środa, 19 kwietnia 2017

Od Matthias'a C.D Alexandra

Poczułem, jak mięśnie mojej twarzy napinają się, wskazując na technikę uśmiechu. Odczuwałem nieodpartą chęć roześmiania się, a mimo to nie byłem pewny jej genezy. Oczywiście, cukier, dużo cukru, ale czy rzeczywiście posiadłby na tyle mocy, aby pobudzić Matthias'a Ashton'a Fletcher'a García do uśmiechu? Powątpiewam. Znacznie większe dla mnie znaczenie miało to, co obserwowałem dzisiejszego dnia. Ludzie są niezwykle zabawni. A smoki? Smoki nie mają wiele powodów do dobrego nastroju. Tyle przeciwności i problemów. Ograniczenie wolności. Życie w niebezpieczeństwie. Odosobnienie od własnego gatunku... Kiedy ostatnio spotkałem przedstawiciela swojego gatunku? Dane o liczebności smoków systematycznie się zmieniają, jednak frekwencja zdaje się obniżać każdego dnia.
Szybkim ruchem ręki wyjąłem z kieszeni kurtki okulary kujonki. Ostrożnie je założyłem i przybrałem pozę myśliciela, opierając podbródek na splecionych dłoniach.
Zakon nas poznawał. Wystarczała mu wyłącznie jedna mała poszlaka, aby poznać w człowieku smoczy pierwiastek. Pamiętam ten dzień, gdy "przypadkiem" odkryłem dane dotyczące mnie samego. Nieprzytomny łowca Zakonny grzecznie pozwolił mi na zajrzenie w akta, jakie posiadał. Oczywiście - znalazłem własne zdjęcie, a informacje znajdujące się pod nim obejmowało słowo "Matt" oraz parę innych charakterystyczności. O niektórych oczywiście nie miałem pojęcia, takich jak: "Wysoki, krótkowzroczny, flegmatyczny, podejrzane działania, najprawdopodobniej diler narkotykowy, ". Ale znajdowały się tam również takie, które rzeczywiście mogły przyczyniać się do śledzenia mojej osoby: "Szatyn, piegi na twarzy, sportowiec, ciemny ubiór, jest w posiadaniu licznej broni ofensywnej i defensywnej, nieprzewidywalne ruchy". Dlaczego było to dla mnie takie pomocne? Ponieważ od tamtego czasu starałem się podtrzymywać kłamliwe informacje, najwyraźniej odsuwające podejrzenia, a nie przybliżające. Stąd chociażby okulary. Ukrywam również jak mogę cechy, które Oni już znają. Dzisiejszego dnia oczywiście tego nie uczyniłem. Zły nastrój działa na mnie w sposób tragiczny. Naraziłem się. Jednakże... Otóż to!
Pstryknąłem palcami, zrzucając wnikliwe, szare spojrzenie na Alexandra. "Do dziś myślałem, że więcej ich nie spotkam.". Właśnie tutaj tkwi cała tajemnica mojego uśmiechu. Alexander od czasu tej wypowiedzi w zamyśleniu przypatrywał się to pomieszczeniu, to ciasteczkom (czy są tam może orzechy?), to samemu mnie. Teraz jednak otworzył usta i odpowiedział na uprzednie pytanie. Powoli i ostrożnie, jakby wyjaśniał naprawdę ważną sprawę.
- Tak, spotkałem ich już kiedyś. Wracając ze szkoły widziałem, jak zaczepili jednego chłopaka. Są niebezpieczni.
- Masz rację - przyznałem, poprawiając okulary. - Są bardzo niebezpieczni.
- Byli agresywni... - dodał.
- Uhm. Agresywni, owszem - odparłem.
Jednocześnie wszcząłem świdrowanie wzrokiem ogromu cukru, jaki leżał na stole. Cały kilogram, oho.
- Najwyraźniej coś od niego chcieli. Pieniędzy?
- O, o, o! - na dźwięk wyjątkowo przemyślanego i sprytnego kłamstwa uniosłem prawą rękę. Gdybym nie miał swoich podejrzeń najprawdopodobniej uwierzyłbym w niewinność chłopaka, jednak w takim wypadku postanowiłem zacząć działać. - Wydaje mi się, że chcieli czegoś zupełnie innego.
- Zupełnie innego? - powtórzył z zaskoczeniem. Wyraz jego twarzy mówił sam za siebie.
"Nic nie wiedział".
- Domyślasz się może, co mam na myśli?
- Dlaczego sądzisz, że mógłbym... - zaczął.
Jednak ja błyskawicznie przerwałem. Wyostrzyłem swoje spojrzenie na blondynie. Był Niemcem. Ciekawe czy posiadał jakąś niemiecką broń?
- Mógłbyś.
Wówczas jego źrenice rozszerzyły się, a on sam odwrócił wzrok. Umilkł. Na mojej twarzy ponownie zagościł uśmiech. Sięgnąłem do cukru, a następnie do kawy. Typowa porcja cukru, czyli taka niemalże niemieszcząca się w filiżance pod wpływem łyżeczki z wielkim trudem się rozpuściła. Dźwięk spotkania naczynia z metalowym obiektem głucho rozległ się w przepełnionym ciszą pokoju. Następnie, przerywając dźwięk, ponownie zapanowała cisza, a moje usta wyrzekły trzy pojedyncze słowa. Trzy słowa oddzielane milczeniem.
- Łakną. Smoczej. Krwi.
Wówczas Alexander niesiony skrajnymi emocjami przemierzył pokój i błyskawicznym ruchem ręki sięgnął pod łóżko. W jego dłoni błysnęła broń.
Czyli jednak ją posiada.
- Czym jesteś?! - krzyknął.
Jego ręka drżała, a jednak byłem przekonany, że była gotowa na pociągnięcie za spust. W związku z tym powoli wstałem. Usiadłem po turecku bezpośrednio naprzeciwko pistoletu i trzymającego go Alexandra.
- Strzel, jeżeli zobaczysz coś nienaturalnego - powiedziałem przyciszonym głosem.
Wówczas postanowiłem wywołać to najprostsze stadium przemiany. Liczne transformacje w smoka przyczyniły się do tego, że potrafiłem to zrobić niemalże bez problemu. W moim przypadku trudniejsze było jednak powrócenie do pierwotnego stanu, aniżeli sama przemiana. Zamknąłem oczy. Odczuwałem ból, jednak to nie on skłaniał do zmiany. To złość i cierpienie. Miałem własne powody, aby odczuwać te emocje. Skrzywiłem się i skrzyżowałem ramiona na plecach. Gdy otworzyłem oczy zamrugałem. Jednak wyczuwałem ich wilgotność.
Dotyka je heterochromia, czyniąc odmiennymi. Gdyby nie z kolei czarna, pionowa źrenica lewego oka prawdopodobnie wyglądałyby jedynie "nienaturalnie", a nie "smoczo". Prawa źrenica zanikła lata temu.
Gdy podniosłem wzrok na Alexandra jego dłoń powoli opadła na podłogę. Niepewnie przygryzł wargę.
- To nie jest nienaturalne - powiedział po dłuższej chwili milczenia.
- Nie jest - powtórzyłem, zdecydowanym ruchem dłoni zdejmując okulary. Powoli przetarłem piekące oczy. - Tajny agent Zakonu nie powiedziałby czegoś takiego.
- Tajny agent Zakonu? - zapytał z przeciwną mojej wypowiedzi powagą. - Istnieje coś takiego?
- Należy brać pod uwagę wszelkie opcje - odparłem. - Popieram akcję z pistoletem.
- Nie sądziłem, że po wypowiedzeniu tych słów...
- To oczywiste, że chciałem cię sprawdzić, Alex.
Chłopak przekrzywił głowę, jakby nie do końca mógł przyjąć do wiadomości to, co powiedziałem. Wówczas szeroko się uśmiechnąłem i chowając trzymane w rękach okulary wstałem. Przydałoby się "schować oczy". Czy wspominałem już, że nie będzie to łatwe?
Nie będzie.
Nawet, gdy skupiam się wyłącznie na tym, to wewnętrznie jestem przecież smokiem, nie człowiekiem. Ścisłe połączenie z drugim obliczem uniemożliwia zwyczajne zapomnienie o nim. Jedyną metodą było osiągnięcie stanu silnego uspokojenia. Nie jestem jednak wybitnie spokojną osobą. Mało tego, byle czym się denerwuję i nie mam na to najmniejszego wpływu. Ależ oczywiście. Gdyby moja siostra nadal była przy mnie wpychałaby we mnie te wszystkie leki dla schizofreników. Jak im to było... Ach tak, leki przeciwpsychotyczne. Dlaczego uważała, że neuroleptyki w jakikolwiek sposób pomogą mojej przypadłości? Wiedziałem, że chciała dla mnie jak najlepiej, ale to, co piszą w internecie jest po prostu skandaliczne.
Rzuciłem krótkie spojrzenie blondynowi, który stał w okolicy regałów, najwyraźniej zastanawiając się, gdzie dobrze byłoby ukryć broń. To oczywiste, że mieszkał z rodzicami. Jednak to, że jest smokiem oznacza również, że jest adoptowany. Być może dziewczynka, która poszukiwała go dzisiejszego ranka była jego przybraną siostrą? Miło jest patrzeć na takie uporządkowane rodziny. Na normalne relacje. Mimo wszystko nie byłem również rozczarowany własną rodziną. To byli dobrzy ludzie. Po prostu z czasem zachodzą zmiany i chyba nikt nie rozumie ich lepiej ode mnie. Właśnie te zmiany przyczyniają się największych życiowych błędów, największych rozczarowań, największych tragedii.... Ale i do wewnętrznego szczęścia. Tak, to wszystko zależy od dnia. Przynajmniej w moim przypadku.
Gdy zasypiam za każdym razem wydaje mi się, że więcej się już nie obudzę.
Dlaczego?
Czy to wszystko przez jedno beznadziejne schorzenie?
Podchodząc do okna czułem, jak moje dłonie drżą. W odbiciu szyby ujrzałem własne oblicze. Wyraz oczu, ust, mimika twarzy... Czy wyłącznie mi się wydawało czy mój nastrój zmieniał się?
Dlaczego to wszystko tak bardzo boli?
Byłem naprawdę rozwścieczony. Starałem się jednak tego nie okazywać. Naprawdę starałem się. Przypominając sobie ostatnią sytuację z bronią palną stwierdziłem, że lepiej nie ryzykować emocjami Alexandra. Moje oczy wciąż trwały we własnej, smoczej postaci, a gdy oparłem dłonie na parapecie ujrzałem na nich pojedyncze, czarne łuski. Wspaniale.
I być może zacząłbym się zastanawiać nad opcją okularów przeciwsłonecznych i rękawiczek, gdy nagle rozległ się dźwięk zamykania drzwi. Z przerażeniem odwróciłem się w stronę pokoju. Byłem przekonany, że to ktoś z jego rodziny właśnie postanowił wrócić. Nie ujrzałem jednak Alexandra w pokoju, co jednoznacznie wskazywało na to, że to on na niższym piętrze domu zamknął drzwi. Z ciężkim oddechem spojrzałem na swoje dłonie.
Naprawdę były zwyczajne. Łuski zniknęły.
Obejrzawszy się w oknie zauważyłem jedynie szarość ludzkich oczu.

<Alexander?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz