Rozejrzałam się dookoła, oceniając swoją obecną sytuację. Obrzeża miasta, późna noc, ulewa, brak żywej duszy. Warunki idealnie sprzyjające moim planom na dzisiejszy wieczór. Wyjęłam z torby puszkę farby w sprey'u. Zmierzyłam uważnym wzrokiem pusty murek przede mną, będący podstawą dla powstania mojego dzieła. Rozłożyste gałęzie ogromnego dębu zapewniały mi ochronę przed deszczem. Narzuciłam kaptur na głowę, szczelnie zapinając granatową bluzę. Powoli i z największym skupieniem zaczęłam wykonywać swoją pracę. Wszystkie litery zostały przeze mnie dopracowane w każdym szczególe, toteż cała robota zajęła mi dobre dwie godziny. Odsunęłam się kilka kroków wstecz, oceniając efekt końcowy. Na ścianie widniało ogromne graffiti. ,,THE NEW DRAGON AGE". Taki oto tekst zawarty został w owym malowidle. Jedni nazwą to wandalizmem. Ja osobiście wolę określenie "sztuka z głębszym przesłaniem". Schowałam ręce do kieszeni, zdmuchując z twarzy niesforny kosmyk włosów. Na moją twarz mimowolnie wpełzł dumny uśmiech zwycięstwa. Niech wiedzą ludzkie gnidy, że wciąż żyjemy i nie mamy zamiaru się poddać. Nagle wśród szumu deszczu wyłapałam wyraźny odgłos kroków. Odruchowo posłużyłam się grubym pniem drzewa jako swoją osłoną. Dwójka charakterystycznie ubranych mężczyzn zmierzała powoli w moją stroną. Zaklęłam w myślach. Dlaczego oni nie mają nic innego do roboty? Czy naprawdę tropienie i wybijanie owych magicznych istot do których się zaliczam stanowi cały sens ich istnienia na tej smutnej planecie? Najwyraźniej. Spuściłam głowę, po czym szybkim krokiem oddaliłam się od mojego arcydzieła. Zaledwie po paru sekundach zniknęłam za zakrętem, lecz mimo wszystko nerwowo oglądałam się za siebie. W tym całym zamyśleniu nie spostrzegłam nawet ciemnowłosego chłopaka, znajdującego się zaledwie parę kroków ode mnie. W ostatnim momencie zdążyłam wyhamować, aby uniknąć kolizji.
- Jak łazisz? - warknęłam poddenerwowana.
- Tobie również radzę uważać - syknął nieznajomy.
Szatyn posłał mi morderczy wzrok, natomiast ja ani myślałam pozostać mu dłużna. Ostatecznie to właśnie on pierwszy zrezygnował z dalszej walki na groźne spojrzenia. W duchu odebrałam nagrodę za to heroiczne zwycięstwo, jednak mowę dziękczynną postanowiłam przełożyć na inny termin.
- Dlaczego mokniesz? - zapytałem po paru sekundach milczenia.
- A ty? Dlaczego mokniesz? - powtórzyłam, unosząc lekko jedną brew.
- I tak nie zrozumiesz - mruknął, lecz nagły podmuch wiatru, który sprowadził na nas kolejną falę deszczu chyba zmienił nieco jego nastawienie. - Herbatki?
Obrzuciłam mężczyznę chłodnym spojrzeniem, krzyżując ręce na piersiach.
- Masz dość nietypowy sposób na zawieranie nowych znajomości - prychnęłam kąśliwie.
Nieznajomy jedynie przewrócił oczyma, spoglądając na mnie wyczekująco. Początkowo miałam w planach zaakceptować propozycję, ale nie tak od razu. Wyminęłam chłopaka, chcąc się z nim trochę podroczyć, lecz szybko zmieniłam swoje zdanie. Z drugiej uliczki wyłonili się członkowie Zakonu. Na moje nieszczęście ci sami, którzy poprzednio mieli szansę podziwiać moją twórczość artystyczną.
- Dobra, idziemy na herbatkę - stwierdziłam szybko, chwytając mężczyznę za nadgarstek. - Ale ty stawiasz. Ja nie mam kasy.
Pociągnęłam go w stronę najbliższej, czynnej restauracji, umiejscowionej po drugiej stronie ulicy. Z jakiegoś powodu nie protestował, a tylko przyspieszył kroku. Wparowaliśmy do niemalże pustego pomieszczenia. Momentalnie zerwałam z siebie bluzę, po czym pobiegłam do najbliższego śmietnika. Upchnęłam tam zarówno ubranie, jak i torbę z pustymi puszkami po farbie w sprey'u. Zaraz wróciłam do chłopaka, który zdążył już zająć jeden ze stolików.
- Nie żal ci tych rzeczy? - mruknął, nie racząc nawet wychylić głowy zza menu.
- Nie są mi potrzebne - skłamałam na poczekaniu, chociaż bez bluzy mogłam wręcz poczuć, jak chłód przenika mnie aż do szpiku kości.
- A tak w ogóle, jestem Matthias - przedstawił się.
- Lisabeth - odparłam krótko.
< Matt? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz