.
- Patrz pod nogi, a nie w niebo. – zaśmiał się Jerome i spróbował pomóc mi się podnieść. 
- Daj mi spokój. – mruknęłam; gnojek nie będzie mi rozkazywał, jak będę chciała siedzieć na ulicy to będę.
- Del nie wygłupiaj się. – przeczesał dłonią włosy. 
Nie odezwałam się, zamiast tego wyciągnęłam nogi przed siebie rozglądając się wokół. Ciepły wiatr owiał moją twarz powodując, że włosy całkowicie zasłoniły mi pole widzenia.
- Jebane. – warknęłam próbując wydostać się z krwiożerczej pułapki wodorostów rosnących z mojej głowy.
- Delilah wstawaj.
- Nie będziesz mi rozkazywał robaku.
- Mieliśmy iść podobno po alkohol. – usłyszałam zrezygnowany głos Jerome. 
Faktycznie. Podniosłam się z pozycji siedzącej chwiejąc się na nogach, parsknęłam śmiechem. To wszystko było takie zabawne, nawet białowłosy z kijem w dupie. 
~~*~~
- Jero otwórz mi to cholerstwo zajebane. – warknęłam próbując zdjąć kapsel z alkoholu. Od paru minut nic tylko walczyłam z tym diabelskim urządzeniem, a skutków żadnych.
Chłopak westchnął i odkręcił mi mój trunek. Pochwyciłam napój przykładając je do warg, zimny alkohol uderzył o wiele mocniej do głowy. Zaczęłam iść przed siebie nucąc jakąś piosenkę co chwila tracąc rytm. 
- Gdzie ty się znowu wybierasz? – zapytał chłopak delikatnie oplatając mnie jedną ręką w pasie. 
- Przed siebie. – odpowiedziałam radosnym głosem i wlałam w siebie kolejną porcję cieczy.
Białowłosy przewrócił oczami, ale nie skomentował mojego jak zwykle cudnego planu; grzeczny Jerome. W mojej głowie panował coraz większy chaos, zawroty całkiem mnie opanowały. Mimo wszystko czułam się niesamowicie radosna, fajnie się schlać. Zerknęłam na kolegę towarzyszącego mi w mojej wędrówce, na jego twarzy nie było widać żadnych emocji. Wydęłam wargi i uszczypnęłam go w ramię. Zielonooki posłał mi spojrzenie pełne politowanie. Coraz mocniej mnie irytował; zamiast działać według mojego planu upicia się ten postanowił udawać wielce pana abstynenta. Pomijając fakt, że wypił więcej ode mnie. 
- Pij. – mruknęłam przystawiając mu do twarzy butelkę.
- Del, wypiłem więcej od Ciebie. – westchnął.
- Nie wzdychaj tak bo ci zostanie. – zaśmiałam się. – Czy jakoś tak. Pij.
Zrezygnowany białowłosy wziął łyka alkoholu.
- Grzeczny Jeruś. – podsumowałam klepiąc go po policzku.
~~*~~
Zmarszczyłam nos gdy przeszliśmy koło placu zabaw; czy to nie jest idealne miejsce do picia?
- Idziemy tu! – wydałam z siebie radosny okrzyk wyplątując się z uścisku chłopaka.
- Plac zabaw? – jęknął.
- Nie musisz ze mną iść. – naburmuszyłam się zabierając mu z dłoni butelkę. – Sama sobie poradzę. Jestem silną i niezależną kobietą.
- Właśnie widzę. – westchnął spoglądając na moje niedolne próby otwarcia furtki. – Jest takie coś jak klamka.
- Klamka? – parsknęłam śmiechem, zabawne słowo.
Dalej zataczając się omal nie wyrżnęłam się o własne nogi; właściwie to po co one są? Jedynie przeszkadzają, lepiej byłoby się czołgać jak dżdżownice – takie małe i urocze. W sumie dlaczego nią nie zostać? Lekko chwiejąc się położyłam się na ziemi śmiejąc się przy tym histerycznie.
- Jestem dżdżownicą. – zachichotałam przewracając się na plecy. Zerknęłam do góry i napotkałam całkiem zrezygnowany wzrok białowłosego.
- Może lepiej jak wrócimy do domu, co? 
- Chyba sobie żartujesz, przecież świetnie się bawię. – zmarszczyłam nos i wyciągnęłam ręce przed siebie. – Poudawaj ze mną dżdżownicę.
- Dżdżownicę?
- Masz coś do nich?
Chłopak pokręcił głową i mimo moich protestów uniósł mnie do pozycji stojącej. Rzuciłam mu złowrogie spojrzenie, zamachnęłam się by walnąć chłopaka w pusty łeb jednak trafiłam w ramię. 
- Za co to? – zapytał z wyrzutem.
Pokazałam mu język odwracając się na pięcie; jak on śmiał przerwać mi bycie dżdżownicą? Czy on nie zdawał sobie sprawy, że to jest fascynujące i zajmujące zajęcie? Poczułam zaciskające się palce na moim nadgarstku, odwróciłam się mordując wzrokiem Jerome.
- Powinniśmy wracać do domu Del. – poprosił mnie błagalnym tonem. – Ledwo się na nogach trzymasz.
- Ja? Czuję się świetnie. – zachichotałam. – Połknąłeś dzisiaj kijek, że jesteś taki sztywny?
Zamiast odpowiedzi Jerome złapał mnie w pasie i przewiesił mnie przez ramię. 
- Zostaw mnie do chuja! – wydarłam się uderzając chłopaka z łokcia.
~~*~~
Szliśmy w ciszy, to znaczy Jerome szedł. Ja wisiałam przewieszona przez ramię z chęcią wymordowania całej okolicy. Chłopak w ogóle nie znał nie na zabawie; przecież nie ma nic zabawniejszego od bycia dżdżownicą, prawda? Zmarszczyłam brwi spoglądając na ulicę, wszystko lekko mi się zamazywało – na dodatek cały obraz był odwrócony. Zachichotałam myśląc jakby to było gdyby naprawdę ludzie chodzili do góry nogami. 
- Masz dziewczynę? – zapytałam szczypiąc chłopaka w udo.
- Nie mam, a co? – parsknął śmiechem.
- To dobrze. 
- Zainteresowania jesteś? – zaśmiał się. Lubiłam jak się śmiał.
- No. – odpowiedziałam przyglądając się drzewom migającym mi przed oczami. – Masz takie ładne oczka. A wiesz, że ja kiedyś miałam chłopaka? Tyler się nazywał, też miał ładne oczka. Ale ty masz ładniejsze, bo zielone. On miał brązowe, takie jak drzewka. – zaśmiałam się. – Byłam u niego w Ohio, ładnie tam jest, wiesz? Ale potem już nie byliśmy razem. Miał wypadek, taki bardzo duży. No i go nie ma, pod ziemią jest. Dżdżownice też kopią pod ziemią, zostańmy może dżdżownicami, co?
Nie usłyszałam odpowiedzi. Przewróciłam oczami i postanowiłam kontynuować mój monolog, miałam nieodpartą chęć powiedzenia wszystkiego co mi leży na sercu. Fajnie komuś powiedzieć o swoich problemach, przez które jest się tym kim jest. Przeszłość zawsze będzie nas prześladować.
- A wiesz, że też mam siostrę? Taką ja ty masz Jeruś, ale ona ma rude włosy. Fajnie, nie? – zachichotałam. – W szpitalu leży, śpiączka kliniczna. Ma takie coś dzięki czemu może oddychać, sztuczne płuco takie. Zabawnie to brzmi.

~~*~~

Jerome postawił mnie na nogach, zatoczyłam się i wpadłam na niego. Parsknęłam śmiechem przyglądając się twarzy zielonookiego, malowała się na niej… zaduma? Przybliżyłam się do niego, moje palce zanurzyły się w jego miękkich, białych włosach. Chłopak odsunął się ode mnie patrząc na mnie z niezrozumiałym dla mnie spojrzeniem.
- O co Ci chodzi? – spytałam marszcząc brwi.
- Będziesz żałowała tego jutro. – odpowiedział wkładając ręce do kieszeni spodni. – Rozstrzelasz mnie jutro za to co mi powiedziałaś czy zrobiłaś w stosunku do mnie.
- Ale teraz nie żałuję.
- Ale jutro będziesz.
- No to się pierdol. – mruknęłam odwracając się na pięcie i kierując się do swojego pokoju. Zanim udało mi się dotrzeć do upragnionego pomieszczenia wpadłam chyba piętnaście razy na ścianę i ledwo co nie spadłam ze schodów. Byłam zła na niego, nawet nie wiem za co. Obchodziło mnie głównie to, że w moich żyłach buzowała złość podjudzana alkoholem. Z naburmuszoną miną rzuciłam się na łóżko, leniwie przekręciłam się na plecy i mrużąc oczy przyglądałam się sufitowi.
Nagle w pokoju ktoś zapalił światło, na co ja wydarłam się na osobnika. Po chwili znowu w pokoju panowała przyjemna ciemność. Podparłam się na łokciach i zerknęłam na osobę, która śmiała zakłócać mój spokoju – Jerome; jak zwykle. 
- Czego? – warknęłam spoglądając ze złością na niego; zaczynał mnie wkurwiać. 
- Jakbyś zapomniała to śpię w tym samym pomieszczeniu co ty.
- No chyba nie. – podniosłam się z łóżka i na tyle co pozwalały mi zawroty głowy jak najszybciej wyszłam z pokoju. 
- Gdzie ty znowu wędrujesz? – usłyszałam miękki głos chłopaka.
- Gdzieś daleko od Ciebie.
Nie zdążyłam zrobić nawet kroku, bo czyjeś ręce oplotły mnie i przycisnęły do siebie. 
- Uspokój się. 
- Nie. – fuknęłam.
- Dlaczego?
- Bo mnie denerwujesz.
- Czym? 
Nic nie odpowiedziałam tylko wtuliłam się w chłopaka, złość wyparowywała a na jej miejsce wstępowała chęć nie odstępowania białowłosego na krok; przynajmniej na czas nocy. Wbiłam paznokcie w klatkę piersiową zielonookiego, chciałam jego bliskości. 
- Śpij dzisiaj ze mną. – wyszeptałam najciszej jak się dało, przyjemne ciepło rozniosło się po moim ciele. 
- Jesteś pewna? – głos Jerome lekko się spiął.
- A czemu nie? – mój głos zrobił się dziwnie uwodzicielski; Delilah co ty wyprawiasz?

~~*~~

Położyłam się koło chłopaka, wtulając głowę w zagłębienie jego szyi. Żadne z nas się nie odzywało, nie miałam zamiaru tego przerywać; jednakże nie miałam zamiaru kłaść się spać. W mojej głowie zaczęły tworzyć się różne myśli, które podsycał alkohol w żyłach. Moja dłoń wpełzła pod koszulkę chłopaka, na co ten złapał mój nadgarstek.
- Delilah błagam Cię nie rób głupstw. – usłyszałam błagalny głos chłopaka.
- Przecież ja nic nie robię. – moja dłoń znów znalazła się na nagiej skórze chłopaka rozpoczynając wędrówkę. – Nie podobam Ci się? – moje usta lekko musnęły żuchwę chłopaka.
- Kur*a mać. – chłopak warknął, jego ciało zawisło nad moim, dłonie zielonookiego znalazły się obok mojej głowy. – Podobasz mi się, wiec dla tego do kurwy nie prowokuj.
- A co jeśli będę? – spojrzałam na niego spod rzęs.
- To się doigrasz i jutro będę mieć przejebane. 
- A jak zaryzykuję? – mój głos zrobił się niezwykle prowokacyjny, cały czas wpatrywałam się w zielone oczy chłopaka.
- Pierdole. 
Miękkie usta białowłosego znalazły się na moich spragnionych wargach, przyjemny dreszcz przeszedł po całym moim ciele. Uczucie, które zawładnęło mną było nie do opisania, zanurzyłam palce w aksamitnych włosach Jerome pogłębiając pocałunek. Moje serce łomotało, racjonalne myślenie przestało istnieć; oddaliśmy się chwili. Dłonie zielonookiego wsunęły się pod moją koszulkę, czułam ciepłe opuszki palców na swoim brzuchu. Gorąco rozlało się po wszystkich komórkach mojego ciała, pragnęłam coraz więcej. Delikatne muśnięcia warg zaczęły przemieniać się w pocałunki pełne pożądania. Moje dłonie rozpoczęły wędrówkę po nagim torsie białowłosego, skrzętnie padały każdy skrawek skóry. Chłopak przegryzł moją wargę na co wydałam z siebie cichy jęk. Jerome przeniósł swoje pocałunki na moją żuchwę, następnie zjechał na moją szyję. Pociągnęłam zielonookiego za końcówki włosów, na co ten mocniej zacisnął palce na moich biodrach. 
<JERO?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz