'Czułam, że są blisko. Biegłam na oślep starając się zgubić pościg – niedoczekanie. Mój oddech był nierówny, nogi odmawiały posłuszeństwa, a adrenalina buzowała w żyłach. Usłyszałam krzyki, byli coraz bliżej.'
Dreszcz wstrząsnął mym ciałem, a ja sama obudziłam się z niemym krzykiem na ustach. Serce w piersi łomotało, dłonie drżały. Koszmary były nieodłącznym elementem wieczornej rutyny – zawsze takie same, codziennie budziłam się zlana zimnym potem. Przetarłam lodowatymi dłońmi twarz by chociaż w drobnym stopniu uspokoić rozedrgane ciało. Z trudem wstałam z łóżka i skierowałam się w stronę komody z ubraniami. Wiedziałam, że i tak nie zasnę tej nocy, więc dobrym sposobem na uspokojenie siebie był spacer w chłodną, kwietniową noc. Po chwili stałam gotowa – czarne jeansy, szara bluza z kapturem i włosy związane w wysokiego kucyka. Jak najciszej wyszłam z pokoju, zeszłam po schodach i skierowałam się w stronę przedpokoju. Zerknęłam na zegar wiszący na ścianie – 4:20, nieźle Delilah. Założyłam czarne trampki i jak gdyby nic wyszłam z domu. Uderzyło mnie rześkie powietrze, od razu zrobiło mi się lepiej. Nogi niosły mnie same, szłam do miejsca, które zawsze było w pewnym sensie moim drugim domem.
Po kilkunastu minutach znajdowałam się na dachu starego, zrujnowanego apartamentowca. Widok z niego był wprost nieziemski – czarne jak noc niebo wtapiało się w taflę wody. Księżyc oświetlał okolicę, nadając otoczeniu tajemniczą aurę. Westchnęłam i wyciągnęłam nogi przed siebie, tak żeby swobodnie wisiały na skraju dachu. Lubiłam takie chwile, na wyłączność moje, nie skażone złem świata. To trochę zabawne, sama do niego należałam. Wymordowałam, więcej osób niż nie jeden rasowy zabójca. Czy jestem z tego dumna? Nie. Jednakże nie mogę zaprzeczyć, ukształtowało to mój charakter, jestem o wiele dojrzalsza niż większość osób w moim wieku. Krew na moich rękach była symbolem bezsilności, Zakon ściga mnie odkąd przemieniłam się w miejscu publicznym. To był przypadek, za dużo alkoholu i negatywnych emocji. Odstawiłam używki, nie licząc papierosów. Bez nich nie umiałam się rozstać, cierpki dym dawał mi namiastkę normalności.
Siedziałam tak jeszcze chwilę, musiałam poukładać skołatane myśli i posegregować pewne sprawy. Gdy zaczynało świtać, a ja byłam dosyć mocno zziębnięta, postanowiłam wrócić do domu i nie nakładać kolejnych zmartwień na głowy moich rodziców. Byłam na pierwszym piętrze zrujnowanego budynku, gdy nagle coś w ciemności poruszyło się. Zamarłam, strach zaczął paraliżować moje ciało, kawałek po kawałeczku. Rzuciłam się do ucieczki, potykając się o własne nogi. Nie trwało ona zbyt długo, ponieważ całym swoim ciałem wpadłam na coś, a następnie z hukiem upadłam na podłogę. Jęknęłam z bólu, który przeszył mój kręgosłup. Poczułam na sobie czyjś wzrok, podniosłam głowę. Ktoś przede mną stał. O kurwa.
<Ktoś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz