sobota, 8 kwietnia 2017

Od Nathaniel'a do ...

Wypuściłem powietrze z ust, unosząc wzrok. Łąka, na której obecnie się znajdowałem, stanowiła idealne miejsce do odpoczynku od miejskiego zgiełku. Zmrużyłem oczy, osłaniając czoło ręką. Słońce rzucało na świat swój złoty blask, będący nieraz zmorą ludzi na kacu. Tym razem jednak, na moje szczęście, byłem przytomny i wciąż żyłem. W skrócie - nie miałem kaca. Nie wiem, co mogło przyczynić się do tak wspaniałego obrotu sprawy, lecz najwyraźniej mam mocną głowę do alkoholu. Z tego co wiem, tyczy się to wszystkich smoków. Osobiście taki stan miałem tylko raz w życiu, kiedy to naprawdę przegiąłem. Zresztą, wczoraj nie wypiłem za dużo. Zgodnie z obietnicą złożoną samemu sobie impreza skończyła się po dwóch drinkach. Mimo wszystko warto było się nieco odświeżyć, aby na nowo odżyć po zarwanej nocy. Rozłożyłem się na miękkiej, wiosennej trawie. Poranna rosa delikatnie muskała moje dłonie. Wyciągnąłem nogi przed siebie, spoglądając w błękitne niebo. Stan błogości i nic nie robienia nie przypadł mi jednak za bardzo do gustu, toteż po paru minutach na powrót stanąłem na obu nogach. Włożyłem ręce do kieszeni, skąd po chwili wyciągnąłem telefon i słuchawki. Rozplątanie ich zajęło mi około dwóch minut, czym ustanowiłem swój nowy rekord. Włączyłem głośną muzykę, po czym pomaszerowałem przed siebie, aby wrócić do miasta. Nie zajęło mi to zbyt wiele czasu, gdyż przez krótki fragment trasy przyspieszyłem tempo do truchtu. Oczywiście przez 'smocze' umiejętności, połączone z dobrą kondycją fizyczną, biegłem szybciej niż niejeden człowiek. Miejskie uliczki od rana zapełnione były tłumami ludzi. O tej porze prawie każdy się gdzieś spieszył. Na całe szczęście, mnie to nie dotyczyło. Szedłem powolnym krokiem przez środek chodnika, z beztroskim uśmiechem na twarzy. Po drodze zahaczyłem o swoją ulubioną kawiarnię. Podszedłem do lady, w celu złożenia zamówienia.
- Poproszę czarną kawę z mlekiem. Na wynos - rzuciłem, podając kasjerce pieniądze. 
Na swój napój nie musiałem czekać zbyt długo, więc zaledwie po kilku minutach byłem już na zewnątrz, trzymając w ręce kubek z kawą. Jako cel swojej podróży obrałem sobie kino. Rankiem niewiele osób przychodzi na seanse, czyli mam większe szanse na uniknięcie kolejek. Cudowny smak kawy w połączeniu z muzyką, sprawił, iż niemalże całkowicie zapomniałem o rzeczywistości. Patrzyłem tępo przed siebie, nie wiedząc nawet, co dokładnie robię. W głowie obecnie miałem jedynie słowa rapu płynące z słuchawek oraz pomysłu, na jaki film mógłbym się udać. Nagle przeraźliwie głośny dźwięk klaksonu sprawił, że momentalnie otrzeźwiałem. Z przerażeniem uświadomiłem sobie, iż, pomimo czerwonego światła zakazującego pieszym ruchu, znajduję się na pasach, a w moją stronę pędzi jakaś ciężarówka. Pojazd znajdował się zaledwie kilka metrów ode mnie. Gdybym od razu odskoczył, zdołałbym uniknąć zderzenia, lecz wciąż nie do końca uświadomiłem sobie, co się dzieje, toteż stałem tylko jak sparaliżowany. Wtem poczułem uderzenie, które bynajmniej nie pochodziło od samochodu. Jakiś człowiek skoczył na mnie, w ostatniej sekundzie odpychając mnie sprzed tira. Przeturlaliśmy się kilka metrów dalej. Dyszałem głęboko, starając się przywrócić umysł do rzeczywistości. Podniosłem się z ziemi i chwiejnym krokiem chwyciłem się słupa, by utrzymać równowagę. Otrzepałem ubrania z kurzu.
- Dzięki... - wydukałem w końcu, zwracając się do osoby, która... No cóż, uratowała mi życie. Jak nie trudno było zauważyć, u niej szok również jeszcze nie do końca minął.

< Ktoś chciałby popisać? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz