Przyglądałem się temu, co dziewczyna robiła ze swoim
kapeluszem.
- Pierwszy raz taki widzę - przyznałem, dalej wpatrując się
w przedmiot.
- To mój cylinder - wyjaśniła. - Lekko się wygiął.
Przyglądałem się mu jeszcze przez chwilę. Nie przepadałem za
noszeniem nakryć głowy innych niż moja bandamka. Rozejrzałem się po lesie. To
miejsce było takie ponure.
- Może wybierzemy się gdzie indziej? - zaproponowałem.
- Gdzie masz ochotę iść? - zapytała lekko zdziwiona. Nie
odpowiedziałem jej, tylko ruszyłem przed siebie. Po chwili usłyszałem jej kroki
za sobą i szybkie "Poczekaj!". Po kilku minutach znaleźliśmy się nad
urwiskiem. Przed nami rozciągał się klimatyczny krajobraz oceanu. Dziewczyna
mruknęła szybkie "Przepiękne".
- Wiem. - Uśmiechnąłem się i siadłem na krawędzi. Nawet
jeśli się zsunę, mogę się przemienić. Dziewczyna dosiadła się. W rękach
trzymała swój kapelusz. Widać był, że jest zachwycona widokiem. Nagle zerwał
się wiatr. Włosy weszły mi w oczy i usta. Po chwili spostrzegłem, że podmuch
porwał cylinder Blarie. Odleciał w stronę oceanu.
- Nie! - zawołała dziewczyna, próbując go dosięgnąć.
- Na co czekamy? - zdziwiłem się i zeskoczyłem w dół,
ciągnąc za sobą znajomą. Przemiana trwała parę sekund. Po chwili wisieliśmy w
powietrzu. Moim oczom ukazał się czerwony smok. Swoimi męskimi oczami nazwałem
ten kolor "czerwony". Pewnie ktoś, znający nie na barwach znalazłby
inne określenie. Blaire była niewiele mniejsza niż ja. Zanurkowałem, aby szybko
pochwycić spadający przedmiot. Zręcznie i delikatnie złapałem go, po czym
oddałem właścicielce. W ludzkiej postaci cylinder wydawał się spory, z tej
perspektywy był malutki i łatwy do zniszczenia. Wylądowaliśmy na urwisku. Dałem
jej do zrozumienia, aby odłożyła bezpiecznie kapelusz obok książki. Noc jeszcze
młoda, przecież nikt nas tutaj nie zobaczy. Kiwnęła głową i ruszyła za mną, gdy
ponownie wzbiłem się w niebo. Dziewczyna również nie odmówiła propozycji
wyścigu. Chciałem trochę bliżej poznać jej umiejętności, a wyścig jest idealny
do tego.
Lecieliśmy skrajem lasu, zręcznie omijając drzewa. Lubię
taki slalom. Zmęczeni dosyć długą rywalizacją wylądowaliśmy na ziemi.
Powróciliśmy do ludzkich form.
- Remis? - zaproponowałem.
- Remis - odpowiedziała i usiadła na ziemi, niedaleko swoich
rzeczy. Oboje byliśmy wycieńczeni. Położyłem się na ziemi. Dzisiejsza noc była
bezchmurna, idealnie było widać wszystkie gwiazdy.
- Ładnie widać Wielki Wóz - stwierdziłem. Blaire też
spojrzała w górę. - Kocham oglądać gwiazdozbiory - dodałem.
- Takie niebo jest piękne - przyznała.
- Tam masz Kasjopeję. - Wskazałem na inny zbiór gwiazd. - W
linii prostej z Wielkim Wozem wyznaczysz Gwiazdę Polarną. Mała wskazówka na
przyszłość.
- Znasz się na tym? - zapytała zaciekawiona.
- Troszeczkę - wzruszyłem ramionami. Jak byłem młodszy, dużo
czytałem o gwiazdach i interesowałem się tym. Połowy tego niestety nie
pamiętam. Zaczynało być coraz chłodniej. Pora już chyba wracać do domu. Wstałem
z miejsca.
- Odprowadzę cię - zaproponowałem.
- Naprawdę nie trzeba... - Odrzekła, gdy podniosłem książkę.
- Nocą tutaj jest dosyć niebezpiecznie - wytłumaczyłem. -
Nie mógłbym cię tak po prostu tutaj zostawić.
- Chodzi o ci o Zakon, prawda?
- A o co innego może mi chodzić? - mruknąłem. Zakon działał
nieoczekiwanie, a ostatnimi czasy był aż nieznośny. Nie wybaczyłbym sobie,
gdyby Blaire coś się stało. Ruszyliśmy do lasu. Było znacznie mniej przyjemnie
niż w pobliżu urwiska. Znacznie straszniej. A nie należę do tych najbardziej
odważnych.
Byliśmy już niedaleko drzewa, przy którym się spotkaliśmy.
Drogę umilaliśmy sobie miłą rozmową. Nagle, w pobliskich krzakach usłyszeliśmy
szelest. Automatycznie odwróciłem się w stronę hałasu. W myślach modliłem się,
aby było to jakieś zwierzę, a nie członek Zakonu. Dziewczyna również wyglądała
na lekko przestraszoną.
<Blaire?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz