czwartek, 6 kwietnia 2017

Od Alexandra C.D Rosalii

Wróciłem ze szkoły. W domu czekała już na mnie moja "rodzina". Mama rozkładała na stole talerze i sztućce, a ojciec siedząc przy stole, studiował jakieś papiery.
- Jestem - zawołałem z wejścia do kuchni, by zwrócić na mnie ich uwagę.
- Och, Alexander. Witaj w domu - przywitała mnie matka, a "tata" nawet nie podniósł wzorku znad swojej pracy.
- Alex! - Usłyszałem swoje imię i spojrzałem w kierunku schodów. Zbiegła z nich moja "siostra", Luzia. - I jak pierwszy dzień w nowej szkole? Chciałam na ciebie poczekać, ale poznałam kilka nowych osób, więc stwierdziłam, że... 
Dalej przestałem ją słuchać. Ukradkiem zerkałem na podawany obiad. Rzuciłem plecak na podłogę i całkowicie ignorując dziewczynę, ruszyłem do kuchni. Zasiadłem na jednym z krzeseł i zabrałem się do jedzenia. 
- Jak zwykle mnie mnie słuchasz - zaczęła narzekać, przysiadając się obok. - Ale nadal nie skończyłam nie uwierzysz, co się stało! 
Za bardzo zająłem się swoim posiłkiem, aby poświęcić siostrze uwagę. Wystarczy, że będę kiwał głową. Zawsze tak robię. Na szczęście jest za głupia, aby się domyślić, że ja naprawdę nie interesuję się jej życiem prywatnym. 
- A wtedy ona zapytała, czy serio jesteś moim bratem! Czy ty to rozumiesz?! - mruknęła z oburzeniem. Jak na dwanaście lat, ma ogromne problemy. Szybko dojadłem to co zostało na talerzu i wstałem od stołu. 
- Dziękuję - rzuciłem i ruszyłem do swojego pokoju. Mieszkamy tu dopiero od tygodnia. Czasem trochę jeszcze się gubię w tym domu. Jest większy, niż ten w Niemczech. Chciałbym wrócić do starego kraju. Ale ojciec na siłę wcisnął mnie tu do szkoły i ma nadzieję, że kiedyś przejmę po nim firmę. Nie dziwię mu się, bo moja siostra jest wybitnie nieudanym dzieckiem. 
Zamknąłem za sobą drzwi. Na klucz, oczywiście. Nie potrzebni mi tu nieproszeni goście. Wyjąłem z szafki książkę i rozłożyłem się na łóżku. Trochę odpoczynku w ciszy mi nie zaszkodzi. Nie trwało to jednak długo, bo mały pasożyt zaczął już się dobijać. 
- Czego potrzebujesz? - Otworzyłem dopiero po dziesięciu minutach, bo myślałem, że się znudzi. Nie znudziła. 
- Mam problem z zadaniem z fizyki, ale wiem, że ty wiesz wszystko, więc na pewno mi pomożesz! Chodź, chodzi mi o ten przykład! - Zaciągnęła mnie za rękaw do biurka. To jedna z tych chwil, kiedy nie mam wyjścia. 
- No dobrze - westchnąłem. I tak nie mam wyjścia. 
Zajęło to dobrą godzinę. Jeden przykład. JEDEN. To była długa walka, aby jej to wyjaśnić, bo Luzia jest tępa. 
- Skończone! Dzięki! Mam dla ciebie propozycję! Może chcesz wyjść ze mną i z moimi znajomymi na spacer? Umówiliśmy się dzisiaj! I taka jedna chce cię poznać, to ta o której mówiłam wcześniej... 
Proszę wyjdź. Teraz. 
- Nie dziś - odparłem szybko. - Może kiedyś. 
Coś mamrotała pod nosem i po chwili opuściła mój pokój. W rzeczywistości sam chciałem zwiedzić trochę okolicę. Tutaj, w San Francisco, jest wiele ustrojonych miejsc, gdzie będę mógł przemienić się w swoją prawdziwą formę. 
- Wychodzę! - Zbiegłem po schodach i wybiegłem z domu. Nie oczekiwałem na żadną reakcję, bo prócz siostry, która mogłaby chociaż trochę przystopować, wszyscy mają mnie gdzieś. 
Skierowałem się w stronę lasu. Specjalnie unikałem ruchliwych ulic, aby nie spotkać nigdzie siostry, bo zasypałaby mnie lawiną pytać. 
Pomiędzy drzewami znalazłem się niecałą godzinę później. Upewniłem się, że aby na pewno nikt mnie nie śledzi i wtedy pierwszy raz od jakiegoś czasu udało mi się zamienić w smoka. Miło było rozprostować skrzydła. Wiedziałem, że mogę pozwolić sobie tylko na tyle. Nie znałem jeszcze tej okolicy. Pokręciłem się chwilę i ponownie wróciłem do ludzkiej postaci. Było już dosyć ciemno, kiedy zdecydowałem się wrócić do siebie. Wychodziłem już lasu, gdy zobaczyłem dwie postacie. Jedna pochylała się nad drugą. To nie wyglądało na nic przyjacielskiego. Nikt mnie nie zauważył, więc mógłbym zwiać i udawać, że nic się nie stało, ale dziwny instynkt pchnął mnie do działania. 
- Hej, ty! - zawołałem w ich kierunku. Wtedy jedna z postaci zerwała się i ignorując tą leżącą na ziemi, zaczęła uciekać. - No, ej! 
Po chwili zostałem tylko z leżącą na ziemi kobietą. Podałem jej rękę. 
- Jeżeli będziesz leżała tutaj, w końcu się przeziębisz - mruknąłem. - Nic ci nie jest? 
<Rosalia?> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz