piątek, 5 maja 2017

Od Delilah C.D Jerome

Całe moje ciało zaczęło drżeć, bałam się go. Natłok informacji, który miał szansę do mnie dotrzeć sparaliżował pewną głęboko chowaną cząstkę. I ja zaczynałam czuć coś do tej osoby? Do kogoś kto jest pierdolonym sadystom i nie wiadomo jeszcze czym? Dłonie rozpoczęły trząść się mimowolnie, czułam się jak owca porzucona na pożarcie lwa. Tyle że zamiast rzeczonego kota miałam przed sobą uzbrojonego chłopaka z brakiem piątek klepki. Bycie pod jednym dachem z taką osobę nie nastrajało pozytywnie do życia. Nawet gdybym chciała uciec to to byłoby niemożliwe; policja z Zakonem na czele węszyła w calutkim mieście. Zerknęłam na białowłosego, jego twarz wyrażała zafascynowanie istniejącą sytuacją. Chory sku*wiel. 
- Nie, nie jestem masochistką ani sadystką. – wycedziłam i wyrwałam rękę z palącego uścisku. – Z Tobą inaczej po prostu się nie da. Jedyne to co na Ciebie działa to pięść w mordę. 
- Są inne rzeczy, które na mnie działają. – spojrzenie, którym mnie uraczył było dość mocno dwuznaczne.
- Spie*dalaj. 
Odwróciłam się na pięcie, nie miałam dłużej ochoty rozmawiać z Jerome. Pogorszylibyśmy jedynie już i tak beznadziejną sytuację. Gdy poczułam zaciskające się palce na moim nadgarstku coś we mnie pękło; złość kumulowana przez parę dni skupiła się w jedną całość.
- Czy ty ku*wa mać możesz dać mi spokój?! Co ja Ci do cholery zrobiłam?! – byłam pewna, że słychać było mnie w całej okolicy. – Nie możesz dać mi pierdolonego świętego spokoju?! Czy ja już nie mogę nigdzie pójść czy cokolwiek zrobić bo latasz za mną jak pieprzony stalker? Rozumiesz słowo odpierdol się?
Szczęka zielonookiego lekko zacisnęła się, przez jego twarz przemknęło zdziwienie spowodowane moim nagłym wybuchem. Na szczęście puścił mój obolały nadgarstek, a ja mogłam swobodnie ulotnić się z pomieszczenia. Blada jak ściana zamknęłam na klucz drzwi od łazienki; nie ufałam mu. O miękkich nogach podeszłam do umywalki i ignorując ból w lewej kończynie oparłam się o nią dłońmi. Uniosłam zmęczony wzrok na lustro – widok nie był zbyt oszałamiający. Smętne kosmyki włosów okalały jeszcze bardziej niż zwykle bladą twarz, a w oczach czaił się jedynie uzasadniony strach. Ogromne sińce pod oczami powodowały, że wyglądałam jakbym nie spała od parunastu dni. Jest to po części prawda, ponieważ każdej nocy budziłam się po paru godzinach zlana zimnym potem z niemym krzykiem na ustach. Przetarłam palcami powieki próbując w jakikolwiek sposób siebie ożywić; nie pomogło. Miałam dosyć mojego aktualnego życia, tego było stanowczo za dużo jak dla mnie. Osoby ledwo co trzymającej się psychicznie. Marzyłam o normalnej egzystencji, normalnej rodzinie. Oczywiście co dostałam zamiast tego? Nie rozumiałam czemu mi przytrafiły się te wszystkie sytuacje zaczynając od samego bycia smokiem a kończąc na poznawaniu ludzi, którzy w głowie mają większy chaos niż ja. To naprawdę po paru latach marnego życia robi się uciążliwe. Jedyną moją chęcią było to aby ten piekielny koszmar się skończył, nie obchodziło mnie w jaki sposób. Zmrużyłam oczy zastanawiając się czy może nie lepiej byłoby zniknąć niż dalej użerać się z tą ciemną masą zwaną życiem. Z cichym świstem wypuściłam powietrze z płuc, a drżącą dłonią odgarnęłam włosy opadające na moje czoło. Muszę być silna.
~*~
Parę minut później wyszłam z łazienki czując jak energia uchodzi ze mnie jak powietrze z pękniętego balonika. Najchętniej zaszyłabym się w jakiejś cichej uliczce miasta słuchając muzyki. Aktualnie jednak graniczyło z cudem wyjście z domu, policja wraz z Zakonem nieprzerwanie węszyła. Nigdy tak bardzo nie uczepili się mnie. Na ogół zabójstwa uchodziły mi płazem, chociaż wtedy dbałam o ukrycie zwłok. No cóż leżące martwe ciała po środku ulicy mogą zwrócić czyjąś uwagę, ale nie muszą, prawda? Pokręciłam głową sama sobie odpowiadając. Wolnym krokiem skierowałam się do swojego pokoju; moim jedynym marzeniem było posiedzenie w samotności. Z cichym skrzypnięciem otworzyłam drzwi i lekko drgnęłam gdy w pomieszczeniu zauważyłam Jerome. Siedzenie w tym samym miejscu z sadystą? Nie była to dla mnie zbyt kusząca propozycja.
- Wyjdź. – westchnęłam opierając się o framugę drzwi.
- Dlaczego? – białowłosy lekko przekręcił głowę posyłając mi pytające spojrzenie.
- Nie mam ochoty Cię widzieć. – syknęłam. – Po prostu wyjdź.
Chłopak parsknął jedynie śmiechem i usiadł na moim łóżku opierając się o zagłówek. Założyłam ręce na piersi starając się uspokoić ogarniającą mnie żądzę mordu. Jak zwykle zielonooki wyprowadzał mnie z równowagi; to już zaczynało być normalną częścią naszej pokręconej relacji. Zaczęłam skubać wewnętrzną część mojego policzka zastanawiając się czy śmierć poprzez uduszenie byłaby wystraczająca okrutna. Westchnęłam starając się zwrócić uwagę Jerome; dupek nawet nie podniósł wzroku znad telefonu.
- Czekam. – wypaliłam mrużąc oczy.
- Na co? – zapytał ze stoickim spokojem.
- Na to abyś wyszedł. – białowłosy podniósł brwi.
- Dlaczego mam niby wychodzić? 
- Bo się Ciebie boję? – dalej utrzymywałam kontakt wzrokowy, mimo że nie należało to do najłatwiejszych. – Nie czuję się bezpiecznie przebywając z Tobą pod jednym dachem, nie mówiąc o tym samym pokoju.
- Boisz się mnie? – moje źrenice lekko się zwiększyło kiedy chłopak wstał i zaczął się w moją stronę przybliżać. 
- Stój. – w obronnym geście wyciągnęłam dłoń do przodu cofając się przy tym. – Tak, a teraz stój.
Białowłosy znalazł się w odległości paru centymetrów, jego spojrzenie wypalało we mnie dziury. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć wyminął mnie bez słowa zostawiając mnie z totalną pustką w głowie. Czyżby jakieś sumienie obudziło się w nim? Przeczesałam palcami włosy starając się poukładać wszystkie myśli. Nic do siebie nie pasowało, jego zachowania były jak kalejdoskop. Raz był tak jak pisały jego akta, a za drugim razem w życiu nie pomyślałabym, że ta osoba ma skłonności do sadyzmu. I co ja mam z tym fantem zrobić? Polubiłam Jerome jako ‘normalnego’ chłopaka, przy którym naprawdę dobrze spędzało mi się czas. Ale nie czułam żadnej sympatii do jego drugiej strony, która najwidoczniej ogarnęła go całkowicie. Nie chciałam aby to wszystko poszło w złym kierunku; wtedy naprawdę mogło by się zrobić źle. Przeklęłam pod nosem wyciągając sztalugę, farby i pędzle. W dupie mam białowłosego, jeżeli ma jakieś problemy ze sobą to niech się leczy. Nie mam zamiaru już więcej przejmować się tym sadystycznym dupkiem, przez którego bałam się cokolwiek zrobić. Umiejscowiłam oprawione płótno na drewnianej sztaludze ignorując piekło rozgrywające się w lewej dłoni. Delikatnie zanurzyłam włosie pędzla w błękitnej farbie, nie miałam żadnego pomysłu na ten obraz. Sunęłam po płótnie tworząc coraz widoczniejsze elementy, detale, szczegóły. Uwielbiałam malować; była to chwila należąca wyłącznie do mnie. 
~*~
Przekręciłam głowę spoglądając na obraz z innej perspektywy. Efekt końcowy nie był zadawalający, odbłyski wyszły wręcz beznadziejnie. Westchnęłam odkładając z cichym hukiem farby na miejsce; nie miałam już siły na poprawianie tego wszystkiego. Odchyliłam głowę do tyłu pozwalając swoim włosom swobodnie wisieć przewieszone przez oparcie krzesła. Byłam zmęczona całym dzisiejszym dniem. Jerome wystarczająco wytrącił mnie z równowagi, moje nerwy były doskonale poszarpane. Podniosłam się do pozycji stojącej zastanawiając się gdzie jest rzeczony osobnik. Po moim kulturalnym wyznaniu, że się go boję i ma delikatnie mówiąc spierdalać to nie widziałam go. Nic dziwnego jak siedziałam od paru godzin zamknięta w pokoju, nieprawdaż? Za oknem już się ściemniło, pierwsze gwiazdy wspinały się po granatowym sklepieniu. Wymknęłam się z pokoju na niższe piętro. Białowłosy siedział odwrócony plecami do mnie, zapewne robiąc coś na telefonie. Czy to już uzależnienie? W mojej głowie zaczął się knuć wręcz genialny plan. Moje kąciki ust lekko drgnęły gdy powoli i jak najciszej zaczęłam zbliżać do nic nieświadomego chłopaka.
- Słyszę Cię. – usłyszałam głos zielonookiego, a mój uśmiech zmienił się w irytację; dupek.
- Spie*dalaj. – mruknęłam podchodząc do blatu kuchennego. 
Z jednej z górnych półek wyciągnęłam masę leków. Westchnęłam czytając notatkę od psychologa, w życiu nie zapamiętałbym takie ilość zażywanych leków. Wsypałam na dłoń parę różnokolorowych pigułek. Szybko popiłam je wodą gasząc ich gorzki smak.
- Po co bierzesz te leki? – uniosłam brwi zastanawiając się czy się nie przesłyszałam.
- Bo jestem chora jakbyś nie zauważył, jest po nich o wiele lepiej. – uśmiechnęłam się smutno opierając się o stół. – Chyba ty też powinieneś jakieś brać, wiesz?
- Nic mi nie jest. – mruknął na co jedynie przewróciłam oczami. – Przecież jak nie weźmiesz tych pigułek to nic Ci się nie stanie.
- Jero stanie się. – westchnęłam nie mogąc zrozumieć dlaczego tłumaczę mu tak banalne rzeczy. – W przeciwieństwie do Ciebie nie mam ochoty przez całe życie użerać się z depresją. To, że ty polubiłeś bycie sadystycznym dupkiem to nie znaczy, że ja chcę codziennie wypłakiwać hektolitry łez i myśleć czy nie byłoby lepiej gdybym się zabiła.
- Nie jestem sadystycznym dupkiem. – resztę mojego wywodu delikatnie mówiąc zlał.
- Jesteś. – uniosłam wzrok na białowłosego. – Twoje zachowania nie są normalne, uwierz lepiej byłoby gdybyś kontynuował leczenie. 
- Skąd wiesz, że kiedykolwiek się leczyłem? – warknął, a po mnie przeszedł nieprzyjemny dreszcz. 
- Od psychologa. Chyba wiesz o tym czy już zapomniałeś, że byliśmy tam dzisiaj? – wyprostowałam się wpatrując się ze złością w niego. – Próbuję Ci pomóc do cholery nie widzisz tego?
- Próbujesz pomóc sobie nie mnie. Boisz się mnie, więc logiczne jest to, że nie chcesz by takie sytuacje miały miejsca. Nie obchodzi Cię to czy chcę się leczyć czy nie. 
- Zajebisty tok myślenia Jerome, wiesz? – wzburzyłam się nieco. – Jesteś egoistycznym dupkiem.
- Suka. 
Zaschło mi momentalnie w gardle, miarka się przebrała. Pistolet leżał na stole. To była sekunda. Przeładowałam broń, wycelowałam, strzeliłam. Huk rozbijanej szyby uniósł się po całej okolicy. Odgarnęłam włosy z czoła spoglądając ze złością w oczy Jerome. Był zaskoczony? Zdumiony? Przerażony?
- Suka? – zapytałam siląc się na najbardziej jadowity ton. – Zaraz ta suka rozpierdoli Tobie tą sadystyczną mordę.
- Delilah uspokój się. – uniósł się z krzesła lekko unosząc rękę w geście abym odłożyła pistolet, niedoczekanie. – Przepraszam.
- Uspokój się? Ja jestem kurewsko spokojna. – wysyczałam przez zaciśnięte zęby dalej celując w głowę chłopaka. – Przepraszasz? Ty masz czelność po tym wszystkim co zrobiłeś przepraszać? Nienawidzę Ciebie, rozumiesz? – przeładowałam broń. – Najchętniej zajebałabym Cię od razu śmieciu.
- Właśnie widzę jak emanujesz spokojem. – westchnął. – Jakbym nie przeprosił to byś była jeszcze bardziej zła. – ostrzegawczo uniosła broń. – Proszę zabij mnie. Dawaj.
Zwęziłam oczy spoglądając na Jerome. No cóż takie obrotu sprawy nie spodziewałam się, ale jak chłopak sam prosi się o kulkę to dlaczego mam nie korzystać? Z każdą sekundą żądza mordu słabła, odłożyłam broń. Przetarłam dłonią zmęczone oczy.
- Dlaczego mnie nie zabiłaś? – wysyczał. – Przed chwilą tak bardzo tego chciałaś.
- Możesz się zamknąć?
- Nie. 
Wstałam z krzesła, sięgnęłam po pistolet i schowałam go zza pasek spodni. Uraczyłam Jerome chłodnym spojrzeniem kierując się do przedpokoju. Narzuciłam na swoje ramiona ciemną bluzę z kapturem. Bez słowa wyszłam z domu.

‘You're too mean, I don't like you
Fuck you, anyway
You make me want to scream at the top of my lungs
It hurts, but I won't fight you
You suck, anyway
You make me want to die, right when I…’

<Jero?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz