Spojrzałam w dal za uciekającym mężczyzną. Z moich płuc wydobyło się ciche westchnienie ulgi. Wiedziałam, kim on był. Niestety aż za dobrze. Do stanu przytomności przywrócił mnie dopiero cichy głos chłopaka, dzięki któremu nic mi się nie stało. Chwyciłam jego dłoń, ostrożnie podciągając się na niej. Czułam kłujący ból w okolicach lewego barku, jednak poza tym drobnym szczegółem, wszystko było ze mną jak najbardziej w porządku.
- Nie, nic mi się nie stało... - odparłam po chwili dość niezręcznej ciszy. - Jestem Rose - przedstawiłam się, posyłając nieznajomemu ciepły uśmiech.
- Alexander - rzucił szybko.
- Co tu robisz o tak wczesnej godzinie? - zapytałam.
- Wczesnej? - powtórzył nieco zaskoczony, a zarazem zmieszany. - Już ranek?
Zachichotałam cicho, starając się ukryć rozbawienie. Z drugiej strony, rozumiem go. Kiedy latałam nad oceanem, sama straciłam poczucie czasu. Po prostu ni jak nie byłam w stanie racjonalnie myśleć. Ale to jest zupełnie co innego... Uczucie wolności, jakiej mogę doznać wyłącznie raz na jakiś czas, to najcudowniejsza forma ucieczki od szarej codzienności, w której to nieustannie musimy się ukrywać. Spojrzałam w niebo, które powoli przechodziło z granatu w błękit dnia. Gwiazdy bledły, a na ich miejsce pojawiały się pierwsze poranne ptaki, wesoło świergoczące podczas lotu. Westchnęłam głęboko, uśmiechając się sama do siebie. Przez chwilę zupełnie zapomniałam o obecności Alex'a. Szybko jednak ponownie utkwiłam w nim swoje spojrzenie.
- Szłam właśnie do pobliskiej cukierni... Może pójdziesz ze mną, co? - zaproponowałam.
< Alexander? Wybacz, trochę nie wyszło ;-; >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz