Było już dosyć późno, kiedy po ostatnim spacerze wracałem do domu. Szedłem krętymi uliczkami, unikając spotkań z ludźmi. Byłem już niedaleko i lekko przyśpieszyłem. Z natury byłem tchórzem, co tu się dziwić, że jak najszybciej chciałem się znaleźć w swoim bezpiecznym łóżeczku? Stanąłem pod drzwiami i otworzyłem je jak najciszej. Znowu będę miał kłopoty, jeżeli ktoś mnie przyłapie. Na szczęście wszędzie było cicho i ciemno. Wystarczyło się teraz przecisnąć do swojego pokoju i uniknąć złapania przez moją siostrę, która jest wyczulona na moje późne powroty niczym pies stróżujący. Czasem jest nawet gorsza od pani Pringsheim. Jest ona naszą sprzątaczką, pokojówką, czy kimś tam. Przyjechała z nami, bo nigdzie indziej nie mogła znaleźć zatrudnienia. Mam dziwne wrażenie, że ta kobieta nie trawi mnie od pierwszego wejrzenia. Zawsze, gdy przechodzę obok niej, to przewierca mnie swoim lodowatym spojrzeniem. Zasługuje na miano Psa Stróżującego Numer Dwa. Nauczony byłem szacunku do wszystkich kobiet, ale nie wiem czym pani Pringsheim tak właściwie jest. Niska, "okrągła" z makijażem, przypominającym mi makijaż clowna. Pachnie od niej mocnymi perfumami, od których zawsze kręci mi się w głowie. Moja "tchórzliwa natura" zawsze podpowiada taktyczną ucieczkę, kiedy tylko ją widzę. Nie dziwię się jej, że nie mogła znaleźć innej pracy! U nas ma już zapewniony dożywotni zarobek (Na emeryturę powinna już iść chyba bardzo dawno).
Cudem znalazłem się w swoim przytulnym pokoiku. Zerknąłem na nieodrobione jeszcze zadanie domowe i z głębokim westchnięciem zabrałem się do roboty. Skończyłem i idealnie po chwili moja siostra bez ostrzeżenia wbiegła do pokoju. Zasypała mnie lawiną nic nieznaczących pytań. Czemu ona mnie tak bardzo nie lubi?
- Luzia, proszę. Wyjdź. Jestem zmęczony. - Próba wypchnięcia jej z pokoju na mało się zdała i zrezygnowany siadłem na łóżku. - Chciałaś czegoś?
Jej oczy zaświeciły, więc domyśliłem się, że właśnie czekała na moje pytanie.
- No, wiesz... - zaczęła "nieśmiało". - Potrzebuję na jutro trochę pienię...
- Nie - odparłem szybko. - Niedawno ci pożyczyłem i nadal ich nie zobaczyłem. Niedługo zacznę liczyć odsetki, zapisz to sobie.
- Ale... No, Alex! Proszę! - Zrobiła maślane oczy, ale ja starałem się być nieugięty. Nie mogę dać jej wejść na głowę, bo stracę całe swoje kieszonkowe.
- Nie chcę tego powtarzać - mruknąłem niezadowolony. - Skoro znasz już moją odpowiedź, to proszę, wyjdź.
Tupnęła nogą i wbiła we mnie swoje "mordercze" spojrzenie. W sumie, wyglądało to raczej zabawnie, bo włosy miała związane w dwa kucyki, a ubrana była w różową piżamkę.
- Jeżeli mi ich nie pożyczysz, to, to... Powiem rodzicom! - zaczęła się targować. Kolejny raz westchnąłem.
- Gorszych kłopotów raczej nie będę mieć. - Wzruszyłem ramionami i spojrzałem na nią wymownie. "Tylko na tyle cię stać?"
- To, to... Powiem pani Pringsheim! - Nastała cisza. Niestety, Luzia była ulubienicą naszej pokojówki. Moja siostra dobrze wie, że wolałbym zostać ukarany przez rodziców niż przez tę kobietę. Szczerze mówiąc, pani Pringsheim unikam jak ognia, niepotrzebna sprzeczka z nią, może skończyć się dla mnie bardzo źle.
- Wygrałaś, ile mam ci pożyczyć? - Zrezygnowany wyciągnąłem z kieszeni portfel.
- Połowę naszego kieszonkowego - powiedziała i uśmiechnęła się aż za słodko.
- Nienawidzę cię - warknąłem i podałem jej pieniądze. - Mogę chociaż wiedzieć, na co ci to?
- Na "babskie sprawy" - zaśmiała się. Pewnie będzie kupowała "niegrzeczne" mangi po szkole. Myśli, że nie wiem, ale kiedyś przypadkiem jedna wpadała mi w ręce. - Mam jeszcze jedną prośbę!
- Dwie prośby na jedną noc, to już za dużo. - Oparłem brodę o ręce i zerknąłem na nią.
- Chcę abyś jutro rano do szkoły poszedł ze mną i moimi przyjaciółmi. - Kompletnie zignorowała moją trafną uwagę. - Zawsze chodzisz sam i to źle wygląda. Jesteśmy rodzeństwem, a moi przyjaciele z chęcią by cie poznali! To jak?
- Przemyślę to - nie odpowiem od razu "Nie", bo nie da mi żyć! Rzuciła mi się na szyję i wybiegła z pokoju. "W końcu spokój!". Poszedłem jeszcze do łazienki, po czym schowałem odrobioną już pracę domową. Rozłożyłem się na moim twardym łóżku i usnąłem.
Obudziły mnie promienie Słońca. Wstałem jeszcze dziesięć minut przed budzikiem. Wtedy wpadłem na genialny pomysł - mogę wyjść wcześniej, a siostrze wmówić, że moje lekcje zaczynają się o wiele szybciej niż te jej. Nie będę musiał iść z nią do szkoły i najeść się wstydu spowodowanych konfrontacji z jej przyjaciółmi. Zeskoczyłem z łóżka i wyjąłem szybko z szafy ubrania. Jak dobrze pójdzie, mój genialny plan się powiedzie. Zdjąłem wczorajsze ubrania i założyłem czyste. Nie jadłem nic od wczoraj, więc zbiegłem cicho do kuchni i przyrządziłem sobie kanapkę. Zeszło mi z tym dłużej niż powinno, bo zgubiłem nóż. Nie mam pojęcia jak to się stało. Zasiadłem do stołu i zjadłem swoje idealnie śniadanie. Zaparzyłem jeszcze herbaty. Miałem w sumie tylko dwie minuty w zanadrzu, ale doliczyłem pięć, bo przecież ona tak szybko nie zerwie się do szkoły. Wypiłem ciepły napój i poszedłem po plecak. Przechodząc obok pokoju siostry usłyszałem jej budzik, po czym głośne tupnięcie. Przestraszyłem się. Najwyraźniej przeliczyłem się i teraz na złamanie karku biegłem po książki. Niestety były rozwalone na biurku. Niech to, czemu właśnie dzisiaj zapomniałem je spakować?! Zacząłem szybko zbierać potrzebne mi rzeczy i usłyszałem jak moja siostra zamyka się w łazience. Kolejne "babskie sprawy" zejdą jej dosyć długo, więc mam teraz czas na szybką i taktyczną ucieczkę. Złapałem plecak oraz ostatnie książki leżące na blacie i prawie zeskoczyłem ze schodów. Znalazłem się przy drzwiach frontowych, pożegnałem się z mamą, uniknąłem kontaktu wzrokowego z panią Pringsheim i wybiegłem z domu. Ledwo utrzymywałem jeszcze niespakowane zeszyty w jeden ręce. Miałem zamiar je spakować za rogiem, z dala od wzroku siostry. Dawno nie byłem z siebie tak zadowolony jak dzisiaj. Do szkoły zostało mi jakieś dziesięć minut drogi, a później mam w zanadrzu jeszcze dobre pół godziny do rozpoczęcia pierwszej lekcji. Musiałem wyglądać jak idiota idąc środkiem chodnika z górą książek w ręce, więc przyśpieszyłem. Ktoś normalny pewnie pomyśli, że jestem spóźniony i biegnę by się kształcić. Zbliżałem się do zakrętu, ale nie miałem zamiaru zwalniać, pewnie Luzia zrozumiała, że wyszedłem bez niej. Byłem już jedną nogą za zakrętem, gdy niespodziewanie na kogoś wpadłem. Upadłem na twardy bruk, a książki rozsypały się na wszystkie strony. Byłem coraz bardziej zdenerwowany, wszystko chce, aby ona mnie dogoniła.
- Patrz jak chodzisz... - mruknąłem cicho i zacząłem zbierać swoje rzeczy.
<Ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz