Czyżby idealna Nell Bennet po raz pierwszy w życiu postanowiła pójść na wagary? No dobra, to nie są wagary kiedy wystarczy powiedzieć nauczycielowi, że trochę źle się czujesz, żeby ci usprawiedliwił nieobecność. Poza tym, mimo że to są zajęcia dodatkowe umiem wszystko co mieliśmy dziś przerabiać. No i muszę się przygotować psychicznie do spotkania z Vanessą. Nie przewidziałam tylko tego że po wejściu do domu usłyszę:
- Dzień dobry słoneczko! Wróciłaś dziś wcześniej? Mówiłam ci że się przepracowujesz. Nauka to nie wszystko... – to wszystko zostało wytrajkotane przez niską i dość pulchną kobietę. W prędkości trajkotania piskliwym głosikiem nasza gosposia przeniosła wszystkie znane mi nastolatki. Była babciowatą kobietą w starszym wieku i właśnie skończyła nabierać oddech, żeby kontynuować swój monolog - ... Jeszcze trochę to was zamęczą w tej szkole. Zrobię ci coś do jedzenia skarbeczku, musisz więcej jeść, przecież jesteś taka chudziutka.
- Dzień dobry Agatho – mruknęłam, ale raczej tego nie usłyszała, bo już była w kuchni i coś sobie nuciła. Na ile się orientowałam Agatha nie miała już żadnej żyjącej rodziny, mimo tego nie mam pojęcia co ją skłoniło do pracy u nas. Mogła sobie znaleźć jakichś miłych pracodawców, a nie takich, którzy robią wszystko, żeby jej nawet nie zobaczyć. Przychodziła kiedy oni już dawno byli w pracy i wychodziła zanim wrócili. Ja właściwie też jej nie widywałam, w szkole przebywałam prawie tyle ile oni w pracy. Musiała czuć się dość samotna kiedy siedziała sama w pustym domu. Może dlatego tak zareagowała kiedy wróciłam wcześniej. Weszłam schodami na górę, do mojego pokoju. Postanowiłam wysłać Vanessie mój adres. Chwilę później pojawiła się Agatha z tacą, na której piętrzyły się maleńkie kanapeczki i stała szklanka soku.
- Dzięki – wymamrotałam – postaw ją proszę na biurku.
- Dlaczego właściwie wróciłaś dziś wcześniej, serdeńko?
- Przychodzi do mnie taka dziewczyna...
- Zaprosiłaś koleżankę? To świetnie!
- Nie jest moją koleżanką, musimy zrobić razem projekt z geografii.
- Jeśli chcesz zostanę chwilkę dłużej i wam coś ugotuję, albo...
- Nie dzięki Agatho poradzimy sobie – wystarczy mi Vanessa, nie potrzebuję jeszcze Agathy, paplającej o tym jaka jestem samotna i smutna. Gosposia wydawała się być zawiedziona tym że jej nie potrzebujemy, ale nic nie powiedziała, tylko wyszła z mojego pokoju. Nie bardzo wiedziałam co ze sobą zrobić. Powinnam iść do lasu i się przemienić, czy może pójść do Agathy i się wypłakać? Ale jestem głupia. Ani jedno, ani drugie nie rozwiązało by moich problemów, tylko dorzuciłoby mi nowych. Postanowiłam zająć się tym co w tym momencie mnie najbardziej denerwuje – Vanessą. Chciała mieć udział w tym projekcie – OK, ale to nie znaczy że nie mogę zacząć go robić. Wtedy będzie mogła szybciej wyjść. Wiedziałam, że Croasdell byłaby zadowolona gdybyśmy zrobiły prezentację o Półwyspie Skandynawskim. Z jakiegoś powodu się nim interesowała. Ja nie widziałam w nim nic ciekawego. Mimo tego otworzyłam laptopa i wyszukałam „półwysep skandynawski”. Nic interesującego. Otworzyłam nowy dokument w Wordzie i wrzuciłam tam trochę informacji. Potem wyjęłam jakąś książkę o Skandynawii i jej zasobach naturalnych i atlas geograficzny i położyłam je na biurku. Chwilę później słyszę, że Agatha woła:
- Do widzenia kochanie! – a chwilę później trzask zamykanych drzwi. Nie było jej na dole więc mogłam spokojnie zejść do kuchni i wstawić talerz po kanapkach i szklankę do zmywarki. Kiedy wróciłam na górę jeszcze chwilę poszperałam w internecie w poszukiwaniu informacji do projektu. Postanowiłam, że zostawię Vanessie zrobienie prezentacji, a sama zajmę się informacjami i ewentualnymi mapkami czy grafikami, które trzeba będzie tam wstawić. Na te usłyszałam dzwonek do drzwi. Prawie dostałam zawału, już osiemnasta?! Szybko zbiegłam schodami do przedpokoju i otworzyłam drzwi. Na progi stała Vanessa, wyglądała na lekko zdziwioną. Nie była pierwsza, nasz dzwonek był jakąś nowinką techniczną i nie było to słychać z zewnątrz.
- Cześć – mruknęła Vanessa. Dopiero po pary sekundach ogarnęłam, że powinnam jej coś odpowiedzieć.
- Hej. Wejdź do środka – chwilę się zawahała, a potem weszła. Zamknęłam za nią drzwi i zaprowadziłam ją do salonu. Co ja mam teraz zrobić? Nie mam pojęcia jak powinnam zacząć rozmowę.
- To... – zaczęłam się denerwować. – Może chcesz coś do picia?
- Poproszę wodę.
- Ok – mruknęłam to tak cichutko, że chyba nie usłyszała i uciekłam do kuchni. Nalewając wody do szklanki zaczęłam się zastanawiać co dalej. Nie mogłyśmy w nieskończoność siedzieć i gapić się w ścianę. Jeśli ona nie chce to ja powinnam zacząć rozmowę. Z mocnym postanowieniem żeby wziąć się w garść, wróciłam do salonu. Vanessa przyglądała się obrazom, które Natalie dostała w spadku po swojej matce. Podałam jej szklankę z wodą.
- Podobają ci się? – spytałem wskazując ruchem głowy na obrazy. Co prawda nie do końca to chciałam powiedzieć, ale to przynajmniej jakiś początek.
- Tak jasne, są piękne – chyba chciała po prostu być uprzejma, bo nie sądzę żeby naprawdę jej się podobały. W końcu wisiały tutaj tylko dlatego, że były stare, autentyczne i warte sporo pieniędzy. Mimo tych wszystkich cudownych cech zdecydowanie nie były ładne.
- Pomyślałam sobie że mogłybyśmy zrobić projekt o Półwyspie Skandynawskim – uznałam, że już najwyższy czas żeby zacząć myśleć o naszym projekcie.
- Dlaczego?
- Pani Croasdell się nim interesuje – ‘Pani Croasdell’ - to było żałosne. Bardzo żałosne.
- Skąd wiesz? – czy ona musi się o wszystko pytać?! Nie mam ochoty tłumaczyć jej jak beznadziejne jest moje życie.
- Powiedziała mi – wydawała się być lekko zdziwiona, ale nic już nie powiedziała. Uznałam ten temat za zakończony. – Chodź – ruszyłam w kierunku schodów nie czekając na nią. Kiedy dotarłyśmy do mojego pokoju, podsunęłam jej krzesło, a sama usiadłam za biurkiem i otworzyłam laptopa.
- Zajęłabyś się może prezentacją, a ja poszukam jakichś informacji w tych książkach – wskazałam na przygotowane wcześniej przeze mnie książki. Zaczęłam znowu używać tego chłodnego, rozkazującego tonu. Natalie mówiła tak samo, kiedy jeszcze się do mnie odzywała. Charles właściwie też.
~~~
Już prawie skończyłyśmy kiedy rozległ się chrobot klucza obracanego w zamku.
- Kto to? – Vanessa wydawała się być poddenerwowana.
- To pewnie któreś z moich ... rodziców – nie nazwałbym ich moimi rodzicami, ale nie bardzo wiedziałam jak jej wytłumaczyć moje stosunki z nimi.
- Jeśli chcesz to możesz już iść. Dokończę to sama.
- Dobra niech ci będzie – westchnęła. Zeszłyśmy na dół w salonie na kanapie siedziała Natalie i robiła coś na swoim laptopie. Vanessa postanowiła być uprzejma i się z nią przywitać:
- Dzień dobry – moja przybrana matka nie zwróciła na nią uwagi – Dzień dobry! – tym razem raczyła na nią spojrzeć przez chwilkę, ale zaraz wróciła do komputera, mamrocząc tylko:
- Kto to? – to i tak było spore zaangażowanie jak na nią.
- To Vanessa, robimy razem projekt z geografii.
- Wolę po prostu Nessa – wypaliła Vanessa zanim zdążyłam pociągnąć ją w kierunku drzwi. Właściwie co mi zależy, może sobie gadać co chce Natalie i tak już jej nie słyszy. Zaciągnęłam ją do przedpokoju. Nie stawiała oporu, pewnie zastanawiała się właśnie nad zachowaniem Natalie. Kiedy ubrała buty, otworzyłam drzwi i niemalże wypchnęłam ją na zewnątrz.
- Cześć, widzimy się jutro – Vanessa zdążyła tylko mruknąć ‘niestety’ zanim zatrzasnęłam jej drzwi przed nosem.
<Nessa?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz