Cała sytuacja lekko mnie przytłoczyła. Byłem niesamowicie zagubiony. Z tego co zrozumiałem Matthias również był smokiem. Jednym jakiego do tej pory spotkałem... A ja jeszcze odwaliłem akcję z pistoletem. W Niemczech nie am problemu z zakupem broni. Wystarczy trochę popytać i ma się czego chce. Zazwyczaj spoczywała ukryta pod łóżkiem, bo nigdy mi się nie przydała. Bałem się ją nosić przy sobie, bo wyszedłbym na jakiegoś psychopatę. Teraz muszę znaleźć nową kryjówkę. Trzymanie jej pod poduszką nie jest prawdopodobnie normalne. Westchnąłem i włożyłem ją tam skąd ją wyjąłem. Później znajdę coś lepszego. Spojrzałem na chłopaka. Wpatrywał się we mnie swoimi "Smoczymi oczami". Jedno było dosyć... Em... Nietypowe. Brakowało jej źrenicy. Ale to właśnie tymi oczami Matthias "Mnie przejrzał". W końcu chłopak przestał interesować się moją osobą i zaczął rozglądać się po pokoju.
Wykorzystałem chwilę jego rozproszenia - wpatrywał się aktualnie w okno i opuściłem pomieszczenie. Chciałem szybko przewietrzyć umysł i wszystko sobie poukładać.
Nie wydawało się, aby chłopak był do mnie wrogo nastawiony. Właściwie sam się ujawnił. A co jeżeli to jakiś podstęp? Może on jest wcześniej wspomnianym "Tajnym agentem Zakonu"? Nic nie dawało mi powodu, abym mu zaufał. Czy warto tak ryzykować? W sumie, on już wie kim jestem.
Poczułem na swojej twarzy powiew chłodnego wiatru i przypomniałem sobie o tym, że nie mam szalika. Tego samego, którym rzucił we mnie Matthias. Wtedy pewnie zobaczył moje smocze oczy. Czyli mam przez to rozumieć, że nie chciał, aby Zakon mnie odkrył? Mogę chyba tak to odbierać.
Zaczynało być coraz zimniej. Na swojej twarzy poczułem pierwsze krople deszczu. Przypomniałem sobie, że zostawiłem kompletnie obcą osobę samą w domu.
Wróciłem do ciepłego budynku. Kilkoma susami pokonałem schody dzielące mnie od pokoju.
- Już jestem - mruknąłem, otwierając drzwi. Chłopak najspokojniej w świecie dopijał swoją kawę. - To nie tak, że znowu zapomniałem, gdzie mieszkam.
- Domyślam się - powiedział i upił kolejny łyk. Nastąpiła nieprzyjemna cisza. Przyjrzałem się jego oczom, które już były "ludzkie".
- To... Ehym... Co teraz? - nie miałem pojęcia co robić, mówić. Ale jedno wiedziałem, dzielą nas minuty do czasu, kiedy Luzia wpadnie do domu. - Niedługo wszyscy wrócą do domu.
- Rozumiem - przytaknął i dopił swój napój. Ja sam również sięgnąłem po swoją filiżankę. Wiedziałem, że zachowywanie się tak, jakby nigdy nic się nie stało nie jest najlepsze, ale obecnej chwili zaczynałem panikować. Dopiłem swoją kawę i oczekiwałem jakiejkolwiek reakcji ze strony Matthias'a.
- Będziemy musieli zaraz wyjść - dodał i wstał ze swojego miejsca. - Niestety, domyślam się również, że Zakon nie da sobie tak łatwo spokoju z poszukiwaniami.
- Chcesz przez to powiedzieć, że...? - dopytywałem. Wyczuwam, że niedługo będzie działo się coś ciekawego.
- Weź ze sobą broń, może się przydać. - Nie lubię wykonywać rozkazów, ale posłusznie wyjąłem pistolet i schowałem do torby. Obok niej leżał mój szalik, którym przy okazji szczelnie się owinąłem. Powoli do mnie docierało, że właśnie wplątałem się w coś, w co wplątywać się nie powinienem. Wyszliśmy z mojego domu. Spojrzałem na zegarek. Idealnie. Luzia właśnie powinna skończyć lekcję, zdążymy się oddalić. Chłopak ruszył przed siebie. Ja za nim. Nie miałem pojęcia dokąd idę.
- Matthias. - Dogoniłem go. - Powiesz mi łaskawie, gdzie mnie prowadzisz?
- Dowiesz się jak dojdziemy. - Usłyszałem jego dosyć rozbawiony pomruk.
- Ta odpowiedź w żadnym stopniu nie sprawia, że czuję się usatysfakcjonowany - mruknąłem. - Jakaś podpowiedź?
- Wiesz pewnie co jest podstawową różnicą pomiędzy człowiekiem a smokiem? - zapytał, wpatrując się w przestrzeń przed sobą.
- To, że człowiek nie stanie się kilkunastostronową jaszczurką w parę sekund? - prychnąłem. - Nie będę się bawił w zgadywanki.
Nie odpowiedział, tylko dalej szedł obok mnie. Rozejrzałem się. Powoli poznawałem to miejsce. To właśnie tutaj chodziłem najczęściej na spacery. Las był oddalony od miasta i nocami można polatać nad oceanem! Czy to właśnie o to mu chodziło? Ludzie nie latają. Fakt. Ale jak wspomniałem nie zamieniają się też w bestię. Wyszliśmy z tłumu ludzi. Chodnik powoli się kończył, a my zagłębialiśmy się w las. Wszystkie głosy powoli cichły. Zaczynało być bardzo spokojnie. Bardzo lubiłem tu przebywać. Z dala od spojrzeń przypadkowych gapiów, od gwaru i śmierdzącego, zatrutego przez ruch uliczny powietrza. Odpowiednie miejsce do odpoczynku. Mimo wydarzeń z dzisiejszego dnia, udało mi się odprężyć. Matthias nie odzywał się. Już mniej zadowolony, zacząłem rozglądać się. Miałem nieprzyjemne wrażenie, że zaraz zza drzewa wyskoczy członek Zakonu i będzie próbował nas zabić. Właściwie wystawiliśmy się im jak na dłoni. Co jeżeli chłopak naprawdę jest tajnym agentem? Ale po co wtedy kazał mi brać broń? W sumie, trochę ona kosztowała i jest całkiem nowa. No kto był jej nie chciał. Nie znam się. Bijąc się z myślami, patrzyłem na swoje nogi. Było coraz bardziej zimno. Zerknąłem na zegarek. Godzina piętnasta. Niedługo wrócą rodzice. Poczułem wibracje w swojej kieszeni. Wyjąłem swój telefon. Dzwoniła Luzia. Matthias odwrócił się i spojrzał na mnie zdziwiony.
- Siostra - wyjaśniłem i odebrałem. Nie wiem, co jest gorsze. Walka z Zakonem, czy walka z wkurzoną Luzią, gdy zignoruję jej telefon.
- Halo? Coś się stało? - zapytałem ją dosyć cicho, aby nikt nie proszony nie usłyszał naszej konwersacji. Jednak ona tego nie rozumiała. Zaczęła drzeć się i wypytywać, gdzie jestem. Napomknęła też o tym jak ją rano wystawiłem. Próby uspokojenia jej na nic nie dały. Krzyczała jeszcze głośniej. Nie wytrzymałem napięcia i rozłączyłem się.
- Nie pytaj, wyciszę telefon. - Próbowała się jeszcze raz dodzwonić, ale tym razem ją zignorowałem. Mam nadzieję, że nie postawi na nogi policji w całym kraju. Raz tak zrobiła, gdy byłem młodszy i spóźniłem się pięć minut do szkoły. Zgłosiła, że zaginąłem kilka dni temu, a rodzice nic z tym nie robią. W rzeczywistości po drodze zaatakował mnie pies sąsiadów i musiałem wrócić do domu, aby zmienić podarte spodnie. Otrząsnąłem się na tę myśl. To nie było miłe wspomnienie.
W pewnym momencie wpadłem na chłopaka, który gwałtownie zatrzymał się przed urwiskiem. Byliśmy już przy oceanie. To miejsce znałem dobrze. Przychodziłem tu już wiele razy. Nie tylko dlatego, aby polatać, ale dla samych widoków. Nie widziałem nigdy tak pięknego miejsca jak to.
- Tylko po to tu przyszliśmy? - zapytałem i usiadłem na zimniej ziemi nieopodal.
<Matthias? :3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz