Idziemy do Ciebie, zszyję Ci ranę i tyle. – odpowiedziałam wracając do chłodnego tonu. Jego wyznanie nie spowoduje, że będę miła. Co on sobie myślał? Jedyną osobą, która mogła mnie dotykać był Tyler, ale jego nie było. Poczułam ucisk w klatce piersiowej, tęskniłam za nim. Był pierwszą osobą, którą obdarzyłam taki uczuciem, to z nim przeżyłam najszczęśliwsze dni swojego życia. Chciałam znów spojrzeć w jego brązowe oczy, potargać wiecznie roztrzepane włosy, złapać za rękę. Odwróciłam głowę, by Jerome nie zauważył, że w moich oczach pojawił się łzy. Każdego wspomnienie o nim prowadziło mnie do płaczu, nie mogłam nic na to poradzić. Za dużo dla mnie znaczyły.
- Co ty taka zamyślona? Jesteś na mnie zła? – wyrwał mnie głos z moich wewnętrznych przemyśleń.
Zgromiłam Jerome wzrokiem i przyśpieszyłam kroku. Chciałam jak najszybciej zszyć mu tą zasraną ranę, a następnie znaleźć się w swoim domu. Nie miałam najmniejszej ochoty przebywać w jego towarzystwie, zaczynał mnie drażnić. Był w pewnym sensie podobny do mnie i to chyba najbardziej mnie irytowało, nie miałam pojęcia czemu. Miałam ochotę mu wyrąbać w twarz po tym co zrobił, jednakże swoją nienawiść wylewał poprzez nieodzywanie się do niego. Perfekcyjna zemsta, patrząc na to, że Jerome jadaczka czasem nie potrafiła się zamknąć. Włożyłam ręce do kieszeni bluzy i rozejrzałam się po okolicy. Znajdowaliśmy się w tej bogatszej części miasta, otaczały mnie schludne, zadbane domki.
- To tutaj. – usłyszałam westchnięcie gdy znaleźliśmy się przy najwidoczniej domu Jerome.
Be the one, be the one
To take my soul and make it undone
Be the one, be the one
To take me home and show me the sun.
- Wracaj tu gnoju. – warknęłam gdy Jerome po raz kolejny zaczął uciekać przez zszywaniem. Tym razem zamknął się w pokoju na klucz, genialne zachowanie. Chłopaka to bawiło, a ja miałam ochotę strzelić mu w ten pusty łeb. Ranę trzeba było jak najszybciej opatrzyć, nie wiadomo czy nie wdało się tam jeszcze jakieś zakażenie. Ale nie, lepiej zamknąć się w pokoju i drzeć się, że nie ma takiej potrzeby.
- Kurwaa mać otwieraj te zasrane drzwi. – byłam na granicy cierpliwości. – Jak wyjdziesz to obiecuję, że oprócz rany zszyję ci powieki.
- To ja już wolę zostać. – usłyszałam śmiech Jerome.
Zacisnęłam zęby wpatrując się w drewnianą powłokę. Nie miałam słów na tego chłopaka, rozbrajał mój mózg na części pierwsze. Wzięłam głęboki wdech, wcale nie chcesz wysadzić całego jego domu w powietrze.
- Wyjdź to może Cię nie wykastruje. – wysyczałam.
- Ja naprawdę zostanę tu sobie.
- Nienawidzę Cię.
- Wiem, ja ciebie też.
- Pierdol się.
Po tych słowach odwróciłam się na pięcie i zeszłam ze schodów. Jerome był upierdliwym oraz najbardziej irytującym człowiekiem jakiego udało mi się poznać na tej ziemi. Zachowywał się jak małe dziecko, które nie chce pójść do przedszkola. A ten debil był starszy ode mnie.
Usiadłam na krześle w kuchni uprzednio nalewając sobie wody do szklanki, musiałam się uspokoić. Zacisnęłam palce na krawędzi stołu i odchyliłam głowę do tyłu. Nie minęło nawet paru minut gdy usłyszałam kroki, a po chwili mój kochany kolega uraczył zaszczycić mnie swoją obecnością.
- No chodź, żartowałem. – powiedział chłopak patrząc na mnie z irytującym uśmieszkiem.
Wstałam gwałtownie z krzesła o mało go nie przewracając, rzuciłam mu gniewne spojrzenie. Chwyciłam igły i nici, na odchodnym warknęłam by poszedł do łazienki. Jerome usiadł na krawędzi wanny obserwując mnie.
- Czy mógłbyś łaskawie się przestać patrzeć? – wysyczałam, wyjmując nici z opakowania.
- Nie.
Zmroziłam go wzrokiem czując jak miło by było odstrzelić mu głowę. Z jednej strony nawet go polubiłam, więc trochę przykro by mi było, jednakże zamknął by się. Ta druga opcja była naprawdę kusząca.
- Zdejmuj bluzkę. – mruknęłam wyparzając igły.
Gdy moje narzędzia pracy były gotowe podeszłam do Jerome zdejmując stary opatrunek. Rana niezbyt ładnie się goiła, szwy prawie całkowicie popękały. Jakimś cudem wyjęłam z ramienia chłopaka tkwiące nici i rozpoczęłam zszywanie. Gładko poszło, po nie całej pół godzinie zakończyłam torturowanie Jerome.
- Gotowe. – mruknęłam ścierając krew z ramienia zielonookiego.
- Wiesz jak to napierdala? – usłyszałam. Podniosłam wzrok na chłopaka z udawanym niedowierzaniem.
<Jeruś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz