Delikatne promienie słońca wydostające się z nie szczelnie zasłoniętego okna zasłoną opadły na moją twarz. Mruknęłam coś niezrozumiałego wbijając palce w pościel, nie chciałam jeszcze wstawać. Postanowiła odwrócić się na drugi bok i spróbować znów zatopić się we śnie, jednakże ręka oplatająca mnie w pasie uniemożliwiła mi wykonanie jakichkolwiek ruchów. Słyszałam czyjeś bijące serce przylgnięte to mojego ciała, oddech osobnika łaskotał mój obojczyk. Zmarszczyłam nos gdy poczułam sunącą po moich plecach dłoń – co do kurwy? Otworzyłam zaspane oczy, mój wzrok natrafił na zielone oczy Jerome. Odsunęłam się jak oparzona, spoglądając na chłopaka z przerażonym spojrzeniem. Naciągnęłam na swoje kończyny koc, nie czułam się dobrze siedząc koło białowłosego tak naprawdę jedynie w jego za dużej koszulce. Mój wzrok błądził po twarzy zielonookiego z pytającym wyrazem.
- Jak…? – zapytałam, a mój głos był nadzwyczaj cichy i niepewny. To nie podobne do Ciebie Delilah.
- Miałaś w nocy koszmar. – odpowiedział podnosząc się do pozycji siedzącej.
- I co związku z tym?
- Przyszedłem do Ciebie, bo usłyszałem krzyki. Gdy chciałem wyjść złapałaś mnie za rękę i powiedziałaś żebym Ciebie nie zostawiał.
- Och. – wyrwało mi się, odwróciłam zakłopotany wzrok od Jerome.
Wyplątałam się z koca i usiadłam na brzegu łóżka. Czułam wzrok chłopaka na swoich plecach, obydwoje nie wiedzieliśmy co mamy powiedzieć. Podniosłam się do pozycji stojącej, podniosłam swoje ubrania i wyszłam jak najszybciej z pokoju. Najzwyczajniej w świecie stchórzyłam – bałam się spojrzeć prosto w twarz chłopaka. Zahaczyłam o pokój Jerome, zabierając z jego szafy jakąś koszulkę.
Po chwili znalazłam się w łazience, zamknęłam drzwi na klucz. Rzuciłam ubrania gdzieś w kąt, a ja bezwładnie osunęłam się na zimną posadzkę. Nie wiedziałam co mam myśleć, moje uczucia były chwiejne jak gałązki drzewa na wietrze. Znałam Jerome zaledwie parę dni, a chłopak zdążył się mocniej zaangażować niż ja kiedykolwiek w cokolwiek. Zaufał złudnej nadziei, którą prawdopodobnie go uraczyłam. Schowałam twarz w dłonie, czułam jak wszystko we mnie pęka. Dlaczego musiałam wszystkich po kolei ranić? Czemu to wszystko tak cholernie trudne?
Nie byłam zła na białowłosego, zrobił to co uważał za stosowne. Sama go o to poprosiłam, nawet jeżeli było to przez sen. Zacisnęłam usta gdy przypomniałam sobie koszmar, który postanowił mnie tej nocy odwiedzić. Chciałam by Tyler mnie nie opuszczał, nie Jerome. Kur*a dlaczego to jest takie skomplikowane i pozbawione sensu? Przeczesałam drżącymi palcami włosy, to mnie zbyt mocno przytłacza.
Z trudem podniosłam się z posadzki, lekko zakręciło mi się w głowię. Oparłam się rękoma o umywalkę starając się zwalczyć zawroty, które mną owładnęły. Uniosłam wzrok na lustro przyglądając się swojemu odbiciu – wyglądałam gorzej niż zazwyczaj. Moje blond włosy smętnie okalały chudą twarz, pod oczami malowały się ogromne cienie. Ciało w pewnym sensie odzwierciedla stan duszy, prawda? Przetarłam dłonią twarz nie mogąc dłużej patrzeć na swoje żałosne odbicie.
Zdjęłam z siebie ubrania, których nawet nie fatygowałam się złożyć czy poukładać. Weszłam do kabiny prysznicowej i pozwoliłam zimnym kropelkom wody osiąść na mojej skórze. Między mną a Jerome powstawała relacja, która nigdy nie powinna mieć miejsca. To po prostu nie powinno się kiedykolwiek wydarzyć. Ale czy w obecnej sytuacji żałowałam? Nie, raczej nie. Bałam się jedynie tego, że to nabierze zbyt mocnego tempa i będę mieć kolejną powtórkę tego co musiałam przeżyć. Nie chciałam też zranić białowłosego, nie zasługiwał na to.
O czym ty do kurwy Delilah mówisz? Otrząśnij się, między wami nic nie ma i nie będzie. Po co wmawiasz sobie niestworzone historie, które tylko zaprzątają Ci głowę? To była jednorazowa sytuacja, która już nigdy się nie wydarzy. Nie powinnam tego tak przeżywać, nic przecież to nie znaczyło. Nerwowo zacisnęłam dłonie, powinnam dzisiaj zażyć leki – nie chciałam dalej kusić losu.
Gdy wyszłam z pod prysznica wytarłam swoje ciało jakimś ręcznikiem wygrzebanym z szafy. Przejechałam palcem po szlaku blizn znajdującym się na biodrze, uśmiechnęłam się smutno. Położyłam dłonie na biodrach
spoglądając na siebie w lustrze, kości miednicy były ostro zarysowane pod warstwą skóry. Wiele traumatycznych sytuacji targało mną i mym życiem. Uważałam, że najlepszym rozwiązaniem będzie śmierć. Jednakże byłam za słaba by skoczyć, podciąć sobie żyły czy zawiązać sznur wokół mojej szyi. Dlatego postanowiłam się zagłodzić, plan ten oczywiście nie wypalił zanim zdążyłam mrugnąć okiem. Mimo to spodobało mi się ten wieczny głód, bycie chudą jak motylek – trwa to po dziś dzień.
Wyrwałam się z mojej chwilowej zadumy, ostatnio za często przyłapuję się nad rozmyślaniu nad przeszłością. Westchnęłam zrezygnowana i przebrałam się w wcześniej przygotowane ubrania. Bluzka, która zapożyczyłam od Jerome wyglądała na mnie jak worek ziemniaków – co się dziwić patrząc na to, że większość moich własnych wisiała na mnie jak na wieszaku. Odstające kawałki materiału włożyłam w spodnie, wyglądało to jeszcze gorzej. Machnęłam na to ręką, i tak nikt nie będzie zwracał na to większej czy mniejszej uwagi. Przemyłam twarz zimną wodą, a zęby umyłam jedyną szczoteczką w łazience, cóż. Włosy rozczesałam błękitnym grzebieniem leżącym koło umywalki i związałam je w niechlujnego koka, który wyglądał jakby przeszło po nim tornado. W skrócie można by rzec, że wyglądałam naprawdę źle.
~~*~~
Gdy wyszłam z łazienki skierowałam się do pokoju, w którym spędziłam ostatnią noc. Łóżko było zaścielone, a z okien zostały odgarnięte zasłony. Po Jerome nie było najmniejszego śladu, och. Odłożyłam swoje rzeczy gdzieś koło łóżka, rozejrzałam się po pomieszczeniu. Czyli tutaj mieszkali rodzice chłopaka zanim ten nie postanowił poprzecinać hamulców w ich samochodzie – ciekawe. Miałam nieodpartą ochotę poprzeglądać zakamarki tego pomieszczenia, jednakże i tak nabroiłam dostatecznie, więc na pomyśle się skończyło. Jak najciszej się dało wyszłam z pokoju, drewniana powłoka z głuchym chrzęstem zamknęła się za mną. W całym domu panowała głucha cisza, po białowłosym ślad zaginął. Skierowałam się do jego pokoju, delikatnie zapukałam, jednakże nikt mi nie odpowiedział. Uchyliłam lekko drzwi – w pokoju nikogo nie było. Zmarszczyłam nos, gdzie ten dureń polazł? Rozejrzałam się po korytarzu, na przeciwległym końcu zamajaczył mi zielonooki na balkonie. Zacisnęłam palce na szlufce od spodni i wolnym krokiem znalazłam się koło Jerome. Chłopak był oparty łokciami o barierkę, w jednej dłoni trzymał papierosa. Stanęłam koło niego, kładąc ręce przed siebie na oparciu. Jerome spojrzał na mnie zaskoczony, z jego ust wydostały się małe kłębki szarego dymu. Wbiłam wzrok przed siebie, bawiąc się swoimi palcami. Nie miałam bladego pojęcia jak zacząć rozmowę. Pierwszy raz w ciągu swojego marnego życia ogarnęło mnie tak dziwne uczucie, mój oddech lekko przyśpieszył oraz poczułam nieprzyjemne szarpnięcie w klatce piersiowej. Denerwowałam się, tak naprawdę nie wiem czym.
- Jesteś na mnie bardzo zła? – zaczął, strząsając popiół z papierosa.
- Nie. Dlaczego miałabym być? – odpowiedziałam cicho.
- Nie wiem. – rzucił obojętnie
Kolejny raz zapadła cisza. Nie podobało mi się to, że Jerome stał się taki obojętny i zdystansowany. Jestem straszną hipokrytą, nieprawdaż? Przegryzłam wargę, zastanawiając się jak wybrnąć z tego wszystkiego.
- Nie rób tak. – wypuścił gwałtownie powietrze z płuc.
- Co? – zwróciłam wzrok w stronę białowłosego wyrwana z rozmyślań.
- Nie ważne. – Jerome zgasił niedopałka i zapalił kolejnego papierosa.
- Nie pal tyle. – mruknęłam.
- Dlaczego?
- Bo to nie zdrowe.
- A zdrowe jest głodzenie i cięcie się? – warknął.
Po moim kręgosłupie przeszedł zimny dreszcz, zauważył blizny. Odwróciłam wzrok starając się uspokoić drgające wargi. Od kiedy Delilah tak się rozklejasz przy kimś?
- Przepraszam. – westchnął i uniósł na mnie wzrok.
Nie odpowiedziałam nic, mój głos w tym momencie brzmiałby tak jakbym miała zaraz się popłakać. Targały mną sprzeczne emocje, brak leków bardzo źle na mnie wpływał. Ukazywałam się przed Jerome w innej postaci – tej wrażliwszej, bezbronniejszej. W ciągu zaledwie paru godzin otworzyłam się przed nim jak przed nikim innym. To nie było dobre, nie powinnam aż tak mu ufać. Mogłam zapierać się rękoma i nogami, ale czy by to coś dało?
- Del, nie złość się na mnie. – powiedział miękkim głosem i zbliżył się do mnie.
Uniosłam wzrok, moje oczy spotkały się z jego. Ostatnią osobą, która użyła wobec mnie tego zdrobnienia był Tyler. Poczułam jak na chwilę brakuje mi powietrza w płucach, dlaczego przeszłość musi nas prześladować do końca dni? Dlaczego to sprawiało tyle bólu?
Białowłosy przybliżył się do mnie jeszcze bliżej, dzieliło nas jedynie parę centymetrów. Cofnęłam się chowając dłonie do kieszeni spodni, bańka mydlana pękła. Twarz zielonookiego lekko stężała, przeszedł przez nią wyraz niezrozumienia.
- Nie ważne. – przeczesał dłonią włosy. – Chodź zrobimy śniadanie.
- Nie jestem głodna. – mruknęłam.
Wczorajszego dnia wepchnął we mnie trzy posiłki, nie wspominając o tym, że normalnie ledwo jadłam jeden.
- Trudno. – znowu jego głos zmienił się na ten obojętny. Co za człowiek.
~~*~~
- Ja już naprawdę nie mogę. – jęknęłam gdy Jerome z niewzruszoną miną kazał mi dalej jeść to zasrane śniadanie.
- Niech Ci będzie. – westchnął, na co ja odetchnęłam z ulgą.
Źle się czułam z tym, że tyle jem. Nie chciałam przytyć. Polubiłam swoje chude nogi, wystające obojczyki - nie chciałam się z nimi rozstawać. Zacisnęłam wargi myśląc nad jakimś dobrym planem na uniknięcie jedzenia, trzeba w jakiś sposób przechytrzyć zielonookiego. Wtedy w mojej głowie rozbłysnął wręcz perfekcyjny pomysł.
- Idę do łazienki. – powiedziałam z chytrym uśmiechem, miałam już wstawać lecz nagle Jerome zagrodził mi drogę.
- Nie zwymiotujesz mi tego kochana.
- Jak…? – wybałuszyłam oczy zastanawiając się czy chłopak czyta mi już w myślach czy to tylko mi się wydaje.
- Podobno osoby chore na anoreksje by uniknąć jedzenia wywołują wymioty. – mruknął przyglądając się mi.
- Nie jestem anorektyczką. – żachnęłam się, nie jestem chora psychicznie. Och, jesteś. – To się nazywa bulimia.
- Jedno i to samo. – wzruszył ramionami.
Zaczynał mnie denerwować tą swoją obojętnością i podejściem do wszystkiego. Po chwili odtarło do mnie co powiedział, poczułam jak zimny dreszcz przechodzi przeze mnie.
- Szukałeś w Internecie.
- Szukałem.
- Już wszystko wiesz o mojej chorobie, prawda? – mój głos nagle ucichł. Chyba znam powód nagłej zmiany stosunku do mnie, ukuło mnie coś w klatce piersiowej.
- Nie. Obiecałaś mi powiedzieć to sama, więc nic o tym nie czytałem. – nasze oczy nawiązały kontakt wzrokowy. – Nie mam zamiaru robić niczego wbrew twojej woli.
Ciepło rozlało się po całym moim ciele, to było miłe.
- Dziękuję.
~~*~~
Spakowałam do torby ubrania i rozejrzałam się po pokoju. Razem z Jerome ustaliliśmy, że lepiej będzie jak jeszcze przez parę dni pomieszkam u niego. Zakon węszył wszędzie, koło mojego domu spotkaliśmy chyba całą chordę. Nie wiem jakim cudem nas nie zauważyli. Westchnęłam i schowałam pistolet za pasek spodni, będzie mi potrzebny. Udało mi się w międzyczasie odnaleźć dwa noże z szarpanymi ostrzami, dawno z nich nie korzystałam. Gdy miałam wszystko zeszłam po schodach na dół, Jerome przyglądał się zdjęciom oprawionym na ścianie.
- Kto to? – zapytał wskazując na dziewczynę o rudych włosach.
- Moja siostra. – poczułam jak w gardle rośnie mi gula, nie byłam gotowa na podjęcie tego tematu.
- Nie chcesz o tym mówić? – spytał, choć doskonale wiedział jaka będzie moja odpowiedź.
- Nie chcę.
Jerome pokiwał jedynie głową.
- To co chyba wracamy. – podsumował.
- Leki. – przypomniałam i poszłam do kuchni.
Wyciągnęłam z jednej szafki dosyć sporą ilość opakowań lekarstw.
- Ile ty tego masz? – zapytał z zaskoczeniem.
- Chyba dość dużo. Tu są leki normotymiczne, przeciwdepresyjne, przeciwlękkowe i nasenne. – zaczęłam wyliczać. – Mam jeszcze przeciwpsychotyczne, jednakże są one na wypadek gdybym miała omamy czy halucynacje. A nie mam, więc nie biorę. Ogólnikowo Ci to dosyć powiedziałam, bo na przykład z normotymicznych mam lit, lamotrigine…
Nagle przerwałam patrząc na lekko zszokowaną minę Jerome.
- Przepraszam. – powiedział cicho, wkładając leki do torby.
Nie ma to jak zrazić kogoś do siebie w ciągu paru sekund? Brawo Delilah, jesteś wręcz genialna.
- Del, jest w porządku. Po prostu jest to dla mnie wszystko nowe i muszę się z tym oswoić. – zaśmiał się przeczesując dłonią białe włosy.
~~*~~
W domu Jerome znaleźliśmy się o dosyć późnej porze, musiałam wstąpić jeszcze do dobrze znanego mi psychologa. Miałam małe braki w lekach a w szczególności w tabletkach nasennych. Zapłaciłam za nie oczywiście tyle, że głowa mała. Przynajmniej będę mogła jakkolwiek zasnąć. Trochę przerażające.
Leki odłożyłam w komodzie koło łóżka, wolałam nie zostawiać ich w kuchni. Mieszkała tu jeszcze jego siostra i babcia, więc wolałam nikogo nie narażać na odkrycie mojej pięknej choroby. Rozdzieliłam dawkę tabletek, szybko połknęłam je popijać wodą. Skrzywiłam się, nie były one zbyt dobre. Leki nasenne po kilku minutach zaczęły działać, moje ciało otępiało. Rozebrałam się i założyłam wcześniej zabrane ubrania z domu, które miały posłużyć mi jako piżama. Zawinęłam się w kołdrę czując jak powieki zaczęły mi niesamowicie ciążyć.
~~*~~
- Del, już jest wszystko dobrze. To tylko sen. – usłyszałam szept koło mojego ucha. Całym moim ciałem wstrząsnął szloch, cała dygotałam. Odstawienie leków było kurewsko złym pomysłem. Wczepiłam palce w bluzkę chłopaka czując jak każda komórka mojego ciała drży. Ramiona białowłosego oplotły mnie w pasie, czułam jego ciepły oddech na mojej szyi. Po moich policzkach toczyły się bezbarwne łzy, moczyły koszulkę Jerome. Jego palce zaczęły gładzić moje plecy.
Mój oddech z każdą minutą się uspokajał, serce przestało łomotać.
- Zostań ze mną. – wyszeptałam.
<Jero? Polsacik mały XDD♥>
- Jak…? – zapytałam, a mój głos był nadzwyczaj cichy i niepewny. To nie podobne do Ciebie Delilah.
- Miałaś w nocy koszmar. – odpowiedział podnosząc się do pozycji siedzącej.
- I co związku z tym?
- Przyszedłem do Ciebie, bo usłyszałem krzyki. Gdy chciałem wyjść złapałaś mnie za rękę i powiedziałaś żebym Ciebie nie zostawiał.
- Och. – wyrwało mi się, odwróciłam zakłopotany wzrok od Jerome.
Wyplątałam się z koca i usiadłam na brzegu łóżka. Czułam wzrok chłopaka na swoich plecach, obydwoje nie wiedzieliśmy co mamy powiedzieć. Podniosłam się do pozycji stojącej, podniosłam swoje ubrania i wyszłam jak najszybciej z pokoju. Najzwyczajniej w świecie stchórzyłam – bałam się spojrzeć prosto w twarz chłopaka. Zahaczyłam o pokój Jerome, zabierając z jego szafy jakąś koszulkę.
Po chwili znalazłam się w łazience, zamknęłam drzwi na klucz. Rzuciłam ubrania gdzieś w kąt, a ja bezwładnie osunęłam się na zimną posadzkę. Nie wiedziałam co mam myśleć, moje uczucia były chwiejne jak gałązki drzewa na wietrze. Znałam Jerome zaledwie parę dni, a chłopak zdążył się mocniej zaangażować niż ja kiedykolwiek w cokolwiek. Zaufał złudnej nadziei, którą prawdopodobnie go uraczyłam. Schowałam twarz w dłonie, czułam jak wszystko we mnie pęka. Dlaczego musiałam wszystkich po kolei ranić? Czemu to wszystko tak cholernie trudne?
Nie byłam zła na białowłosego, zrobił to co uważał za stosowne. Sama go o to poprosiłam, nawet jeżeli było to przez sen. Zacisnęłam usta gdy przypomniałam sobie koszmar, który postanowił mnie tej nocy odwiedzić. Chciałam by Tyler mnie nie opuszczał, nie Jerome. Kur*a dlaczego to jest takie skomplikowane i pozbawione sensu? Przeczesałam drżącymi palcami włosy, to mnie zbyt mocno przytłacza.
Z trudem podniosłam się z posadzki, lekko zakręciło mi się w głowię. Oparłam się rękoma o umywalkę starając się zwalczyć zawroty, które mną owładnęły. Uniosłam wzrok na lustro przyglądając się swojemu odbiciu – wyglądałam gorzej niż zazwyczaj. Moje blond włosy smętnie okalały chudą twarz, pod oczami malowały się ogromne cienie. Ciało w pewnym sensie odzwierciedla stan duszy, prawda? Przetarłam dłonią twarz nie mogąc dłużej patrzeć na swoje żałosne odbicie.
Zdjęłam z siebie ubrania, których nawet nie fatygowałam się złożyć czy poukładać. Weszłam do kabiny prysznicowej i pozwoliłam zimnym kropelkom wody osiąść na mojej skórze. Między mną a Jerome powstawała relacja, która nigdy nie powinna mieć miejsca. To po prostu nie powinno się kiedykolwiek wydarzyć. Ale czy w obecnej sytuacji żałowałam? Nie, raczej nie. Bałam się jedynie tego, że to nabierze zbyt mocnego tempa i będę mieć kolejną powtórkę tego co musiałam przeżyć. Nie chciałam też zranić białowłosego, nie zasługiwał na to.
O czym ty do kurwy Delilah mówisz? Otrząśnij się, między wami nic nie ma i nie będzie. Po co wmawiasz sobie niestworzone historie, które tylko zaprzątają Ci głowę? To była jednorazowa sytuacja, która już nigdy się nie wydarzy. Nie powinnam tego tak przeżywać, nic przecież to nie znaczyło. Nerwowo zacisnęłam dłonie, powinnam dzisiaj zażyć leki – nie chciałam dalej kusić losu.
Gdy wyszłam z pod prysznica wytarłam swoje ciało jakimś ręcznikiem wygrzebanym z szafy. Przejechałam palcem po szlaku blizn znajdującym się na biodrze, uśmiechnęłam się smutno. Położyłam dłonie na biodrach
spoglądając na siebie w lustrze, kości miednicy były ostro zarysowane pod warstwą skóry. Wiele traumatycznych sytuacji targało mną i mym życiem. Uważałam, że najlepszym rozwiązaniem będzie śmierć. Jednakże byłam za słaba by skoczyć, podciąć sobie żyły czy zawiązać sznur wokół mojej szyi. Dlatego postanowiłam się zagłodzić, plan ten oczywiście nie wypalił zanim zdążyłam mrugnąć okiem. Mimo to spodobało mi się ten wieczny głód, bycie chudą jak motylek – trwa to po dziś dzień.
Wyrwałam się z mojej chwilowej zadumy, ostatnio za często przyłapuję się nad rozmyślaniu nad przeszłością. Westchnęłam zrezygnowana i przebrałam się w wcześniej przygotowane ubrania. Bluzka, która zapożyczyłam od Jerome wyglądała na mnie jak worek ziemniaków – co się dziwić patrząc na to, że większość moich własnych wisiała na mnie jak na wieszaku. Odstające kawałki materiału włożyłam w spodnie, wyglądało to jeszcze gorzej. Machnęłam na to ręką, i tak nikt nie będzie zwracał na to większej czy mniejszej uwagi. Przemyłam twarz zimną wodą, a zęby umyłam jedyną szczoteczką w łazience, cóż. Włosy rozczesałam błękitnym grzebieniem leżącym koło umywalki i związałam je w niechlujnego koka, który wyglądał jakby przeszło po nim tornado. W skrócie można by rzec, że wyglądałam naprawdę źle.
~~*~~
Gdy wyszłam z łazienki skierowałam się do pokoju, w którym spędziłam ostatnią noc. Łóżko było zaścielone, a z okien zostały odgarnięte zasłony. Po Jerome nie było najmniejszego śladu, och. Odłożyłam swoje rzeczy gdzieś koło łóżka, rozejrzałam się po pomieszczeniu. Czyli tutaj mieszkali rodzice chłopaka zanim ten nie postanowił poprzecinać hamulców w ich samochodzie – ciekawe. Miałam nieodpartą ochotę poprzeglądać zakamarki tego pomieszczenia, jednakże i tak nabroiłam dostatecznie, więc na pomyśle się skończyło. Jak najciszej się dało wyszłam z pokoju, drewniana powłoka z głuchym chrzęstem zamknęła się za mną. W całym domu panowała głucha cisza, po białowłosym ślad zaginął. Skierowałam się do jego pokoju, delikatnie zapukałam, jednakże nikt mi nie odpowiedział. Uchyliłam lekko drzwi – w pokoju nikogo nie było. Zmarszczyłam nos, gdzie ten dureń polazł? Rozejrzałam się po korytarzu, na przeciwległym końcu zamajaczył mi zielonooki na balkonie. Zacisnęłam palce na szlufce od spodni i wolnym krokiem znalazłam się koło Jerome. Chłopak był oparty łokciami o barierkę, w jednej dłoni trzymał papierosa. Stanęłam koło niego, kładąc ręce przed siebie na oparciu. Jerome spojrzał na mnie zaskoczony, z jego ust wydostały się małe kłębki szarego dymu. Wbiłam wzrok przed siebie, bawiąc się swoimi palcami. Nie miałam bladego pojęcia jak zacząć rozmowę. Pierwszy raz w ciągu swojego marnego życia ogarnęło mnie tak dziwne uczucie, mój oddech lekko przyśpieszył oraz poczułam nieprzyjemne szarpnięcie w klatce piersiowej. Denerwowałam się, tak naprawdę nie wiem czym.
- Jesteś na mnie bardzo zła? – zaczął, strząsając popiół z papierosa.
- Nie. Dlaczego miałabym być? – odpowiedziałam cicho.
- Nie wiem. – rzucił obojętnie
Kolejny raz zapadła cisza. Nie podobało mi się to, że Jerome stał się taki obojętny i zdystansowany. Jestem straszną hipokrytą, nieprawdaż? Przegryzłam wargę, zastanawiając się jak wybrnąć z tego wszystkiego.
- Nie rób tak. – wypuścił gwałtownie powietrze z płuc.
- Co? – zwróciłam wzrok w stronę białowłosego wyrwana z rozmyślań.
- Nie ważne. – Jerome zgasił niedopałka i zapalił kolejnego papierosa.
- Nie pal tyle. – mruknęłam.
- Dlaczego?
- Bo to nie zdrowe.
- A zdrowe jest głodzenie i cięcie się? – warknął.
Po moim kręgosłupie przeszedł zimny dreszcz, zauważył blizny. Odwróciłam wzrok starając się uspokoić drgające wargi. Od kiedy Delilah tak się rozklejasz przy kimś?
- Przepraszam. – westchnął i uniósł na mnie wzrok.
Nie odpowiedziałam nic, mój głos w tym momencie brzmiałby tak jakbym miała zaraz się popłakać. Targały mną sprzeczne emocje, brak leków bardzo źle na mnie wpływał. Ukazywałam się przed Jerome w innej postaci – tej wrażliwszej, bezbronniejszej. W ciągu zaledwie paru godzin otworzyłam się przed nim jak przed nikim innym. To nie było dobre, nie powinnam aż tak mu ufać. Mogłam zapierać się rękoma i nogami, ale czy by to coś dało?
- Del, nie złość się na mnie. – powiedział miękkim głosem i zbliżył się do mnie.
Uniosłam wzrok, moje oczy spotkały się z jego. Ostatnią osobą, która użyła wobec mnie tego zdrobnienia był Tyler. Poczułam jak na chwilę brakuje mi powietrza w płucach, dlaczego przeszłość musi nas prześladować do końca dni? Dlaczego to sprawiało tyle bólu?
Białowłosy przybliżył się do mnie jeszcze bliżej, dzieliło nas jedynie parę centymetrów. Cofnęłam się chowając dłonie do kieszeni spodni, bańka mydlana pękła. Twarz zielonookiego lekko stężała, przeszedł przez nią wyraz niezrozumienia.
- Nie ważne. – przeczesał dłonią włosy. – Chodź zrobimy śniadanie.
- Nie jestem głodna. – mruknęłam.
Wczorajszego dnia wepchnął we mnie trzy posiłki, nie wspominając o tym, że normalnie ledwo jadłam jeden.
- Trudno. – znowu jego głos zmienił się na ten obojętny. Co za człowiek.
~~*~~
- Ja już naprawdę nie mogę. – jęknęłam gdy Jerome z niewzruszoną miną kazał mi dalej jeść to zasrane śniadanie.
- Niech Ci będzie. – westchnął, na co ja odetchnęłam z ulgą.
Źle się czułam z tym, że tyle jem. Nie chciałam przytyć. Polubiłam swoje chude nogi, wystające obojczyki - nie chciałam się z nimi rozstawać. Zacisnęłam wargi myśląc nad jakimś dobrym planem na uniknięcie jedzenia, trzeba w jakiś sposób przechytrzyć zielonookiego. Wtedy w mojej głowie rozbłysnął wręcz perfekcyjny pomysł.
- Idę do łazienki. – powiedziałam z chytrym uśmiechem, miałam już wstawać lecz nagle Jerome zagrodził mi drogę.
- Nie zwymiotujesz mi tego kochana.
- Jak…? – wybałuszyłam oczy zastanawiając się czy chłopak czyta mi już w myślach czy to tylko mi się wydaje.
- Podobno osoby chore na anoreksje by uniknąć jedzenia wywołują wymioty. – mruknął przyglądając się mi.
- Nie jestem anorektyczką. – żachnęłam się, nie jestem chora psychicznie. Och, jesteś. – To się nazywa bulimia.
- Jedno i to samo. – wzruszył ramionami.
Zaczynał mnie denerwować tą swoją obojętnością i podejściem do wszystkiego. Po chwili odtarło do mnie co powiedział, poczułam jak zimny dreszcz przechodzi przeze mnie.
- Szukałeś w Internecie.
- Szukałem.
- Już wszystko wiesz o mojej chorobie, prawda? – mój głos nagle ucichł. Chyba znam powód nagłej zmiany stosunku do mnie, ukuło mnie coś w klatce piersiowej.
- Nie. Obiecałaś mi powiedzieć to sama, więc nic o tym nie czytałem. – nasze oczy nawiązały kontakt wzrokowy. – Nie mam zamiaru robić niczego wbrew twojej woli.
Ciepło rozlało się po całym moim ciele, to było miłe.
- Dziękuję.
~~*~~
Spakowałam do torby ubrania i rozejrzałam się po pokoju. Razem z Jerome ustaliliśmy, że lepiej będzie jak jeszcze przez parę dni pomieszkam u niego. Zakon węszył wszędzie, koło mojego domu spotkaliśmy chyba całą chordę. Nie wiem jakim cudem nas nie zauważyli. Westchnęłam i schowałam pistolet za pasek spodni, będzie mi potrzebny. Udało mi się w międzyczasie odnaleźć dwa noże z szarpanymi ostrzami, dawno z nich nie korzystałam. Gdy miałam wszystko zeszłam po schodach na dół, Jerome przyglądał się zdjęciom oprawionym na ścianie.
- Kto to? – zapytał wskazując na dziewczynę o rudych włosach.
- Moja siostra. – poczułam jak w gardle rośnie mi gula, nie byłam gotowa na podjęcie tego tematu.
- Nie chcesz o tym mówić? – spytał, choć doskonale wiedział jaka będzie moja odpowiedź.
- Nie chcę.
Jerome pokiwał jedynie głową.
- To co chyba wracamy. – podsumował.
- Leki. – przypomniałam i poszłam do kuchni.
Wyciągnęłam z jednej szafki dosyć sporą ilość opakowań lekarstw.
- Ile ty tego masz? – zapytał z zaskoczeniem.
- Chyba dość dużo. Tu są leki normotymiczne, przeciwdepresyjne, przeciwlękkowe i nasenne. – zaczęłam wyliczać. – Mam jeszcze przeciwpsychotyczne, jednakże są one na wypadek gdybym miała omamy czy halucynacje. A nie mam, więc nie biorę. Ogólnikowo Ci to dosyć powiedziałam, bo na przykład z normotymicznych mam lit, lamotrigine…
Nagle przerwałam patrząc na lekko zszokowaną minę Jerome.
- Przepraszam. – powiedział cicho, wkładając leki do torby.
Nie ma to jak zrazić kogoś do siebie w ciągu paru sekund? Brawo Delilah, jesteś wręcz genialna.
- Del, jest w porządku. Po prostu jest to dla mnie wszystko nowe i muszę się z tym oswoić. – zaśmiał się przeczesując dłonią białe włosy.
~~*~~
W domu Jerome znaleźliśmy się o dosyć późnej porze, musiałam wstąpić jeszcze do dobrze znanego mi psychologa. Miałam małe braki w lekach a w szczególności w tabletkach nasennych. Zapłaciłam za nie oczywiście tyle, że głowa mała. Przynajmniej będę mogła jakkolwiek zasnąć. Trochę przerażające.
Leki odłożyłam w komodzie koło łóżka, wolałam nie zostawiać ich w kuchni. Mieszkała tu jeszcze jego siostra i babcia, więc wolałam nikogo nie narażać na odkrycie mojej pięknej choroby. Rozdzieliłam dawkę tabletek, szybko połknęłam je popijać wodą. Skrzywiłam się, nie były one zbyt dobre. Leki nasenne po kilku minutach zaczęły działać, moje ciało otępiało. Rozebrałam się i założyłam wcześniej zabrane ubrania z domu, które miały posłużyć mi jako piżama. Zawinęłam się w kołdrę czując jak powieki zaczęły mi niesamowicie ciążyć.
~~*~~
- Del, już jest wszystko dobrze. To tylko sen. – usłyszałam szept koło mojego ucha. Całym moim ciałem wstrząsnął szloch, cała dygotałam. Odstawienie leków było kurewsko złym pomysłem. Wczepiłam palce w bluzkę chłopaka czując jak każda komórka mojego ciała drży. Ramiona białowłosego oplotły mnie w pasie, czułam jego ciepły oddech na mojej szyi. Po moich policzkach toczyły się bezbarwne łzy, moczyły koszulkę Jerome. Jego palce zaczęły gładzić moje plecy.
Mój oddech z każdą minutą się uspokajał, serce przestało łomotać.
- Zostań ze mną. – wyszeptałam.
<Jero? Polsacik mały XDD♥>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz