wtorek, 4 kwietnia 2017

Od Alayny do Caleba

Wpatrywałam się w linie horyzontu. Słońce powoli zmierzało ku linii wody, barwiąc ją na pomarańczowo. Typowy zachód słońca w San Francisco. Westchnęłam głęboko i oparłam ręce na piasku za mną. Kolejny dzień. Kolejny dzień nudnego życia człowieka. Jutro znów do szkoły. Przynajmniej mam na co czekać. Dawno nie surfowałam, stęskniłam się za tym.
- Hej - usłyszałam za sobą głos
Odwróciłam się nagle. Za mną stał Caleb.
- Po co te nerwy? - spytał, a następnie usiadł i objął mnie ramieniem
Westchnęłam głęboko i oparłam głowę na jego ramieniu.
- Znasz mnie, jak zbyt długo się nie przemieniam to źle robi na moje nerwy.
Wzruszył ramionami.
- Nie tylko Twoje. Ja sam się denerwuje jak zbyt długo utrzymuje tą postać.
Nie odpowiedziałam i ponownie spojrzałam w horyzont. Nie wiem jak długo tak siedzieliśmy, ale słońce przesunęło się jeszcze spory kawałek, a na plaży zapadł półmrok. Powoli też zaczęło się robić coraz zimniej. Powoli wstaliśmy z piasku, który stawał się coraz zimniejszy, wraz z temperaturą powietrza.
- Musisz już wracać?
Skinęłam powoli głową:
- Megan mi ufa, ale wolę nie przeciągać struny - westchnęłam - A tak w ogóle to obiecałam Nydii, że dam jej jakąś fajną książkę.
Milczał przez chwilę. Myślałam, ze już nic nie powie, ale się myliłam. Najwyraźniej musiał przemyśleć po prostu co chce powiedzieć:
- Co powiesz na przemianę? O północy?
Oferta była kusząca. Od prawie dwóch tygodni nie przybrałam prawdziwej postaci. Energia zaczynała we mnie buzować, usiedzenie w ławce w trakcie lekcji stało się torturom. Najgorsza była historia - słuchanie o bezmyślnych poczynaniach ludzi, którzy walczyli o cos co tak naprawdę nie ma  znaczenia. Dodatkowo mieli tyle jaj, żeby pominąć historię smoków. Prawie udało im się wybić kolejną rasę. Nie można wymazywać złych rzeczy z historii, tylko dlatego ze są niewygodne.
- No nie wiem... - szepnęłam cicho, chociaż myślami jeszcze błądziłam przy historii - przydałoby mi się. Ale nie wiem czy dam radę się wyrawac...
Caleb parsknął śmiechem.
- Ty nie dasz? Jesteś Nevara, ty nie dasz rady?
Ścisnęłam jego dłoń.
- Dobrze, ze we mnie wierzysz
Nachylił się i pocałował mnie w skroń.
- Ktoś musi
Słońce już niemal całkiem zniknęło za horyzontem.
- Dobrze - powiedziałam w końcu - Dziś. O północy.
~~*~~
Stanęłam na gorze schodów. Wieczorem Caleb odprowadził mnie do domu, poczytałam Nydii i odrobiłem lekcje. Potem czekałam aż rodzice pójdą spać.
Cała podskoczyłam, gdy usłyszałam skrzypnięcie podłogi. Znieruchomialam, nasłuchując. Powoli uspokoiłam oddech. To tylko stara podłoga, nic Ci nie będzie.
Gdy w sieni zapaliło się światło, znieruchomialam znowu.
- Alayna? To ty? Czemu nie spisz? - usłyszałam głos Megan
Przygryzlam wargę. Mimo moich dobrych umiejętności skradania się, zostałam przyłapana. Albo raczej był to przypadek. Megan nie jest smokiem, nie ma wyczulonego słuchu.
- Chciałam do toalety, a na górze się skończył papier - składałam
- Dopiero co zanosiłem.
- Mize po ciemku przeoczyłam, sprawdzę.
Odwróciłam się i mijając łazienkę wróciłam do pokoju.
Gdy tylko znalazłam się w pokoju zamknęłam drzwi na klucz i otworzyłam okno. Rozejrzałam się szybko, ale nikogo nie zauważyłam. Skoczyłam.
Poczułam pęd powietrza i delikatnie wylądowałam w przysiadzie. Zerknęłam w górę. Dwa piętra. Nieźle. Do góry pewnie tez dam radę doskoczyć. Ruszyłam biegiem przez miasto. Może biegłam nieco zbyt szybko, ale nie spotkałam nikogo na mojej drodze. Mieszkanie na obrzeżach popłaca.
Niewiele czasu zajęło mi dotarcie miedzy drzewa. Rozejrzałam się w okol:
- Caleb? Jesteś tu?

<Caleb?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz