Dzień zaczęła jak zwykle, to jest od kłótni z bratem. Bo jakże by inaczej.
- Te, Betha Vulgaris... Podaj mi masło. - rzuciła drwiący uśmieszek starszemu o dwa lata bratu, który z nieprzytomną miną wciągał kanapkę z pomidorem. Słysząc 'wyzwisko' Kat, przewrócił oczami.
- Wyrażaj się, młoda.
- Dzieci, nie kłóćcie się... - dobiegł ich znudzony głos dziadka, Armão. Przeglądał jakiś magazyn o roślinach i nawet nie podniósł znad niego głowy. Przekomarzania się pomiędzy Mirem a Kat były już dla niego chlebem powszednim - twierdził, iż szkoda strzępić języka, bo nastolatki i tak zrobią swoje. Co innego babcia... Tylko za jej sprawą dziadek wciąż zwracał im uwagę, choć robił to bez przekonania, raczej tylko po to, by babcia dała mu spokój.
- Ale jak to, dzień bez kłótni to dzień stracony. - wymamrotała Kat, kopiąc pod stołem brata, który odwdzięczył się tym samym. Skrzywiła się.
- No podasz czy nie?
- Dokładnie... - mruknął Miro, ostentacyjnie przeżuwając ostatni kawałek kanapki i przewracając stronę podręcznika do matmy, nad którym ślęczał.
- Burok jeden. - spróbowała walnąć brata nad stołem, ale w tej samej chwili do kuchni weszła Novinha, babcia Mira i Kat, której jedno ostre spojrzenie znad drucianych oprawek okularów wystarczyło, aby każde z nich zajęło się swoim talerzem. Nawet dziadek odłożył gazetę i udawał, że szuka cukierniczki, choć herbaty nie słodził od ponad 30 lat. Babcia zajęła swoje miejsce przy stole, a Kat poszukała w pobliżu swojego krzesła białej laski, jak zwykle opartej o framugę drzwi. Widząc to, babcia podniosła wzrok.
- Już idziesz? Nawet porządnie nie zjadłaś. Kiedy ty zaczniesz o siebie dbać... - i dalej mruczała w tym stylu, aż Kat nie zdołała się powstrzymać i uśmiechnęła się lekko. Złożyła swoją laskę, wstając i podreptała do miejsca, które niezmiennie od 16 lat zajmowała Novinha. Cmoknęła babcię w policzek i poklepała dziadka po ramieniu.
- Muszę iść, inaczej się spóźnię. Do widzenia. Będę na obiedzie.
Rozłożyła ponownie laskę i ruszyła szybko w kierunku wyjścia z kuchni, ostentacyjnie ignorując wyciągniętą dłoń brata i przeskakując nad jego wyciągniętą nogą. Zawsze tak robił, a Kat szybko się nauczyła, by przeskakiwać to miejsce, nawet jeśli Mira nie było wtedy w domu. Postukała się palcem w czoło.
- Kiedy się w końcu nauczysz, ty gnojku drapieżny, że się na to nie nabiorę?
- Jeszcze zobaczymy. - Miro zaśmiał się i dźgnął siostrę palcem w bok. Skrzywiła się, kiedy odskakując wpadła na ścianę. Równocześnie przez krótką chwilę, dosłownie parę sekund, mogła zobaczyć kuchnię - jej rodzinę, stary stół z jedną nogą złamaną i podpartą deską, błyszczące blaty i szafki. Później znowu wszystko pochłonęła czerń.
Kat ostatni raz posłała uśmiech w przestrzeń i wybiegła szybko z domu, laskę tuż przy drzwiach zamieniając na długi, mocny biały kij. W okolicy swojego domu nie musiała się posługiwać laską, znała te tereny na pamięć, za to kto wie, kiedy taki kij może się przydać. Zamierzała jednak iść do miasta, a tam z jej orientacją było już gorzej.
Szybko przebiegła przez drogę, starając się iść takimi drogami, by nie widać jej było z okna kuchni. W końcu dziadkowie myślą, że idzie do szkoły... Odwróciła się jeszcze raz, zwracając się w kierunku domu. Znów przebłysk. Tym razem dała by sobie głowę uciąć, że w jednym z okiem widziała wysoką, szczupłą sylwetkę. Miro. Prawdopodobnie widział, że kat idzie w stronę zupełnie odwrotną niż do szkoły. Oczywiście nie pomyślałby, że się zgubiła - kat potrafiła doskonale o siebie zadbać, a on o tym wiedział. Zdawała też sobie sprawę, że Miro dotrzymałby tajemnicy, ale pewnie raczej w sytuacji, gdyby mu powiedziała o tym, co zamierza. Inaczej może donieść ojcu, nie chcąc, by coś jej się stało.
Westchnęła, kręcąc głową. No trudno, teraz już nie będzie biegła z powrotem. Ruszyła więc szybko przed siebie, wyciągając kij do przodu, aby nie wpaść na nic i nikogo. Wyrzuciła Mira z głowy. Szła tak, aż dotarła do przejścia dla pieszych. Czekając na zmianę światła, zaczęła wystukiwać laską o chodnik rytm "Bohemian Rapsody". Jednocześnie na oczy wsunęła czarne okulary, a długie brązowe włosy odgarnęła na tył, coby jej nie przeszkadzały. Wyglądało jednak na to, że to na nic, gdyż zerwał się lekki wiatr, który natychmiast rozwalił dziewczynie fryzurę, spychając jej wszystkie włosy na twarz. Z cichym zirytowanym syknięciem zaczęła się wyplątywać, a wtedy ktoś pchnął ją mocno, niemal wrzucając na jezdnię. W ostatniej chwili została pochwycona przez kogoś - a może tego samego, który ją pchnął? - i postawiona z powrotem na chodniku. Zamrugała, okulary niemal spadły jej z twarzy, a biały kij od turlał się gdzieś na bok, wypadając jej z dłoni. Poprawiła okulary na nosie, czekając niepewnie, czy ten ktoś, kogo obecność wciąż czuła u swojego boku, odezwie się czy nie.
<Ktoś? Coś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz