Rozprostowałam ręce czując jak wszystkie moje kończyny powoli drętwieją. Siedzenie w bezruchu przez prawię całą godzinę lekcyjną nie jest zbyt przyjemną rzeczą. Zerknęłam na tablicę, na której w magiczny sposób z jednego małego wzoru powstał jeden wielki chaos. Odgadnięcie czegokolwiek z niej graniczyło z cudem, trzeba było być geniuszem by zrozumieć tok myślenia naszej nauczycielki od chemii. Kobieta ta bowiem dostawała takiego słowo toku, że zatrzymanie tej nawałnicy zdań oraz informacji było wręcz niemożliwe. Westchnęłam przeciągle spoglądając na zegarek na moim nadgarstku, czas jakby stanął w miejscu. Zastukałam opuszkami palców w ławkę czując, że nie wytrzymam ani chwili w dusznej klasie z roznoszącym się zapachem chemikaliów szalonej belferki. Powoli uważnie przyglądając się podejrzliwym gówniarzom zwaną moją klasą odsunęłam krzesło i najciszej jak się dało wstałam. Zarzuciłam torbę na ramię, nauczycielka była zbyt zajęta rysowaniem jakiś bzdur na tablicy aby zauważyć cokolwiek. Inni uczniowie także korzystali – spali, rzucali butelkami po klasie, rysowali różne głupoty na ławkach; dosyć klasycznie. Stąpając niczym zawodowy włamywacz ulotniłam się z klasy, nikt nawet nie uniósł szanownego wzroku gdy dobiegł ich dźwięk zamykanych drzwi. Uśmiechnęłam się pod nosem gdy w końcu znalazłam się na korytarzu szkolnym, wokół mnie nie było żadnej żywej duszy. Pewnym krokiem ruszyłam w stronę wyjścia, ominę jedynie dwie lekcje – nic strasznego, prawda? Wsadziłam dłonie do kieszeni moich spodni, zmrużyłam oczy gdy diabelskie promienie słońca zetknęły się z moją twarzą. Na moje nieszczęście w torbie nie znalazłam okularów przeciwsłonecznych ani nic podobnego chociaż w marnym stopniu. Skierowałam swoje spokojne kroki w stronę parku, chciałam na chwilę swoje problemy odłożyć na drugi tor i przemyśleć parę ważnych spraw dotyczących mnie samej. Drzewa dawały delikatny cień, cichuteńki wiatr poruszał filigranowe liście. Już miałam pomysł na kolejny obraz, bycie artystyczną duszą jest przydatną cechą. Kąciki ust lekko mi drgnęły gdy zauważyłam siedzącą na ławce postać z burzą kręconych włosów. Oczy mnie nie zmyliły – to była Catrine. Aż zachciało mi się śmiać, cały czas wpadałam na tą dziewczynę, było to całkiem… osobliwe. Nawet mnie nie zauważyła gdy stanęłam przed nią, zbyt mocno była pochłonięta w lekturze zaciśniętej w jej smukłych palcach.
- Co czytasz? – zapytałam lekko pochylając się by ustrzec tytuł.
Catrine zaskoczona lekko podskoczyła przyciskając już zamkniętą książkę do piersi. Jej oczy były ja dwa spodki wpatrzone z przestrachem w moją postać, lekko pobladła.
- Spokojnie. – parsknęłam śmiechem wpatrując się w całkiem sparaliżowaną strachem dziewczynę. – Mogę się przysiąść?
- Tak, jasne. – wydukała z zaciśniętej piersi.
<Catrine?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz