piątek, 14 kwietnia 2017

Od Delilah C.D Jerome

Moja rodzicielka wparowała do pokoju nawet nie racząc zapukać. Posłałam jej poirytowane spojrzenie wygodniej usadzając się na łóżku.
- Hej. – mruknęłam przyglądając się jakże interesującej podłodze.
- Witaj kochanie. – usłyszałam ciepły głos. – Okazało się, że nasz wyjazd musi się przedłużyć i wróciliśmy tylko po pewne dokumenty.
Posłałam jej zbolałą minę, jakże mi przykro. Moich rodziców bardzo rzadko można było spotkać w domu, tak naprawdę żyłam na własną rękę. Co tydzień przesyłali mi pieniądze bym nie umarła z głodu - nie narzekam. Oboje z moich przybranych rodziców pracowali w tej samej firmie, cały czas musieli gdzieś jeździć i żyć w ciągłym ruchu. Kiedyś brakowało mi ich obecności, jednakże teraz mam całkowicie na to wylane. 
- Jak zwykle. – prychnęłam.
- Chodzisz do szkoły? Zdasz następną klasę? – zapytała puszczając mimo uszu moje słowa.
Przewróciłam oczami i mruknęłam dając jej odpowiedź twierdzącą. 
- A leki? 
Skinęłam głową odprowadzając ją wzrokiem gdy podeszła do mnie by mnie przytulić, a następnie wyjść z mojego azylu. 
Po chwili Jerome siedział koło mnie z pytającym wzrokiem. Jakie leki? – spytał.
Dreszcz przeszedł mi po plecach, o kurwaa. Nie mogłam mu powiedzieć, nie teraz. 
- Nieważne. – odpowiedziałam bawiąc się chudymi palcami.
- Dla mnie ważne.
Zmrużyłam oczy i ze złością spojrzałam na chłopaka. To są moje problemy, a nie jego, więc po co drąży temat?
- Powiedziałam nieważne. – wysyczałam czując jak wzbiera we mnie gniew. Z dnia na dzień pojawia się w moim życiu i oczekuje, że wyśpiewam mu całą moją historię? Nie doczekanie.
- I tak się dowiem. – usłyszałam, a to przesądziło o moim wybuchu. Byłam ostatnimi dniami tak poirytowana, emocje przytłaczały mnie, więc najmniejszy bodziec powodował złość i irytację.
- Choroba afektywna dwubiegunowa? Coś Ci to mówi? Dotarło do pustego łba? – zapytałam wstając i mierząc zielonookiego wzrokiem.
Jerome na początku myślał, że żartuje lecz po chwili zmienił zdanie. Na jego twarzy malowało się zdziwienie.
- Ale dlaczego? Przecież w teorii smoki są odporniejsze na jakiekolwiek choroby. – zasugerował.
- Fizyczne Jerome, fizyczne. 
Przetarłam dłońmi twarz, czułam się strasznie. 
Przepraszam, za szybko się denerwuję. – powiedziałam, siadając ponownie na łóżku. – Tego wszystkiego jest za dużo. Zakon ściga mnie od wielu tygodni, teraz mają mnie na wyciągnięcie ręki. Każdego dnia boję się wyjść z domu, bo za rogiem może ktoś strzelić mi kulkę między oczy. Do tego ta pieprzona choroba, ataki paniki w najmniej oczekiwanych sytuacjach, nie moc przemiany. Chciałabym po prostu żyć normalnie, a nie ukrywać się przed Zakonem.
- Nie możesz się przemieniać? To jest niemożliwie. – odrzekł, pocieszająco kładąc mi rękę na kolanie. Mój wzrok zaczął świdrować kończynę, zastanawiając się w jaki sposób pozbawić ją właściciela. Postrzał w nią? Odrąbanie siekierką? Zadźganie nożem?
- Zabierz rękę. 
Jerome posłusznie spełnił moją prośbę, na co ja odesłałam moje świetne pomysły na bok.
- Od półtora roku Zakon ściga mnie za to, że przemieniłam się w miejscu publicznym. – westchnęłam. – Od tego momentu nie przemieniałam się, za dużo konsekwencji. Przez ostatni miesiąc próbowałam zmienić się w smoka, jednakże… Nie umiałam, rozumiesz? Zwyczajnie nie pamiętałam jak to się robi. W napadach złości moje oczy nie zmieniają barwy czy źrenice nie wyglądają jak smocze. To coś uśpiło się we mnie.

But I'll tell them,
Why won't you let me go?
Do I threaten all your plans, I'm insignificant,
Please tell them you have no plans for me,
I will set my soul on fire, what have I become?

<Jerome xd?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz